Przynoszę dobrą nowinę, więc wszyscy są w nastroju prawie świątecznym. Julek cieszy się swoimi dołeczkami. Nie potrafię mu odmówić, gdy wyciąga do mnie małe rączki. Biorę go na ręce i pozwalam bawić się kluczykami do auta.

*

Proszę Emila o konsultację w sprawie Poli, lecz zbywa mnie krótkim „jeszcze nie zapoznałem się z wszystkimi dowodami". Dwa dni później informuje mnie, że sprawa byłaby łatwa, gdyby nie rodzice ofiary. Okazało się, że dziadkowie Julka zamierzają walczyć o nabycie prawa do pełnej opieki nad wnukiem. Nie pozwolę! Cherubinek nie jest sierotą, ma matkę i ona będzie się nim opiekowała!

Zaplanowaliśmy strategię działania. Pola musi jedynie podpisać zgodę, byśmy ją reprezentowali. Dokładnie, żeby to Emil ją reprezentował. Ja nie mogę zrobić wiele. Kryminał to nie moje klocki. Po drugie: Godlewski. Na swoją obronę mogę tylko powiedzieć, że nie wiedziałem! Aga nie przyznała się, a po ślubie nie zmieniła nazwiska, więc niby skąd miałem wiedzieć!?

Ustaliliśmy datę widzenia. Emil zarezerwował salę do spotkań rodzinnych, by nikt nam nie przeszkadzał. Pola była w areszcie już dwa miesiące, sprawę rozpatrywano bardzo powoli, a dotychczasowy obrońca nie kwapił się, by ją przyspieszyć.

Przez telefon opowiedziałem pani Basi, że wszystko jest pod kontrolą i zaproponowałem zabranie Julka na spotkanie z mamą. Pozostało mi tylko kupić fotelik samochodowy. W sklepie od razu namierzam ekspertkę. Wokół niej krążą cztery elektrony różnej wielkości, piątego ma uwiązanego do siebie, więc wniosek nasuwa się sam: będzie wiedziała wszystko! Za jej namową kupuję kilka rzeczy, o których istnieniu nie miałem do tej pory pojęcia. Składanie mebli z Ikei w latach studenckich powinno wystarczająco rozwinąć moje zdolności manualne, więc odmawiam fachowej pomocy przy montażu fotelika. Niestety, moje kwalifikacje okazują się niewystarczające. Po godzinie starań drę instrukcję, wyłączam tutorial z You Tube i zaczynam walić głową w maskę. Mentalnie! Nie żeby fizycznie! Przy trzecim uderzeniu wpadam na genialny pomysł. Taśma izolacyjna! Dokładnie sztuk dwie. Fotelik nie do ruszenia. A jeśli już, to razem z całą skórzaną tapicerką tylnej kanapy.

Zaopatrzony w fotelik, chusteczki dla niemowląt, banany i słoiczki z przecierami owocowymi myślałem, że nic mnie nie zaskoczy. Zaskakuje mnie jak zwykle mój przodek z epoki paleozoicznej. Gdy przypinam malca pasami, dopada mnie dziadunio.

– Jak długo zamierzasz ukrywać przede mną, że mam wnuka?! Jak ma na imię ten przystojniak? – Wepchnął się do samochodu. – Dobrze, że urodę ma po mamusi, a nie po moim zięciu.

Najwyraźniej znów pomylił mnie z moim ojcem. Coraz częściej mu się to zdarza.

– Ja jestem twoim wnukiem! Dziadku, to wnuk pani Basi.

– Jakiej Basi?

– Pani Basia zaprasza cię na herbatkę – kłamię, by wylazł z samochodu.

– To już idę. Basiu kochana...! – Faraon rusza w kierunku drzwi sąsiadki, a ja mogę odetchnąć z ulgą.

– Muszę znaleźć mu dom spokojnej starości – mówię do malca. Julek kwiczy ze śmiechu. Z tą szyną na pewno jest mu niewygodnie. Dobrze, że za kilka lat nic nie będzie pamiętał. Gdyby nie opowieści mamy sam bym nie wiedział, że dzięki dziadkowi miałem nastawiany nos jako trzylatek. Ze swoim kolegą Heniem zabrali mnie na sanki, ale zamiast ciągnąć mnie osobiście, dziadunio wpadł na pięciogwiazdkowy pomysł: zaprzągł do sanek owczarka pana Henia. Do tego, co się stało potem, nikt nie chciał się przyznać: ani pan Henio, ani dziadunio, ani pies, który jak zbiegł z miejsca wypadku, tak do tej pory nie wrócił. Grunt, że historię znam tylko z opowieści, a ten słodki maluch być może wcale się nie dowie, jak doszło do złamania jego nóżki.

Rany Julek! #1 Teo [ZAKOŃCZONY]Where stories live. Discover now