#29 (Szpital cz.3)

Start from the beginning
                                    



✄ - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Lucas A. Wright

            Jak bardzo musiał się czuć zdołowany, samotny i znudzony, że ucieszył się na widok Leo? Co prawda nastawił się bardziej na wizytę Arthura, ale tego coś nie było widać. Uniósł się na łokciach i krzywiąc się lekko zajął pozycję siedzącą. Wyglądał nieco lepiej, jego twarz nabrała kolorów... dosłownie, sińce zrobiły się wyraźniejsze, ale opuchlizna zaczęła schodzić.
Wyglądał całkiem nieźle, zwłaszcza kiedy na jego twarz wypłynął ten charakterystyczny, miękki uśmiech.
      — Nie musiałeś — powiedział nie spuszczając spojrzenia z przyniesionego jedzenia. Na śniadanie dostał jakiś obleśny kleik i pół kromki z dżemem brzoskwiniowym. Krótko mówiąc umierał z głodu, a Leo gwałtownie zyskał w jego oczach. Mógł go nienawidzić, ale nie mógł odmówić mu talentu do gotowania.
            Myśli od jedzenia oderwała mu uwaga Nolana. Twarz Lucasa spochmurniała gwałtownie, opuścił wzrok na rękę i z odrazą dotknął gipsu. — Nie wiem. Lekarz mówił coś o rehabilitacji, ale potem pewnie tak. Pewnie jakiś czas niewiele zrobię przy projekcie — westchnął ciężko. — I nie tylko przy projekcie... — Temat Samuela celowo ominął, nie chciał do tego wracać, tym bardziej, że rozumiał poprzednie oburzenie Leo. Chłopak nie był odpowiedzialny za poczynania swojego brata, nieważne, że byli ze sobą spokrewnieni, to nie była jego wina. Leonhard nigdy nie zrobił Lucasowi rzeczywistej krzywdy. Nie należało o tym zapominać, a Lucas nie zamierzał przeginać po raz kolejny.
Zwłaszcza z pachnącym posiłkiem pod nosem.
      — Mam nosić dwa lub trzy tygodnie. — Wright przewrócił oczami i gestem podbródka wskazał miejsce swojemu gościowi, bo denerwowało go, gdy ten stał tak nad nim i studiował jego poobijaną i poszytą twarz. Nie wiedział dlaczego się tym przejmował, ale miał ochotę rozpuścić włosy i zasłonić te wszystkie sińce. Nie chciał, by Leo patrzył na niego w takim stanie. Ale co mógł w tej sytuacji? Czuł się całkowicie bezsilny. — uhm... I notatki... Nie dam rady ich przepisać, ale możesz mi je przynosić, są naprawdę... — przez chwilę Lu wyglądał jakby się dławił jakimś słowem, ale wreszcie je wypluł —...dobre. Uch... Są świetne, jakbym był na wykładzie. Jeśli to nie problem, będziesz mógł mi je czasem przynieść? Poczytam sobie, jak już stąd wyjdę, to skseruję, żeby nie być za bardzo w tyle. Jeśli mogę...? Kurde... — Nawet się nie zastanawiał nad tym co mówił. Otworzył zeszyt na pierwszej lepszej stronie i dotknął palcami zapisanej kartki. — Masz podobne pismo do mojego faceta, hah — wyjaśnił beztrosko i podał notatki Leo.
            Boże, naprawdę się cieszył, że przyszedł i nie musiał kolejnego dnia spędzać sam ze swoimi myślami naciągając pielęgniarki na limitowane czasem rozmowy podczas obchodów.



✄ - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Leonhard Cuán Nolan

            Na twarz Leo wstąpił nieprzyjemny grymas, gdy usłyszał odpowiedź chłopaka. Rehabilitacja? Dwa, trzy tygodnie? Jego ręka będzie osłabiona i nim wróci do pełni formy minie na pewno dużo czasu, w ciągu którego Lucas będzie musiał zrezygnować z tego, co pochłaniało większą część jego życia. Musiał czuć się fatalnie.
            Uśmiechnął się z cieniem satysfakcji, gdy usłyszał komentarz dotyczący notatek i idąc za milczącą sugestią bruneta, przysiadł obok łóżka. Wiedział co prawda, że jego notatki są bardzo staranne i dokładne, oraz że na pewno nie będą bezużyteczne, ale wciąż miło było to usłyszeć.                   Ale potem...
             Leo zamarł, gdy doszły do niego ostatnie słowa chłopaka i przeklął w myślach, mając nadzieję, że wcale nie zrobił się tak blady, jak mu się wydawało, bo przez chwilę miał wrażenie, że cała krew odpływa mu z twarzy.
            Ty kretynie.
Zupełnie zapomniał o tym liście i o tym, że Mad zna jego pismo. Szybko jednak się opanował, nie pozwalając, by chłopak zobaczył, by to spostrzeżenie wywarło na nim jakieś wrażenie. Przecież nie mógł się niczego domyślić. Pismo mogło po prostu wydać się podobne, jednak wciąż pisząc list starał się dużo bardziej, a zapisywane na szybko notatki tworzyły duży bałagan i w niczym nie przypominały eleganckich liter stawianych w liście. Poza tym, skoro Leo wcześniej tak długo nie przemknęło przez myśl, by Mad mógł być Lucasem, chłopak tym bardziej nie mógł znaleźć wspólnego punktu. Zbyt dużo kłamstw.
      – Skoro nie możesz przepisywać, to będę ci przynosił ksero, nie pomyślałem o tym wcześniej – zaoferował spokojnym tonem, udając, że wcale nie miał przed chwilą miny, jakby zobaczył ducha. Może i nie miał, wciąż łudził się, że jego chwilowe wewnętrzne przerażenie nie odzwierciedliło się aż tak w mimice.
      – Nie musisz się martwić projektem, już prawie wszystko mamy, możemy to poskładać do kupy sami. – Zdjął płaszcz, bo właściwie zapomniał to zrobić od razu. W czarnym golfie, który miał pod spodem było mu zbyt gorąco.

Far too closeWhere stories live. Discover now