Część ósma

114 12 2
                                    


Śnił mi się dziwny cień. Podążał ze mną przez las. W tle ciągle rozbrzmiewał ryk smoka. Chociaż nie. Melodia. Albo jedno i drugie. Nie wiem. Ale to był ten sam dźwięk, który słyszałam już kilka razy. Nagle zmienił się w gwałtowny smoczy ryk, który wyrwał mnie ze snu. Już sama nie wiedziałam, czy mi się śnił, czy naprawdę gdzieś zaryczał smok. Spojrzałam za okno. Spokój. Ciemna, gwiaździsta noc. Żadnych oznak życia. 

- Chyba naprawdę popadam w paranoję. 

Położyłam się ponownie, ale cień już nie wrócił. Melodia też nie. 

Z samego ranka poszłam na plażę licząc na to, że spotkam jakiegoś smoka. Dziwne, ale od kiedy jeźdźcy zaczęli je trenować, tych dzikich pojawiało się znacznie mniej. Czkawka opowiadał, że niektóre mają swoje wyspy i praktycznie w ogóle się z nich nie ruszają. Może odwiedzanie ich to moja jedyna szansa na ich poznanie. Astrid twierdziła, ze to dobrze, bo ludzie nie musza się już z nimi borykać. A mnie właśnie o to chodzi. 

Przemyślałam ten pomysł, wróciłam na lądowisko i na moje szczęście zastałam Czkawkę. Wyjaśniłam o co chodzi. Nie prosiłam o zgodę, ani o rady. Podjęłam decyzję. Jedyne co od niego chciałam, to pożyczyć mapę archipelagu. Nie był przekonany ale nie był też moim liderem, a tym bardziej wodzem. Rozkazy nie dla mnie. Poza tym, jestem starsza. 

- Mam nadzieję, że wiesz co robisz. Nie masz smoka. Łodzią zajmie ci to wiele czasu. Tygodni. 

- Wiem Czkawka, ale co mam do roboty? Nie mam już żadnych zobowiązań. W końcu jestem wolnym duchem, tego chciałam. I pamiętaj, że byłam szkolona do ich zabijania. Nie mam zamiaru tego robić, ale dzięki temu wiem jak przeżyć. 

- No cóż. Może nawet odkryjesz nowe gatunki? Może znajdziesz tego swojego?

Kilka godzin później stałam obok swojej łodzi. Ładowałam wodę i jedzenie. Zabrałam ze sobą także pusty dziennik, który zamierzałam wypełnić. Jedyną moją bronią był sztylet. Ze wszystkimi już się pożegnałam. Na koniec podeszła do mnie jeszcze Astrid i objęła przyjaźnie. Wręczyła mi także mapę. 

- Pomyślnych wiatrów. I powodzenia. Oby nic złego cię nie spotkało. 

- Na to właśnie liczę. 

Po kilku chwilach straciłam już Koniec Świata z oczu. Rozwinęłam żagiel i nabrałam kurs na pierwszą wyspę jaka była po drodze. Smocze lęgowisko. Jeśli chcę jak najszybciej zapoznać niektóre gatunki to właśnie tam. Usiadłam w łódce i dokładnie zaczęłam studiować mapę. Tak wiele do obejrzenia i jeszcze więcej na pewno do odkrycia. 

- Zobaczmy, co będzie kolejnym celem...

Nie dokończyłam własnej myśli bo coś uderzyło w łódź. Najpierw delikatnie, potem mocniej. I znowu. Musiałam złapać się za brzegi, żeby nie wypaść. 

- Co do... - i w tej chwili oblał mnie strumień ciepłej wody. - Mogłam się domyślić. 

Odwróciłam się i znów dostrzegłam radosny pysk Wrzeńca. 

- Odnoszę wrażenie, ze mnie lubisz. Albo nie masz innych znajomych. Gdzie twoje stado?

Nie wiedziałam czy rozumie, ale wyciągnął łeb w moją stronę i oparł go o moją głowę. Widocznie ten typ był samotnikiem. 

- Wiesz, mógłbyś mi towarzyszyć. Pewnie czasem się przydasz. Ale zrezygnuj z oblewania mnie wodą jak nauczysz się ją porządnie nagrzewać. 

Wydał z siebie dziwny bulgoczący dźwięk, ale uznałam to za zgodę. Dałam mu jedna rybę, ale musi zacząć łowić sobie sam, bo dla mnie zabraknie. Usiadłam ponownie i doszłam do wniosku, że przestało wiać. Złożyłam prowizoryczny żagiel i chwyciłam za wiosło. Oj, to nie dla mnie. 

Wiosłowałam kilka godzin, aż zabrakło mi sił. Natomiast mój kompan ciągle był gdzieś w pobliżu. Przepływał czasem pod łodzią, albo wyskakiwał z niej w szale zabawy. To był pierwszy smok, które mogłam dokładniej zaobserwować. Zawsze lubiłam wodną klasę. Chyba dlatego, ze kocham morze. 

Chwyciłam dziennik, ale po co robić drugą Księgę Smoków? Lepiej stworzyć dziennik podróży. Mojej podróży. 

***

Pisanie zajęło mi trochę czasu. Nastał zachód. Cały dzień na morzu, a ja wciąż nawet nie widziałam lądu. Nie widziało mi się spanie na łódce, którą byle fala może przewrócić. Znów zabrałam się do wiosłowania. Wiosło kilka razy uderzyło w wodę co przywołało do mnie smoka. 

- Ugh, w ten sposób do niczego nie dojdziemy. Na pewno wiesz gdzie jest Lęgowisko. Może mógłbyś mi pomóc się tam szybko dostać?

Tylko jak? Nie miał skrzydeł na tyle dużych, aby stworzyć wiatr. Nawet nie wiem czy docierało do niego moje gadanie. Po chwili jego głowa zniknęła pod wodą. Ponowne uderzenie i łódź ruszyła z miejsca. I to dość szybko. Obróciłam się. Widziałam jedynie ogon uderzający o wodę z dużą siłą. Wrzeniec ją pchał, ale czy dobrze kierował? Miałam tylko nadzieję. 

Zatrzymałam się dopiero na lądzie. Poczułam piach pod stopami i poczułam ulgę. Ląd! W najwyższą porę, bo zapadł już zmierzch. Nie było sensu teraz zwiedzać wiec usiadłam jedynie na plaży, oparłam się o głaz i patrzyłam na horyzont. Noc była na tyle ciepła, ze nie rozpalałam ogniska. Smok wepchał łódź bardziej na ląd. Za taką pomoc należała się ryba. Nawet dwie. Odwrócił się i wracał z powrotem do wody. 

***

W nocy ponownie nawiedził mnie cień. Ale tym razem był inny. Był blisko. Miał kształt. Kolor, nieco blady,, ale widziałam go. A jego krzyk był wyraźniejszy. Tym razem błam pewna ze to pieśń. Pełna grozy i piękna. Zbliżał się do mnie, a kiedy myślałam, ze we mnie uderzy, obudziłam się. Tym razem byłam pewna, ze jego ryk był prawdziwy. Sprawił, ze Wrzeniec niespokojnie zarzucił swoim ciałem nad wodę i gwałtownie uciekł w głębiny.

***

Rano stwierdziłam, ze więcej nie oddam steru mojemu towarzyszowi. Nie udało nam się dotrzeć na Lęgowisko. Wyspa była szara i mglista, pełna kamieni. Po prostu wspaniale. Nie wiedziałam co mnie tutaj czeka, a moja jedyna broń to sztylet. Wrzeńca nigdzie nie było. Spojrzałam na mapę, ale nie mam pojęcia gdzie trafiłam. Jedyne co mi pozostało to się rozejrzeć. 

Poszłam w głąb. Mgła opadła. Okazało się, że roślinność jest tutaj niezwykle bujna. Szłam i szłam i żadnego smoka nie widziałam. Czułam się jednak bardzo nieswojo. Miałam wrażenie, że coś mnie obserwuje. Ale nie byłam pewna, ze to przez ten mój sen, czy rzeczywiście coś na wyspie mnie śledzi. 

Potwierdziły mnie w tym przekonaniu ryki dochodzące ze wszystkich stron. Chyba znalazłam się w pułapce. Obracałam się dookoła, ale kompletnie nic nie widziałam. Ryki stawały się coraz groźniejsze i były bliżej. Coś uderzyło mnie w nogi od tyłu. Upadłam głucho na ziemię i nagle nade mną pojawił się smok. Tak po prostu. Zaryczał mi prosto w twarz. Zerwałam się na nogi i cudem uniknęłam uderzenia ogonem. Na drzewie i głazach pojawiło się ich jeszcze kila. Zielone, szare, czerwone... Pojawiały się i znikały. Jeden z nich splunął czymś w moją stronę. Ledwo uniknęłam ataku. Trafił w drzewo, a kwas wyżarł kawałek drewna. Kolejny zaatakował mnie ogonem. Nie byłam przygotowana na atak Zmiennoskrzydłych. I to w takiej ilości.

Uderzyłam w drzewo, wzrok mi się ćmił. Starałam się opanować, ale zaczynałam tracić przytomność. Smoki zaczęły się do mnie zbliżać, pomału. Sięgnęłam po sztylet, rzuciłam i trafiłam w szyję jednego z nich. Zasyczał, ale nie zrobiło to na nim wielkiego wrażenia. Czułam, że to koniec. Jak na ironię, w swoich ostatnich chwilach usłyszałam ten melodyjny ryk, dźwięk z mojego snu. Coś rozproszyło Zmiennoskrzydłe. Potem je zaatakowało. I nastała ciemność.


Moi kochani czytelnicy, dziękuję za te gwiazdki i komentarze. Dalej walczymy o to, żeby blog był bardziej popularny, dlatego zachęcam do promowania i przekazywania zaproszenia tutaj dalej. Macie jakieś pytania, chcecie się czegoś dowiedzieć, śmiało piszcie.

Pozdrawiam


kołysankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz