9. Kamil

668 94 29
                                    

Za szybko! Idioto, za szybko!!!

Byłem na siebie zły. Nie powienienem teraz prosić Petera o opuszczenie domu. Przecież to było oczywiste, że się nie zgodzi.

Nawet nie wiem ile czasu już tu jestem.

W pokoju niby był zegar, ale co z tego, skoro nie znałem daty?

A może czas po prostu przyznać, że nie mam najmniejszej szansy na ucieczkę i muszę się pogodzić z tym co jest?

Próbować jakoś urobić Petera? Może namówić aby z własnej woli mnie wypuścił?

Peter w pokoju pojawił się dopiero, gdy przyniósł mi obiad. Myślałem, że może jakoś zagada, ale myliłem się. Tacę postawił na szafce i wyszedł.

Nie zjadłem. Leżałem na łóżku i zastanawiałem się, co zrobić, aby Pero pozwolił mi opuścić pokój.

Ale najpierw musiałem wiedzieć czego on ode mnie chce.

Mówi, że mnie kocha i będę z nim szczęśliwy, więc zapewne oczekuje, że ja też go z czasem pokocham.

Więc zapewne oczekuje ode mnie zaangażowania.

Więc może w zamian za opuszczenie pokoju zaproponować mu coś, czego on naprawdę by chciał. Myślę, że pocałunek to zbyt mało, ale nie chcę dać mu nic więcej.

Aż się wzdrygnąłem na samą myśl.

Ale czy moje logiczne myślenie idzie tym samym torem, co myślenie tego psychopaty?

Prevc wszedł do pokoju późnym wieczorem, przyniósł mi kolację. Nawet nie poruszyłem się na łóżku, ciągle leżałem na boku, plecami do drzwi. Szepnąłem tylko, że nie będę jadł. Słyszałem jak odstawił tacę na szafkę nocną. Materac za mną się ugiął, więc domyśliłem się, że usiadł za mną.

- Kamil? - położył dłoń na moim ramieniu. - Dobrze się czujesz?

- Nie - przekręciłem się na plecy i usiadłem. Byliśmy naprawdę blisko. - Oszaleję tutaj. Albo zanudzę się na śmierć... Tak czy inaczej wykituję.

- Czego ode mnie oczekujesz? - założył ręce na piersi.

- Pozwól mi wyjść z tego pokoju... Proszę.

- Nie - wstał i chciał odejść, ale złapałem go za nadgarstek.

- Pero, proszę - szepnąłem. - Będziesz cały czas obok mnie - zszedłem z łóżka i stanąłem przed nim. - Przecież nie ucieknę wtedy - złapałem go za koszulkę na piersi. - Proszę cię... Jeden spacer... Nie musi być długi... Proszę.

- Dobrze - zgodził się. - Ale najpierw zjedz kolację. Przyjdę po ciebie za 30 minut.

- Dziękuję - szepnąłem.

Prevc tylko uśmiechnął się lekko i wyszedł z sypialni.

Ok. Zgodził się.

Nie mogę odstawić żadnego numeru na tym spacerze. Jeśli będę się tam zachowywał tak, jak on chce, to może będzie pozwalał mi opuszczać pokój częściej.

Mam nadzieję, że tak będzie.

Bo wtedy, jak już mi zaufa, to będę mógł stąd uciec.

Tak jak powiedziałem Peterowi, zjadłem trochę kolacji, ale nigdy nie byłem fanem baraniny, więc zrobiłem to tylko dlatego żeby nie wykręcił się od tego, abyśmy wyszli.

Prevc wszedł do pokoju i od razu podał mi bluzę oraz buty, które trzymał w ręku

- Wieczory bywają chłodne - wyjaśnił, a ja od razu założyłem na siebie ubranie, które przyniósł, a następnie wsunąłem na nogi trampki.

- Już - rzuciłem. On tylko uniósł brwi, bo widział jak bardzo chcę już opuścić pokój. Pokręcił tyko głową.

- Tylko żadnych numerów - ostrzegł. - Zrobisz coś nie tak i od razu wracamy.

- Dobrze - pokiwałem głową.

Gdy wyszliśmy z pokoju, rozejrzałem się trochę po domu. Wiedziałem, że Pero nadal go remontował, bo o tym wspominał. No i nie dało się nie słyszeć.
W każdym razie szybko mu szło.

Gdy wyszliśmy na werandę, zapiąłem bluzę, którą miałem na sobie i ruszyliśmy przed siebie. Szliśmy w milczeniu, a mnie korciło żeby się odezwać. Nie dlatego, że nagle zapałałem do niego miłością, ale dlatego, że nie lubiłem ciszy między nami.

Bo może i zachowywał się jak pieprzony psychopata, ale przecież był moim przyjacielem. Nie raz udowodnił, że mogę na niego liczyć i wiele razy był dla mnie wsparciem w przeszłości.

- Peter? - rzuciłem.

- Tak?

- Czy... Możemy normalnie porozmawiać? Jak kiedyś? Zanim... Po prostu normalnie? - patrzyłem przed siebie, ale wyczułem na sobie jego wzrok.

- Oczywiście. O czym chcesz porozmawiać?

- Nie wiem. Po prostu o czymś - odparłem, a on zaśmiał się na moje słowa.

- To nie jest dla mnie nowość - powiedział, a ja na niego spojrzałem. Uśmiechał się, więc odpowiedziałem mu tym samym.

- Mogę cię o coś zapytać?

- Czy cię szukają? - domyślił się. - Tak. Ale nawet nie podejrzewają, że mam coś wspólnego z twoim zniknięciem. Podejrzewają jakiegoś psychofana... Nie mają nic, co by wskazywało na miejsce twojego pobytu... Wiesz... To gdzie się spotkaliśmy, do którego baru poszliśmy, jak się dostaliśmy tutaj... Wszystko zaplanowałem... Nie znajdą nic, co by mnie połączyło z twoim zniknięciem... W końcu odłożą tą sprawę... Może uznają, że sam uciekłeś... Myślę, że żeby to przyspieszyć Ewa dostanie list od ciebie... W którym powiesz, że wyjechałeś... Z inną kobietą... Wtedy przestanie cię szukać... Tylko muszę wymyślić jakąś autentyczną historyjkę.

- Dlaczego ja? - zapytałem. - Znasz mnóstwo singli... Wiele i kobiet, i mężczyzn dużo by dało żebyś chociaż na nich spojrzał...

- Serce nie sługa jak to mówią.

- A dlaczego nie powiedziałeś mi zanim...

- Nie miałem odwagi - przerwał mi. - Powinniśmy wracać - zatrzymał się. Popatrzyłem na niego przez chwilę, ale nic nie wyczytałem z jego twarzy, jak zwykle zresztą. Ruszyłem w stronę domu, Pero szedł tuż przy mnie.

Trochę się zamyśliłem i potknąłem się o coś, przewróciłbym się gdyby nie refleks Petera, który mnie złapał.

- Uważaj - rzucił.

- Dziękuję - uśmiechnąłem się do niego lekko. Odpowiedział mi tym samym. Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu.

Po powrocie od razu poszedłem do sypialni. Peter mnie odprowadził, po czym zamknął drzwi na klucz. Poszedłem do łazienki, gdzie rozebrałem się i wziąłem prysznic.

Później, leżąc w łóżku zastanawiałem się, jak mogę to wszystko przyspieszyć.

Ale nic nie wymyśliłem.

Stockholm syndrome | Stoch&PrevcWhere stories live. Discover now