.IV. Chispa

55 3 11
                                    

- Bo widzisz, każda dusza ma swoją historię. – Ido wzruszył ramionami, na jego ustach błąkał się delikatny, nieco rozmarzony uśmiech, jakby jego umysł znajdował się daleko stąd. W istocie, myślami odpłynął daleko wstecz, subtelnie kołysany przez spokojne fale czasu. – I ta historia pisana jest także teraz i tutaj w Hueco Mundo. Nawet nie wiesz, jak te historie potrafią być tragiczne. Proza życia, powiesz. Ale to życie po życiu wcale nie jest czymś, co warte jest radości. Bo ono będzie trwać i nie skończy się ot tak. A opowieści, które ciągną się bez końca, potrafią być męczące. Czyż nie? Ale ty możesz te historie zakończyć.

- Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytała, choć doskonale zrozumiała tę metaforę.

Chłopiec w końcu na nią spojrzał tymi tajemniczymi oczyma, w których zawsze tonęła. I uczucie to dalekie było od przyjemnego. Zupełnie jakby wpadała w głęboką i rozległą morską toń. Tak, jego oczy były jak ocean – na powierzchni spokojny i kojący, ale pod powierzchnią mroczny i groźny. Kiedy wpadło się w jego zimne objęcia, nie mogło być mowy o ucieczce. Pod wodą nikt nie słyszy twoich krzyków.

- Wielu z nas tu cierpi. – odparł, ignorując jej pytanie – Wielu odebrało sobie życie rozbijając czaszkę o kamienie. Ci, którzy tego nie zrobili, popadli w szaleństwo.

- Ty nie wydajesz się być obłąkany.

- Skąd wiesz, że nie jestem?

Pytanie zbiło ją z tropu.

- Każdy z nas jest na swój sposób szalony. Ty też.

Nie, ona nie mogła taka być. Nadal wisiała nad przepaścią ziejącą mrokiem i szaleństwem, jeszcze nie spadła. Mocno zaciskała dłonie na drążku mimo słabości, którą czuła w mdlejących ramionach. Odegnała od siebie to wyobrażenie. Nic nie odpowiedziała, pokręciła tylko głową, swym spojrzeniem próbując dać mu do zrozumienia, że nie ma racji. Nie znał jej tak dobrze, jak mu się wydawało. Nie mógł więc wiedzieć. Nie widział tej walki, która rozrywała ją od środka. Nie widział, że to ona wygrywała tę bitwę.

- Chodź, pokażę ci coś. – powiedział Ido, nakazując jej, by wspięła się na ogromny pień powalonego drzewa, na którym siedział.

Uczyniła to. A kiedy znalazła się przy nim, wyciągnął przed siebie dłoń i wskazał na wielkie cielsko stworzenia o tak znajomej już, kościanej masce. Szło powoli, stopa za stopą, sapiąc i co chwila rzucając wściekle głową na boki. Adjuchas. Teraz już znała tę nazwę. Teraz potrafiła już odróżniać poszczególne etapy ewolucji Pustych. Było to doprawdy fascynujące, obserwować zmieniających się przeklętych mieszkańców Hueco Mundo, od których jednak wolała trzymać się z daleka. Ido był jedynym, do którego odważała się zbliżyć. Podświadomość szeptała jej ostrzegawczo, że to nie skończy się dobrze. Ale ona o tym wiedziała. Czuła to całym swoim ciałem, lecz to było silniejsze od niej. Nie była już sama i nie zamierzała już być ani na chwilę.

- Desperacja. – powiedział Ido – Strach. Złość. Zagubienie. Patrz, targające nim uczucia da się odczytać z ruchów, jakie wykonuje i z dźwięków, jakie wydaje. Gdyby miał ludzką twarz, miałby te uczucia wykute na obliczu jak płaskorzeźbę.

W istocie, jego ruchy były niespokojne, oddech miał przyspieszony. Niepokój aż emanował z jego ciała niczym lśniąca poświata.

- Zabij go. – powiedział chłopiec, jakby była to najbardziej oczywista i naturalna rzecz na świecie.

- Dlaczego mam go zabić? – zapytała, zauważając, że w z jej głosie nie zabrzmiała trwoga, wzburzenie lub chociaż zdumienie – Przecież nic mi nie zrobił.

Ido westchnął i uśmiechnął się lekko pod nosem. W tym momencie poczuła się jak głupiutki podlotek, któremu rodzic tłumaczy coś oczywistego. I może nie ma powodów ku temu, by się dziwić. Znacznie dłużej od niej mieszkał na zdradliwej pustyni Hueco Mundo i krył się w jego ciemnych lasach. Był dużo starszy od niej. Może, ale tylko przypuszczalnie, był tu od samego początku...

la Reina de la NadaWhere stories live. Discover now