1 | LEGENDARNI

1.4K 98 90
                                    

DWA MIESIĄCE WCZEŚNIEJ

― Nie opuszczę mojej oazy spokoju, tylko dlatego, że moja niezrównoważona emocjonalnie siostra wysadziła w powietrze pół wsi. O nie. Zapomnij ― oświadczam stanowczo, machają wskazującym palcem przed nosem stojącej przede mną blondynki. ― Nie tym razem. Nikt nie będzie reorganizował mi życia bez mojej zgody.

― Klamka zapadła.

― Gówno zapadła ― denerwuję się. Rozkładam szeroko ramiona, wskazując ostentacyjnie okno. Kręcę szyją, rzucając spojrzenie to na rozciągające się po drugiej stronie widoki, to na kobietę. ― Widzisz to? To jest moje życie. I je uwielbiam.

― To nowe też polubisz. Wystarczy, że odpuścisz ― przekonuje mnie dalej. Parskam niegrzecznie pod nosem. Nie udaje mi się wyprowadzić jej z równowagi. Przysiada na podłokietniku fotela. ― Skarbie, to dla twojego dobra. Norwegia, nasz dom, przestała być dla nas bezpiecznym miejscem.

― Poważnie? ― znów parskam. ― Była bezpieczna, dopóki jełopy z Bergen nie zaczęły spoufalać się z wiedźmami. I całym tym...

― ...psim paskudztwem ― cytuje mnie. Unoszę brew, wykrzywiając usta w wyrazie uznania. Nieźle. Jestem pod wrażeniem. ― Posłuchaj, William... Znam twoją opinię na temat tej naszej... Społeczności ― walczę z wywróceniem oczami. Nie jest przekonana do tego określenia. ― Jednak... W pewnym sensie wszyscy jesteśmy rodziną i...

― ...jaką, kurwa, rodziną? ― jeżę się. Moje ciśnienie zaczyna gwałtownie skakać. ― Twoją jak już. ...i gdzie cię teraz ma? Ta twoja rodzina?

― William.

― Nawet nie wiedzą, że żyjesz ― stwierdzam dobitnie. Nie myślę nad tym, co mówię. Jestem zły. ― Ja jestem twoją rodziną. Mogłabyś to wreszcie docenić.

Blondynka spuszcza głowę, wbijając wzrok w podłogę. Widzę, jak zaciska usta w cienką linię. Nie wiem, czy powstrzymuje się bardziej przed łzami, czy palnięciem czegoś, co zdecydowanie powinienem teraz usłyszeć. W pokoju zapada cisza. Zza okna docierają wyłącznie odgłosy wiatru, cichego szumu fal i wieczornego życia miasta.

Biorę głęboki wdech.

Przechylam głowę i ściągam wzrok z kobiety. Nie chcę widzieć, że jest przeze mnie smutna. To najgorszy widok, jaki mogę zastać. Nie lubię tego uczucia, gdy każdy nerw mojego ciała zaczyna drżeć ― odnoszę wtedy wrażenie, że wybuchnę niczym bomba zegarowa. Bębnię palcami o zgięcie łokcia i próbuję się uspokoić. Ale to gówno daje.

Skupiam więc wzrok na wiszących na ścianie ramkach. Jest ich sporo. Widnieją na nich portrety młodych chłopców i dziewczyn, pod spodem przyklejono daty narodzin i śmierci ― niektóre mają tylko tę pierwszą. Zatrzymuję się na najmłodszej fotografii. Widzę na zdjęciu kobietę i mężczyznę. Moi rodzice wyglądają na szczęśliwych. Ciekawe, czy znaleźli wreszcie swoje miejsce na świecie? I czy jeszcze żyją? Myśl ta przywołuje mnie do porządku; ponownie skupiam spojrzenie na blondynce.

Ona też mogła opuścić to miasto. Zacząć życie od nowa. Może znaleźć miłość, która dotrzymałaby jej tempa. Założyć rodzinę. Korzystać bez hamulców z przekleństwa nieśmiertelności, jakim odwdzięczyła jej się pewna wiedźma. Nie zrobiła żadnej z tych rzeczy.

Została ze mną.

― Nie chciałem tego powiedzieć. Poniosło mnie ― odpieram szczerze. Odchylam głowę do tyłu, wypuszczając z ust powietrze; biały obłok rozpływa się w mig. ― Jesteś ostatnią osobą, na której powinienem się wyżywać. Przepraszam, Torid.

― Nic się nie stało ― odpiera po chwili. Wiem, że kłamie. Stało się. Przegiąłem. ― William... ― Torid unosi głowę. W jej oczach maluje się troska. ― Chcę, żebyś miał dobre życie. I był bezpieczny. Tylko to się dla mnie liczy.

NORTHMAN | LEGACIES + KAI PARKERWhere stories live. Discover now