- Mamo. - czuję małe rączki na twarzy. Mruczę coś nieskładnie, dalej śpiąc. - Mamo wstawaj, bo się spóźnię! - Zack zaczyna ciągnąć mnie za włosy, przez co jestem zmuszona otworzyć oczy i zacząć się bronić.
- Która godzina? - pytam ziewając.
- Nie wiem, ale ja nie śpię, więc ty też nie.
- Odwal się, dobra? - burczę siadając, a następnie zaczynam go łaskotać. - Nigdy więcej mnie nie budź. - grożę palcem, a on cały czerwony ze śmiechu kiwa główką. - Co chcesz jeść? - pytam spoglądając przelotnie na zegarek. Mamy jeszcze sporo czasu.
Biorę go na ręce i po drodze zgarniając kapcie, udaję się do kuchni.
- Chcę bekon ! Dużo bekonu! - klaszcze w rączki, przez co wywracam oczami.
- A poza bekonem co byś zjadł?
- Nic. Bekon!
Wzdycham usadawiając go na krześle, a następnie przygotowując mu śniadanie nie składające się tylko i wyłącznie z bekonu.
- Będziesz gruby. - uśmiecham się do niego, a ten pokazuje mi język. - Smacznego. - całuję go w głowę, a następnie idę wziąć prysznic. Przebieram się w przygotowane wcześniej rzeczy. - Zjadłeś już? - pytam wchodząc do kuchni.
- Tak.
- Umyłeś ząbki?
- Tak.
- Chuchnij.
- Nie.
- Marsz do łazienki.
Wzdycha ale wykonuje moje polecenie. Za ten czas robię sobie kawę i wypijam ją.
Słyszę jak człapie do swojego pokoju, więc idę za nim.
- Jest zimno na zewnątrz więc na pewno nie pójdziesz w tym. - wskazuję na jego letni strój.
- Dlaczego? - jęczy płaczliwie.
- Bo ja tak powiedziałam.
Rzucam mu ostatnie spojrzenie i wychodzę z pokoju. Udaję się po moją torebkę i wszystkie potrzebne rzeczy, a następnie pukam do jego drzwi.
- Już jesteś gotowy ?
- Tak. - wychodzi nadąsany z pokoju.
- Zack, pada deszcz, niefajnie by było gdybyś poszedł w krótkich spodenkach.
- Głupi deszcz. - tupie nóżką, zakładając na nos okulary.
- Ej to moje! - zauważam a ten pokazuje swoje ząbki.
- No wiem.
Nic nie mówiąc udajemy się do wyjścia, a po chwili jesteśmy już w drodze do przedszkola.
- Masz być grzeczny. - oświadczam, kiedy parkuję pod szkołą.
- Bla bla bla. - mamrocze wychodząc z samochodu. Odprowadzam go, a następnie znowu wsiadam do auta.
Po jakichś paręnastu minutach, jestem już w moim miejscu pracy.
* * *
Po dzwonku, udaję się do sali w której mam pierwszą lekcję.
- Dzień dobry. - witam się ze wszystkimi lekkim uśmiechem, siadając za biurkiem. - Dzisiaj przypomnimy sobie biografię Williama Shakespeare'a. Jak już wiecie dokładna data narodzin artysty nie jest znana. Wiadomo natomiast, że został ochrzczony 26 kwietnia 1564 roku. Przyszedł na świat w niewielkiej miejscowości Stratford-on-Avon w środkowej Anglii. Jego ojciec John Szekspir, był zamożnym rzemieślnikiem i radnym, a matka Mary, córką miejscowego farmera Roberta Ardena. Uważa się, że artysta pobierał nauki w miejscowym gimnazjum, gdzie studiował dzieła łacińskich klasyków, a zwłaszcza Owidiusza. 28 listopada 1582 roku wszedł w związek małżeński z Anne Hathaway, kobietą starszą od siebie o osiem lat, córką miejscowego farmera. Mieli trójkę dzieci. Historycy twierdzą, że ich pożycie nie było jednak szczęśliwe, m.in. ze względu na biseksualną orientację art... - przerywam mi dźwięk otwierania drzwi. Odwracam się w tamtą stronę i widzę wysokiego chłopaka o podniesionej, czarnej grzywce do góry. Bez żadnego słowa siada z tyłu klasy. - Spóźniłeś się. - spoglądam na niego, a ten wzrusza ramionami.
- No i co z tego?
- Ściąg okulary jak ze mną rozmawiasz. - karzę, a ten tylko zanosi się śmiechem.
- A ty maleńka ściąg tą bluzkę. Zapewne masz pod nią cuda.
- W 100% - odzywa się ktoś innym.
Słyszę pomruki i chichoty w klasie, przez co jestem lekko zaskoczona i skołowana.
- Uważaj z kim rozmawiasz. - ostrzegam jego bezczelność.
- Pani również. - ściąga swoje okulary z nosa, zakładając je na dekolt bluzki. - Teraz pani kolej. No dalej maleńka, zdejmuj bluzkę.
- Jesteś bezczelny. - oburzam się, a ten tylko układa usta w dzióbek po jednej stronie twarz.
- Jak kto woli. - uśmiecha się podle, a ja nie chcąc już zaczynać z nim konwersacji, wracam do lekcji.
Minuty dłużą mi się niemiłosiernie. Stając tyłem do klasy, pisząc coś przy tablicy, czuję jego wzrok na mnie. Jak wypala dziurę.
Przełykam ślinę i dumę, zadając zadanie domowe. Wraz z dzwonkiem wszyscy opuszczają klasę. Wzdycham z ulgą widząc, że nie ma tego głupiego chłopaka, który rozmawiał ze mną na lekcji.
* * *
Mija 6 godzin i padnięta wracam do domu. Już od wejścia słyszę chichoty i śmiechy.
- Hej Lou. - uśmiecham się do przyjaciela bawiącego się z Zack' iem.
- Hej Amela. Jak tam w pracy ?
- Nawet nie pytaj. - całuję go w policzek, a następnie chłopca. - Dzięki że go odebrałeś. - nawiązuję do przedszkola Zack' a.
- Drobiazg. Zawsze to robię, a ty zawsze mi dziękujesz. - uśmiecha się.
- To już tradycja. - uśmiecham się.
- Jutro niestety nie będę mógł go go wziąć. Moja mama dzwoniła i muszę do niej jechać. - wzdycha, a ja kiwam głową. - Poradzisz sobie?
- Tak tak, jakoś muszę.
- W takim razie dobrze. Trzymaj się. - całuje mnie w policzek i zmierzwiając włosy Zack' a, wychodzi.
- Chce pić! - mały pojawia się obok mnie.
- To idź sobie weź.
- Ty mi daj!
- Nie krzycz. - upominam go marszcząc brwi. - Odrobiłeś z Louisem pracę domową? Czy nie?
- Nie-e. Bawiliśmy się, a z resztą ty zawsze mi pomagasz.
- No dobra. - wzdycham szybko biegnąc do kuchni i nalewając do szklanki sok. - Jadłeś coś ?
- Tak.
- Co?
- Pizzę. Lou powiedział że nie umiesz gotować.
Lekko się uśmiecham, na jego słowa a po chwili jesteśmy już w jego pokoju.
- Wyciąg wszystkie zeszyty i książki. - instruuję odbierając dzwoniący telefon. - Halo? - wychodzę na korytarz.
- Moja kochana Amelia zmieniła miejsce zamieszkania?
Przez moje ciao przechodzi fala dreszczy.
- Czego chcesz?
- A czego mogę chcieć? Mojego syna. Obiecuję jeśli tylko cię dorwę, zabiję cię gołymi rękoma. - syczy i dobrze wiem, że to nie jest jakaś tam pogróżka. Mogę modlić się tylko w duchu, by mnie nie znalazł.
- Odczep się od nas. - szepczę zaniepokojona. - Zostaw nas w końcu w spokoju.
- Kochanie moje najdroższe, ucieknięcie ode mnie to był twój największy błąd jaki mogłaś popełnić.
- Nie dzwoń do mnie, w ogóle skąd masz mój numer? - pytam spanikowana.
- Mamo no chodź! - zamieram kiedy słyszę wołanie Zack' a.
- Daj mi syna do telefonu.
- Nigdy. - mówi z goryczą.
- Zrób to, albo inaczej sobie pogadamy.
Przestraszona od razu się rozłączam.
CZYTASZ
The secret of the teacher / ZM ✅
FanfictionDoznawałam to wszystko dokładnie. Jego gładkie słowa. Czarne, błyszczące oczy. Doświadczenie z kłamstwem i uwodzeniem kobiet. Już wtedy wiedziałam, że zakochałam się w diable. (c) H-yuna 2014/2015