11 | SALTO CHWAŁY

163 25 119
                                    

— Boże! — wydzieram się.

Wzywam świadomie tylko jednego, bo widząc to, co dzieje się wokół, mógłby zagrzmieć raz, a słusznie. Łapię się dłonią za serce, gdy staram się złapać wdech. Pikawa mi lata jak szalona, a nawet dobrze nie zaczęliśmy dzisiejszego wieczora.

Trzymając rękę na moim ramieniu, Alaric wstrząsa mną mało delikatnie, aż mi się obraz przed oczami rozjeżdża. Przymykam powieki, żeby nikt nie widział, jaki jestem wewnętrznie rozdygotany. Pedro okazuje się w tej sytuacji mało użyteczny, kiedy wybucha tym swoim skrzekliwym śmiechem i zginając w pół, bije się dłonią po udzie.

— Jakbym dostał zawału to też byś, preclu, rżał?! — denerwuję się. Depczę go po lakierce. Pedro podskakuje, a potem wskazawszy mnie palcem, skarży się dyrektorowi:

— Panie dyrektorze, William mnie zdeptał.

— Dorian miał was pilnować — zaczyna oczywistością Alaric, lekceważąc skargę dziecka. — Co wy tutaj robicie?!

— Też zadaję sobie to pytanie — odpowiadam mrukliwie. Zrzucam z siebie łapę doktorka, a potem przechodzę bliżej Hope i małego, aspirującego konfidenta. Wytykamy sobie z Pedro języki. — Gdzie jest cała reszta? Grobowy klimacik się zrobił.

— Dzieci są bezpieczne z Emmą.

Mam się z tego powodu ucieszyć, czy coś? Jedna Emma świata nie zbawi. Swoją drogą, gdzie o tej porze są pozostali nauczyciele? Czy ktokolwiek oprócz Emmy i Doriana uczy w tej szkole paszczurów? A może tylko tę dwójkę jestem w stanie zdzierżyć, dlatego zwracam na nich uwagę? Miałoby to sens. Mam wyszukany gust.

— Oto jak zabić gargulca — Hope wkracza do akcji. Robię dla niej więcej miejsca, bo lubię, jak ratuje świat, jeśli nie wystawia się pod cudze kły. Urocze to, tak w sumie. Albo nie. To nie jest urocze. Co to w ogóle za myśl. I skąd się wzięła? Nieważne. Obserwuję uważnie, jak wyciąga rękę i podsuwa pod zadarty i nadęty nos Alarica książkę z przepisem na śmierć. Dziewczyna wraca na swoje miejsce i stając po mojej lewej, oznajmia:

— Musisz to przetłumaczyć.

Doktor Saltzman skacze wzrokiem między naszą dwójką, otwarcie lekceważąc Pedro, a chłopiec, korzystając z zamieszania, teraz sam mści się na mnie, gdy depcze mnie lakierką. Mało to boli, ale trampka już mam ujebanego kredą z biblioteki, więc jak pójdziemy na stronę, gówniarz dostanie z iskry w loczka. Alaric przekartkowuje książkę.

— Galijski — oświadcza.

— Patrzcie, no — wzdycham. — Gdyby to był staronordycki, ciocia Freya już dawno by nam to przetłumaczyła! — stwierdzam głośno.

Patrzę kątem oka na Hope. Uśmiechnęła się, a to znaczy, że plusuję. Oby dalej. Jak kiedyś niechcący uratuję świat przed zagładą, już totalnie zostaniemy besties.

— Co sugerują Galowie? — podpytuje Hope.

— Pewnie to, co radził w swoim poradniku Riker Brunn — dodaję kolejną myśl, która wydaje mi się niezwykle błyskotliwa. Rąbię pięścią o otwartą dłoń. Marszczę groźnie brwi. — Tłuc, aż zdechnie...

— ...poniekąd masz rację — zgadza się ze mną Alaric. Aż mnie szok chwyta. Niego chyba też, bo gdy patrzymy po sobie, brwi ma uniesione w niemym zaskoczeniu. — Trzeba uderzać go z całej siły. Wielokrotnie.

— Czytałeś ten poradnik Rikera? — trąciwszy mnie łokciem w bok, Hope zadaje mi podstawowe pytanie. Oczywiście, że czytałem. Prawie każdy w Europie, a na pewno każdy z mojego półwyspu, zna poradnik Rikera. Mój półwysep, ależ to egzotycznie brzmi. Uśmiecham się jednak, poprawiam dłonią włosy i kłamię bezczelnie:

NORTHMAN | LEGACIES + KAI PARKERWhere stories live. Discover now