17 | WSPÓLNE ŻALE

85 16 13
                                    

W norweskiej szkole pani pedagog powiedziała, że dobre z Williama dziecko, ale nie umie radzić sobie z gwałtowną zmianą emocji. Tłumaczyła tak moje zachowanie, kiedy pewien turbo bogaty elf nazwał moją siostrę ognistą szmatą, a potem zdziwił się, gdy takową — prawdziwą, podpieprzoną woźnej i płonącą — oberwał. Nie dość, że broniłem honoru jedynej pozostałej mi bliskiej osoby, to dwa; nie mogłem sobie odpuścić popisu przed niejaką Elsie, której taktyka bitewna do gustu nie przypadła. Uznała, że muszę się leczyć na banię, co również uzmysłowiło mi, że nie byliśmy sobie pisani. Dzisiaj natomiast, gdy ogień wyłazi mi nosem, a gały roznosi czerwony żar, mój mentalny suport przybywa mi z odsieczą.

Co swoją drogą oznacza, że Elsie serio nie była mi pisana. Najwyraźniej to miejsce należy do Hope Mikaelson, bo to ona łapie mnie gwałtownie za ramię, kiedy stawiam w odruchu krok przed siebie, żeby objąć płomienną chmurą mojego współlokatora. Współlokator — wypluwam to słowo.

A pedagog miała rację — jak wsiądę w emocjonalną kolejkę górską, to całe siano w głowie pali się jak wiedźma na stosie.

...tragiczne porównanie. Nieważne. Ja tu zaraz wyjdę z siebie.

Alaric patrzy z przestrachem w oczach na szaleńczy mord wymalowany na mojej twarzy. Brakuje mu słów, a może zwyczajnie nie wie, jak okiełznać smoka. Tymczasem stojący przede mną chłopak szczerzy się półgębkiem, jakby cała ta sytuacja po ludzku go bawiła. Łamaga z niego patentowana, nawet kłamać nie potrafi.

— To jest żart, tak?

Ton mojego głosu brzmi nisko, prawie jak pomruk potwora z lasu, a rozgrzany dym opuszcza moje płuca. Alaric macha dłonią, rozpraszając z kwaśną miną obłok. W międzyczasie Hope opuszcza swoją kryjówkę, aby zdjąć z Alarica ciężar sprawy, a raczej trochę na mnie wpłynąć, nim zrobi się niepokojąco. Przesuwa dyskretnie ręką po mojej własnej, co nawet działa, bo trochę schodzę z ciśnienia. A w każdym razie, na tyle, że widząc tę minimalną zmianę w moim zachowaniu, doktor Saltzman uśmiecha się z mniejszą sztucznością.

— To kryzysowa sytuacja — tłumaczy. Parskam. Kryzysową sytuację będzie miał wtedy, jak znajdzie swój nowy uczniowski nabytek w stawie za szkołą. — Jestem pewny, że się dogadacie. Macie ze sobą wiele wspólnego. Prawda? — bredzi dalej. Mężczyzna zerka na stojącego po prawej chłopaka. Te bajeczki przestały kręcić także i niego, bo splatając przed sobą ramiona, wypomina:

— Wspólny to mamy temat długu.

Nawet się nie wprowadził, a już zasłużył na eksmisję. Jak najdalej stąd, tam skąd przybył. Pieprzone Bergen tylko na niego czeka.

Na swojego walonego Konfidenta.

— Nie będę z nim mieszkał — denerwuję się. Naśladując zobojętniałą pozycję drugiego custosa, pochylam się przed siebie. Byle nie dostać uwagi do dziennika za nadchodzące słowa, przerzucam się na język, który obydwaj doskonale rozumiemy. — Faen ta deg, Alexander.

— Nie mam zielonego pojęcia, co powiedziałeś — wtrąca się Alaric, rozdzielając nas, nim konflikt się rozwinie — ale zapewne było to coś, za co dostałbyś godzinę w szkolnej kozie...

— ...kazał mi się pierdolić — wyjaśnia. — W statucie macie zapis, że wszyscy uczniowie są traktowani równo i sprawiedliwie. — Alaric przymyka powieki, pociera palcami skronie. Wygląda, jakby zaczynał żałować swojej decyzji. Mimo to Svensson uśmiecha się rozbawiony, kiedy kończy:

— Czy William dostanie karę?

— Uduszę cię — odgrażam się. — Poduszką. Lepiej nie zamykaj w nocy oczu. Dopadnę cię, kiedy tylko zaśniesz.

NORTHMAN | LEGACIES + KAI PARKEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz