8. Peter

720 83 33
                                    

To było lekko podejrzane.

Ale może nudziło mu się do tego stopnia, że chciał się po prostu odezwać?

Albo wymyślił sobie, że mnie podejdzie.

Pierwsza opcja była prawdopodobna. Kamil był towarzyskim człowiekiem i lubił przebywać w otoczeniu innych ludzi, ale to druga opcja mnie do siebie przekonała.

Znam go i jego tok myślenia o wiele lepiej niż myśli. Będzie próbował jeszcze uciec. Jestem tego bardziej niż pewien.

Następnego dnia rano, gdy wszedłem do pokoju jeszcze spał. Zabrałem stamtąd nieruszoną kolację, pusty kubek i szklankę, i opuściłem sypialnię. Zszedłem na dół, do kuchni. Zimne jedzenie wyrzuciłem do kosza, a talerz i szklanki wstawiłem do zmywarki.

Zrobiłem śniadanie oraz herbatę i zaniosłem to Kamilowi. Nie spał już, siedział na łóżku, dokładnie tak jak wczoraj.

- Dzień dobry - rzuciłem, wchodząc do sypialni.

- Dzień dobry - odparł, ale na mnie nie spojrzał.

- Wyspałeś się? - zapytałem, stawiając tacę na szafce nocnej.

- W miarę - odparł. Cofnąłem się, a on na mnie zerknął, po czym sięgnął po kubek z herbatą.

- Powinieneś coś zjeść - rzuciłem.

- Nie jestem głodny - odparł, pijąc gorący napój.

- Jeśli próbujesz mi zrobić na złość, to ci nie wychodzi. Szkodzisz sobie, a nie mi - oznajmiłem i chciałem wyjść.

- Peter - zatrzymał mnie.

- Tak? - spojrzałem na niego.

- Zrobisz mi naleśniki? - poprosił szeptem. - Takie jak kiedyś mi zrobiłeś, jak przyjechałem do ciebie.

- Zrobię - uśmiechnąłem się do niego. - Mam zabrać te tosty? - zapytałem.

- Tak. Poczekam na naleśniki - odparł i pierwszy raz od tamtego incydentu spojrzał mi w oczy.

- Niedługo ci je przyniosę.

Wróciłem do kuchni, zabierając ze sobą śniadanie, które dla niego zrobiłem. Wyszedłem z sypialni, jak zawsze zamykając drzwi na klucz.

Zastanawiałem się na ile mogę pozwolić Kamilowi. Naprawdę chciałem wydłużyć mu smycz, że tak się wyrażę, ale nie wiem na ile mogę to zrobić.

Kamil poprosił mnie o takie naleśniki jakie zrobiłem mu kiedyś, gdy przyjechał do mnie, do Słowenii.
I takie zrobiłem.
Z serem i owocami.

Zaniosłem mu śniadanie, do którego zrobiłem też kakao. Wszedłem do sypialni, a Kamil uśmiechnął się delikatnie. Podałem mu tacę, którą postawił przed sobą na łóżku.

- Posiedzisz ze mną? - poprosił, gdy chciałem wyjść.

- Jeśli chcesz - rzuciłem. Przymknąłem drzwi do sypialni i usiadłem w fotelu, który stał w pokoju. Kamil zaczął jeść, a ja nie mogłem oderwać od niego wzroku.

- Możesz tego nie robić? - spojrzał na mnie. - A przynajmniej nie kiedy jem. Czuję się niekomfortowo, gdy tak na mnie patrzysz.

- Postaram się - posłałem mu uśmiech. Pokiwał głową i wrócił do jedzenia, a ja popatrzyłem w okno.

Chciałem żeby Kamil czuł się jak najlepiej w moim towarzystwie.

Chciałem, aby mi zaufał.

- Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić - szepnąłem. Przeniosłem wzrok z okna na Kamila, który na mnie patrzył, ale odwrócił głowę, gdy nasze oczy się spotkały. - Nie chciałem...

- Możemy o tym nie rozmawiać? - wyszeptał.

- Dobrze, możemy.

- Peter - odłożył sztućce i odstawił tacę na szafkę nocną, ale wziął w dłonie kubek z kakao. - Ja zwariuję w tym pokoju - wyszeptał. - Wiesz o tym. Cięgle w tych czterech ścianach... Ja oszaleję.

- Jeszcze nie możesz go opuścić - oznajmiłem. - Jeszcze za wcześnie.

- A nie możemy wyjść na spacer? - zapytał ostrożnie. - Przecież będziesz cały czas ze mną, nawet jakbym próbował uciec to mi nie wyjdzie, a sam mówiłeś, że tu nie ma nikogo więcej, więc na nikogo się nie natkniemy.

- Jeszcze za wcześnie - wstałem.

- Peter, proszę... Ja tu zwariuję - głos mu się załamał.

- Ale może już niedługo - uśmiechnąłem się i wyszedłem z sypialni.

Wiem, że miał rację. Kamil był osobą, która nie umiała siedzieć bezczynnie. Ale na razie nie mogłem go wypuścić z pokoju.

Musiałem go złamać. Wiem, że to będzie bolesne dla nas obu, ale musiałem to zrobić, żeby zrozumiał, że tylko ja mogę mu dać prawdziwe szczęście.

Stockholm syndrome | Stoch&PrevcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz