9. Pojawia się i znika.

Start from the beginning
                                    

*****

Szybko stawiałam kolejne kroki, a obok mnie szedł mężczyzna, który dokładnie dwadzieścia osiem minut temu poprosił mnie o spotkanie. Jak zawsze był ubrany w swój mundur, który składał się z granatowych spodni oraz granatowej marynarki? Chyba tak to można nazwać. 

- Więc, po co chciał się pan ze mną widzieć? - spytałam, przecierając twarz dłonią. - Zgaduję, że nie po to, aby sobie na mnie popatrzeć - spojrzałam na niego, jednak ten obdarzył mnie spojrzeniem na tyle surowym, iż się przymknęłam. 

Mężczyzna otworzył przed nami drzwi do pomieszczenia, w którym najczęściej przesiadywał. Czyli po prostu jego własne biuro. Przepuścił mnie w drzwiach jako pierwszą. Zajęłam miejsce na przeciwko okna. Westchnęłam cicho, gdy zauważyłam, że mężczyzna okrąża biurko i siada naprzeciw mnie. Przygryzłam wargę, patrząc na jego ruchy. 

- Niech mi pan powie, że policja złapała jakikolwiek trop tego człowieka... który skrzywdził dziewczynę mojego brata i tych wszystkich ludzi - spojrzałam na niego z nadzieją. Jego mina nie zdradzała zbyt wiele, właściwie nie zdradzała nic. 

- Niestety - mruknął. - Potrzebujemy czasu. 

- Jakiego czasu, do cholery - warknęłam. - Co musi się stać, żebyście w końcu go złapali? Zabił tyle osób, dla was to nadal za mało? 

- Proszę się nie unosić. 

- Mam czekać aż w końcu i mnie dopadnie? - spojrzałam na niego z wyrzutem. 

- Morderca nie atakuje za dnia, więc po prostu nie wychodź wieczorami z domu. Co chwilę liczba patroli w mieście się zwiększa. Obstawiamy najgorsze ulice tego miasta. Jednak on ciągle zadziwia. Jest mądry, mądrzejszy niż ktokolwiek z nas. Ciężko się do tego przyznać, nie powiem. Jednak taka jest prawda. 

Miał racje. Musiał być cholernie inteligenty, kimkolwiek w ogóle był. Bił na głowę wszystkich policjantów z Phoenix. Mijały tygodnie, a oni nadal nie znaleźli nawet najmniejszej poszlaki. Nic, kompletnie. 

- Jednak nie po to cię tu ściągnąłem. Nie po to, aby przyznawać się do porażki. 

- Więc po co? 

Naszą rozmowę przerwał telefon, który rozdzwonił się w pomieszczeniu. Umundurowany westchnął ciężko i sięgnął po urządzenie. Uważnie śledziłam jego ruchy, mrużąc przy tym oczy. Przeprosił mnie na chwilę i przyłożywszy komórkę do ucha, wyszedł zostawiając mnie samą. 

Ja sama wyciągnęłam swój telefon. Zmarszczyłam brwi, widząc jedną wiadomość. 

To znowu ten numer. Ścisnął mi się żołądek na samą myśl, że ten człowiek znowu do mnie pisał. Co ja miałam zrobić w takiej sytuacji? Byłam totalnie bezradna. Przygryzając wargę, nacisnęłam w ikonkę wiadomości. 

trzymaj gębę na kłódkę. 

W tym samym czasie drzwi za mną trzasnęły. Przestraszona podskoczyłam na krześle i szybko schowałam telefon do kieszeni. 

- Wszystko w porządku? - spytał mężczyzna. - Coś pani pobladła. 

- Tak - odchrząknęłam. - Wszystko okej. Po co mnie pan tu ściągnął? Przepraszam, ale trochę się śpieszę - spojrzałam na niego sugestywnie. 

Facet z powrotem zajął swoje wcześniejsze miejsce i rzucił telefon na blat dębowego biurka. Przetarł twarz dłonią, w którą po chwili chwycił długopis. 

- Kim dla pani jest pani Mara Space? - spytał, wprowadzając mnie tym w totalne osłupienie. Mara? Co ona ma wspólnego z tą sprawą? 

- Jest moją przyjaciółką - powiedziałam, wzruszając ramionami. - Ale o co chodzi? 

The perfect killer ✔️Where stories live. Discover now