✖-1

15.7K 721 118
                                    

- Mamo. - czuję małe rączki na twarzy. Mruczę coś nieskładnie, dalej śpiąc. - Mamo wstawaj, bo się spóźnię! - Zack zaczyna ciągnąć mnie za włosy, przez co jestem zmuszona otworzyć oczy i zacząć się bronić.

- Która godzina? - pytam ziewając.

- Nie wiem, ale ja nie śpię, więc ty też nie.

- Odwal się, dobra? - burczę siadając, a następnie zaczynam go łaskotać. - Nigdy więcej mnie nie budź. - grożę palcem, a on cały czerwony ze śmiechu kiwa główką. - Co chcesz jeść? - pytam spoglądając przelotnie na zegarek. Mamy jeszcze sporo czasu.

Biorę go na ręce i po drodze zgarniając kapcie, udaję się do kuchni.

- Chcę bekon ! Dużo bekonu! - klaszcze w rączki, przez co wywracam oczami.

- A poza bekonem co byś zjadł?

- Nic. Bekon!

Wzdycham usadawiając go na krześle, a następnie przygotowując mu śniadanie nie składające się tylko i wyłącznie z bekonu.

- Będziesz gruby. - uśmiecham się do niego, a ten pokazuje mi język. - Smacznego. - całuję go w głowę, a następnie idę wziąć prysznic. Przebieram się w przygotowane wcześniej rzeczy. - Zjadłeś już? - pytam wchodząc do kuchni.

- Tak.

- Umyłeś ząbki?

- Tak.

- Chuchnij.

- Nie.

- Marsz do łazienki.

Wzdycha ale wykonuje moje polecenie. Za ten czas robię sobie kawę i wypijam ją.

Słyszę jak człapie do swojego pokoju, więc idę za nim.

- Jest zimno na zewnątrz więc na pewno nie pójdziesz w tym. - wskazuję na jego letni strój.

- Dlaczego? - jęczy płaczliwie.

- Bo ja tak powiedziałam.

Rzucam mu ostatnie spojrzenie i wychodzę z pokoju. Udaję się po moją torebkę i wszystkie potrzebne rzeczy, a następnie pukam do jego drzwi.

- Już jesteś gotowy ?

- Tak. - wychodzi nadąsany z pokoju.

- Zack, pada deszcz, niefajnie by było gdybyś poszedł w krótkich spodenkach.

- Głupi deszcz. - tupie nóżką, zakładając na nos okulary.

- Ej to moje! - zauważam a ten pokazuje swoje ząbki.

- No wiem.

Nic nie mówiąc udajemy się do wyjścia, a po chwili jesteśmy już w drodze do przedszkola.

- Masz być grzeczny. - oświadczam, kiedy parkuję pod szkołą.

- Bla bla bla. - mamrocze wychodząc z samochodu. Odprowadzam go, a następnie znowu wsiadam do auta.

Po jakichś paręnastu minutach, jestem już w moim miejscu pracy.

* * *

Po dzwonku, udaję się do sali w której mam pierwszą lekcję.

- Dzień dobry. - witam się ze wszystkimi lekkim uśmiechem, siadając za biurkiem. - Dzisiaj przypomnimy sobie biografię Williama Shakespeare'a. Jak już wiecie dokładna data narodzin artysty nie jest znana. Wiadomo natomiast, że został ochrzczony 26 kwietnia 1564 roku. Przyszedł na świat w niewielkiej miejscowości Stratford-on-Avon w środkowej Anglii. Jego ojciec John Szekspir, był zamożnym rzemieślnikiem i radnym, a matka Mary, córką miejscowego farmera Roberta Ardena. Uważa się, że artysta pobierał nauki w miejscowym gimnazjum, gdzie studiował dzieła łacińskich klasyków, a zwłaszcza Owidiusza. 28 listopada 1582 roku wszedł w związek małżeński z Anne Hathaway, kobietą starszą od siebie o osiem lat, córką miejscowego farmera. Mieli trójkę dzieci. Historycy twierdzą, że ich pożycie nie było jednak szczęśliwe, m.in. ze względu na biseksualną orientację art... - przerywam mi dźwięk otwierania drzwi. Odwracam się w tamtą stronę i widzę wysokiego chłopaka o podniesionej, czarnej grzywce do góry. Bez żadnego słowa siada z tyłu klasy. - Spóźniłeś się. - spoglądam na niego, a ten wzrusza ramionami.

