h o p e

1.5K 133 136
                                    

NADZIEJA przepełniała tak naprawdę każdego

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

NADZIEJA przepełniała tak naprawdę każdego. Caleb miał nadzieję, że wszyscy jego przyjaciele  będą szczęśliwi. Sadie, że jej cytrynowe babeczki posmakują każdemu. Noah, że wkrótce znowu będzie mógł komuś pogadać o sobie. Millie, że jej makijaż będzie wystarczająco trwały. Gaten, że jego żarty rozbawią innych. Nawet Finna przepełniała nadzieja.

Nadzieja, że nie jest za późno.


19 stycznia 2019r.

 — Kayla?! — Wrzasnął brunet, waląc zadyszany w drzwi. — Kayla, jesteś tu?!

Zero odpowiedzi. Z tych nerwów nawet nie przeszło mu przez myśl, żeby sprawdzić, czy drzwi są otwarte. Gdy zdecydował się spróbować, okazało się, że są. Wparował do jej domu i rozejrzał się panicznie.

— Kayla! — Ponownie krzyknął. — Kayla, gdzie jesteś?!

Instynkt podpowiadał mu, że rudowłosa zaszyła się w swoim pokoju. Wbiegł po schodach i od razu pchnął śnieżnobiałe drzwi prowadzące do jej osobistego królestwa. Zdyszany oparł się o framugę i spojrzał na dziewczynę, leżącą pod kocem, jakby spała.

— Kay?! — Podbiegł do niej i usiadł na jej łóżku.

Nachylił się, chcąc sprawdzić, czy oddycha. Cały się trząsł, obawiając się najgorszego. Jak bardzo załamany się poczuł, gdy okazało się, że nie oddycha. Łzy zaczęły same cisnąć mu się do oczu, mimo to odgarnął puchaty koc z jej drobnego ciała i położył dłoń z lewej strony jej klatki piersiowej. Jej serce także nie biło, więc z nadzieją zaczął nią potrząsać. W tamtym momencie pamiętał już nawet, że istnieje coś takiego jak pierwsza pomoc.

—Kay! Kay, obudź się! — Krzyczał płaczliwym tonem. — N-Nie zostawiaj mnie, proszę. . . Kay. . . — załkał. — W-Wszystko będzie dobrze, o-obiecuję. . .

Dziewczyna wciąż ani drgnęła. Chłopak w końcu zdobył się, by sięgnąć telefon z tylnej kieszeni czarnych jeansów. Wszedł w klawiaturę i wybrał numer 911. Przyłożył trzęsącą dłonią telefon do ucha i czekał.

Bo to jedyne, co mu zostało.


20 stycznia 2019r.

Brunet z niesfornymi lokami już od dobrych dwudziestu godziny siedział przy łóżku szpitalnym, na którym spoczywało drobne ciało Kayli Heleny Davis. Dziewczyny, w której zadłużony był właściwie od kiedy się poznali, jakoś w podstawówce. Nigdy jednak nie mieli szansy bardziej pogadać, aż do jego urodzin. Wtedy, gdy chwycili się za ręce wiedział, że całkowicie stracił dla niej głowę.

Siedział przy niej właściwie sam. Nawet jej rodzice, widząc ją podłączoną do kardiomonitora i kroplówki nie byli w stanie na nią patrzeć. Wyszli z sali i do tej pory nie wrócili, a to było jeszcze dzień wcześniej.

Spojrzał na kardiomonitor. Jej bicie serca było dość wolne, ale ważne, że jakieś było. Sami lekarze mówili, że dziewczyna ma bardzo słaby organizm i nawet, jeśli przeżyje, to jej nerki będą uszkodzone do końca życia. Wprowadzili ją w śpiączkę farmakologiczną, bo ból, jaki odczuwała gdy udało im się ją na chwilę obudzić wywoływał aż u niej wymioty. Finn był przy niej cały czas. Patrzył, jak dziewczyna cierpi przez te dziesięć minut, jakie była przytomna. Nie widziała zbyt wyraźnie, ale trzymał jej dłoń. Bo chociaż tyle mógł zrobić.

— Może coś Ci przeczytam, Kay — powiedział, wyciągając z kieszeni bluzy pomiętą kartkę, wyrwaną z jednego ze starych tomików poezji jego babci. Chrząknął i chwycił ją za dłoń, w drugiej trzymając kawałek papieru. — Edgar Allan Poe; Do Heleny.

Wziął głęboki wdech i spojrzał na jej twarz. Była blada, bardziej niż kiedykolwiek. Przygryzł wargę, powstrzymując się od płaczu i zaczął czytać wiersz.

— Heleno! dla mnie urok twój
Jest, jak te barki, co przed laty
Koiły ciężki drogi znój,
Cicho wędrowca w swoje światy
Niosąc przez wonne bławaty.

Śród mórz bez końca błądziłbym,
Aleś mnie pieśnią swą — Najady,
Hyjacyntowym włosem swym
Pod sławy wwiodła strop — Hellady,
Oraz w świątynię mocy — Rzym.

W niszy, jak bóstwo stoisz ciche...
Jak w marmur, widzę cię zaklętą,
Z lampą agatu — zażegniętą —
Ach — ty z tych krain jesteś, Psyche,
Które są Ziemią Świętą!

Rozklejając się już kompletnie zmiął kartkę z powrotem i wsunął ją do swojej kieszeni. Pogładził kciukiem jej bezwładną dłoń i pociągnął nosem, z powrotem przenosząc wzrok na jej twarz.

— Mam nadzieję, że będzie dobrze, Kayla. Nie opuszczę Cię.

Przeniósł wzrok na kardiomonitor, chwilę później zdając sobie sprawę tylko, że właśnie po raz pierwszy ma złamane serce.

Sam nie wiedział, czy powinien to zapamiętać.


Dotarliśmy do końca. To fanfiction nie ma jasnego zakończenia, bo sami macie po prostu sobie je dopowiedzieć. Każdy z was będzie miał inną wersję i o to własnie chodzi. 

Książką tą broń Boże nie promuję samobójstwa. Wręcz przeciwnie, chcę was w jakiś sposób ostrzec i uczulić. Jeśli komuś z waszych przyjaciół dzieje się krzywda, porozmawiajcie z nim. Na rozmowę nigdy nie jest za późno. Jeśli jednak sami jesteście w podobnej sytuacji, co główna bohaterka, porozmawiajcie z kimś. Jeśli chcecie pozostać anonimowi, zadzwońcie pod telefon zaufania; 116 111. Z tego, co wiem czynny jest od 12:00 do 2:00, więc możecie śmiało dzwonić.

Pamiętajcie, że wasze życie jest wiele warte. Wszyscy jesteście równie ważni i waszym bliskim zależy na was bardziej, niż myślicie. Nie kończcie ze sobą, całe piękne życie przed wami. Piękne życie dla pięknych ludzi, jakimi jesteście.

Podzielcie się przemyśleniami na temat całego fanfiction, bardzo lubię wiedzieć, jak się sprawdziłam.

Kocham was.

25. 04. 2019r.

Adrianna.


✓ | goodbye ᶠⁱⁿⁿ ʷᵒˡᶠʰᵃʳᵈOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz