Prolog

5.7K 188 0
                                    



  Był piękny wiosenny wieczór. W Mistletoe minął kolejny spokojny dzień. W pięknym miasteczkowym lesie połączonym z Beacon Hills zapadał już mrok. Rachel szła wśród alejek drzew. Uwielbiała samotne spacery w lesie. Po chwili zauważyła kojota o pięknych niebieskich oczach. Pobiegła za nim, pech chciał, żeby nie zauważyła dziury, do której wpadła. Zaczęła krzyczeć z nadzieją, że ktoś pomoże jej się wydostać. Łzy kapały jej pojedynczo po policzku. Nagle usłyszała odgłosy.

— Złap się mojej ręki. — spojrzała do góry i zobaczyła ładną dziewczynkę trochę starszą od niej.

Od razu chwyciła jej dłoń, a ta pomagała jej wyjść. Obok stał chłopak, bardzo podobny do niej. Najwyraźniej jej brat. Miał czarne włosy i piękne zielone oczy, był, straszy od Rachel. Patrzył na nią z kwaszoną miną. Spojrzała na dziewczynę, która pomogła jej wyjść z dołu, uśmiechnęła się wdzięcznie.

— Jestem Laura, to mój brat Derek. Jak masz na imię? — zapytała miłym głosem.

— Rachel. — odpowiedziała.

— Jak to się stało, że wpadłaś do dziury? — zachichotała.

— Zobaczyłam kojota, tak się w niego wpatrzyłam, że nie zauważyłam tej dziury. — wytłumaczyła.

— Mało myślne dziecko. — odparł brunet ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.

— Derek! — warknęła na niego siostra, zmierzając go morderczym wzrokiem — Nie daleko jest nasz dom. Nasza mama odprowadzi cię do domu, dobrze? — zapytał, podając dłoń dziewczynce.

Rachel kiwnęła twierdząco głową i chwyciła jej rękę, nie zwracając uwagi na bruneta, który nie dążył jej sympatią.

Dziewczyna zabrała ją do pięknego, wielkiego domu. Poznała tam ich młodszą siostrę - Corę, ich wuja Peter'a i matkę Talie Hale. Matka rodzeństwo była najmilszą kobietą, jaką dziewczyna znała. Było czuć od niej dobro i troskę. Rachel zaprzyjaźniła się z dziewczynkami, a najbardziej z Corą.

Spędzała z nimi każdą chwilę we wakacje. Stały się najlepszymi przyjaciółkami pomimo dużej różnicy wieku. Jedynie brunet nigdy nie bawił się z nimi. Patrzył na nią z kwaszoną miną i pogardą. Nie dążył ją sympatią, czasami nawet dokuczał.

~~~~~

Zaczęła biec, w stronę dymu. W oddali zobaczyła wielkie płomienie ognia. Zatrzymała się w miejscu, skad pochodził ogień i zamarłam. Dom Hale'ów stał w płomieniach. Nagle z domu wybiegł Peter, wuj młodych dziewczyn i chłopaka. Kiedy zobaczył Rachel, podbiegł do niej i odsunął jak najdalej od domu.

— Nie podchodź. — rzekł.

— Tam są jeszcze ludzie! Trzeba im pomóc! — krzyczała z rozpaczą.

Próbowała się wyrwać. Chciała uratować ich, lecz mężczyzna mocno ją trzymał. Blask księżyca oświecił jej drobną twarz. Dziewczyna poczuła, dziwne, nieznajome jej uczucie. Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony jakby, poczuł to samo. Wpatrywał się w młodą dziewczynę ze zdziwieniem i dumą. Spojrzała na swoje drobne dłonie. Zamiast swoich paznokci zobaczyła długie pazury. Przejechała językiem po swoich zębach i poczuła, że zamiast zębów mam ostre jak brzytwa kły. Zaczęła panikować, spojrzała w odbicie najbliższej kałuży i zamarła. Jej niebieskie tęczówki dziewczyny zmieniły się w fioletowe. Zaczęło kręcić się jej w głowie, sytuacja ją przerosła. Upadła na ziemie i zemdlała.

Stracona | Derek Hale (W trakcie poprawek)Where stories live. Discover now