- No i co z tego?

- Ściąg okulary jak ze mną rozmawiasz. - karzę, a ten tylko zanosi się śmiechem.

- A ty maleńka ściąg tą bluzkę. Zapewne masz pod nią cuda.

- W 100% - odzywa się ktoś innym.

Słyszę pomruki i chichoty w klasie, przez co jestem lekko zaskoczona i skołowana.

- Uważaj z kim rozmawiasz. - ostrzegam jego bezczelność.

- Pani również. - ściąga swoje okulary z nosa, zakładając je na dekolt bluzki. - Teraz pani kolej. No dalej maleńka, zdejmuj bluzkę.

- Jesteś bezczelny. - oburzam się, a ten tylko układa usta w dzióbek po jednej stronie twarz.

- Jak kto woli. - uśmiecha się podle, a ja nie chcąc już zaczynać z nim konwersacji, wracam do lekcji.

Minuty dłużą mi się niemiłosiernie. Stając tyłem do klasy, pisząc coś przy tablicy, czuję jego wzrok na mnie. Jak wypala dziurę.

Przełykam ślinę i dumę, zadając zadanie domowe. Wraz z dzwonkiem wszyscy opuszczają klasę. Wzdycham z ulgą widząc, że nie ma tego głupiego chłopaka, który rozmawiał ze mną na lekcji.

* * *

Mija 6 godzin i padnięta wracam do domu. Już od wejścia słyszę chichoty i śmiechy.

- Hej Lou. - uśmiecham się do przyjaciela bawiącego się z Zack' iem.

- Hej Amela. Jak tam w pracy ?

- Nawet nie pytaj. - całuję go w policzek, a następnie chłopca. - Dzięki że go odebrałeś. - nawiązuję do przedszkola Zack' a.

- Drobiazg. Zawsze to robię, a ty zawsze mi dziękujesz. - uśmiecha się.

- To już tradycja. - uśmiecham się.

- Jutro niestety nie będę mógł go go wziąć. Moja mama dzwoniła i muszę do niej jechać. - wzdycha, a ja kiwam głową. - Poradzisz sobie?

- Tak tak, jakoś muszę.

- W takim razie dobrze. Trzymaj się. - całuje mnie w policzek i zmierzwiając włosy Zack' a, wychodzi.

- Chce pić! - mały pojawia się obok mnie.

- To idź sobie weź.

- Ty mi daj!

- Nie krzycz. - upominam go marszcząc brwi. - Odrobiłeś z Louisem pracę domową? Czy nie?

- Nie-e. Bawiliśmy się, a z resztą ty zawsze mi pomagasz.

- No dobra. - wzdycham szybko biegnąc do kuchni i nalewając do szklanki sok. - Jadłeś coś ?

- Tak.

- Co?

- Pizzę. Lou powiedział że nie umiesz gotować.

Lekko się uśmiecham, na jego słowa a po chwili jesteśmy już w jego pokoju.

- Wyciąg wszystkie zeszyty i książki. - instruuję odbierając dzwoniący telefon. - Halo? - wychodzę na korytarz.

- Moja kochana Amelia zmieniła miejsce zamieszkania?

Przez moje ciao przechodzi fala dreszczy.

- Czego chcesz?

- A czego mogę chcieć? Mojego syna. Obiecuję jeśli tylko cię dorwę, zabiję cię gołymi rękoma. - syczy i dobrze wiem, że to nie jest jakaś tam pogróżka. Mogę modlić się tylko w duchu, by mnie nie znalazł.

- Odczep się od nas. - szepczę zaniepokojona. - Zostaw nas w końcu w spokoju.

- Kochanie moje najdroższe, ucieknięcie ode mnie to był twój największy błąd jaki mogłaś popełnić.

- Nie dzwoń do mnie, w ogóle skąd masz mój numer? - pytam spanikowana.

- Mamo no chodź! - zamieram kiedy słyszę wołanie Zack' a.

- Daj mi syna do telefonu.

- Nigdy. - mówi z goryczą.

- Zrób to, albo inaczej sobie pogadamy.

Przestraszona od razu się rozłączam.

The secret of the teacher / ZM ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz