Następnego dnia poszedłem poszedłem do szkoły a Ben jeszcze spał. Musiałem wymyślić coś innego skoro w szkole dyrektor niczego nie miał. Musiałem dostać się do jego domu, tam na pewno coś będzie miał. Wpadłem na pewien pomysł.
J: Gabriel chciała bym żebyś został po lekcji.- powiedziałem to niego a ten tylko kiwnął głową.
Lekcja mijała jak zawsze, Rafael znowu coś pyskował. Gdy zadzwonił dzwonek na przerwę to wszyscy wyszli i został tylko Gabriel.
J: Gabriel sądzę że potrzebujesz korepetycje. Mogła bym przychodzić do ciebie do domu wieczorami.
G: Nie trzeba.
J: Ja sądzę że trzeba.
G: ... No dobrze.
J: Napisz mi swój adres. -dałem mu kartkę i długopis a on napisał napisał adres.
Po tym pożegnał się i wyszedł z klasy. Później minęły wszystkie lekcje i wyszedłem ze szkoły, przed którą stał Ben przy samochodzie. Podszedłem do niego.
J: Mam dobre wieści.
B: A może najpierw się przywitasz?- powiedział z uśmiechem a ja tylko podniosłem jedną brew: No dobra, mów co to za dobra wiadomość.
J: Dzisiaj pójdę do domu dyrektora.
B: Serio?
J: No. Pod pretekstem korepetycji.- mówiłem przyciszonym głosem żeby nikt nie usłyszał.
B: To świetnie. A teraz jedziemy do domu.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu.

.....

Po około dwóch godzinach poszedłem do domu dyrektora. Zapukałem do drzwi i otworzył Rafael.

R: No proszę proszę. Aż tak się pani spodobałem że aż pani do mnie przyszła.- powiedział z uśmieszkiem.

J: Przyszłam do twojego brata bo ma korepetycje.- powiedziałem zimno.

R: Eh. Jest u siebie. Na górze pierwsze drzwi.- wpuścił mnie do środka.

J: Są rodzice?

R: Nie.

Poszedłem do pokoju Gabriela. Zapukałem.

G: Proszę wejść.- wszedłem do pokoju- O to pani. Dzień dobry...  a raczej dobry wieczór.

J: Cześć. No to bez przedłużania zacznijmy. -powt użyłem z nim parę rzeczy.

Po jakimś czasie wyszedłem z pokoju w pretekście że muszę do toalety. Znalazłem biuro ich ojca. Wszedłem po cichu do środka i zacząłem szukać jakichś dowodów że maczał palce w sprawie tych wszystkich zabójstw i o tej substancji. W końcu w tajemnej skrytce znalazłem papiery, które to wszystko udowadniały. Zadowolony schowałem je do swojej torebki i wróciłem do Gabriela. Po jakimś czasie zakończyliśmy korepetycje. Wróciłem do mieszkania po drodze zahaczając o sklep. Po cichu wszedłem do mieszkania. Ben siedział na kanapie oglądając telewizje, więc podszedłem do niego od tyłu i jedną dłonią zasłoniłem mu oczy na co on ze zdziwienia się wzdrygnął.

J: Zgadnij kto to.

B: No nie wiem. Musze się zastanowić.- powiedział rozbawiony i zabrał moją dłoń.

J: Udało mi się.

B: SERIO?!- aż się zerwał z kanapy i popatrzył na mnie zdziwiony.

Pomachałem mu przed oczami teczką z papierami. Ten ją wziął i szybko przejrzał kartki.

B: Na prawdę jesteś dobrym agentem. Dali nam na tą sprawę trochę więcej niż tydzień a ty już to załatwiłeś.- mówił nie dowierzając.

J: Musimy to opić.- powiedziałem z uśmiechem ,trzymając w dłoni butelkę czerwonego wina.

B: No jasne że tak! Mam jeszcze whisky i wódkę.

J: Świetnie, ale najpierw idę zdjąć z siebie to wszystko.- postawiłem butelkę wina na stole.

Poszedłem do łazienki zdjąć doczepiane włosy, zmyć makijaż i się przebrać. Ubrałem zwykły t-shirt spodnie dresowe. Wszedłem do salonu ,w którym Ben przygotował butelki z alkoholami i odpowiednie do nich naczynia.

J: A już myślałem że będziemy pić z plastikowych kubeczków.- powiedziałem rozbawiony ,biorąc jedną z dwóch lampek do wina.

B: No co ty? Taki sukces trzeba uczcić w dobrym stylu. A teraz shut up i pijemy.

Usiadłem obok niego na kanapie. Ben nalał do lampek wino i dał mi jedną. Stuknęliśmy się nimi delikatnie i napiliśmy. Wypiliśmy całe wino. Potem poszła whiskey i wódka z kolą. 

.....

Rano obudziły mnie promienie słońca rażące mnie w oczy. Otworzyłem powieki i się rozejrzałem. Leżałem na stole i to nagi. Zszedłem ze stołu i poczułem ból dupy ,który o wiele przerastał ból głowy od kaca. Przetarłem oczy i rozejrzałem się za Benem. Próbowałem przypomnieć sobie wczorajszy wieczór.

J: Wróciłem z domu dyrka. Zacząłem pić z Benem wino ...i whiskey ....i wódkę... A potem?- mówiłem pod nosem gdy nagle dostałem olśnienia.

B: O kurwa, ale mnie łeb napierdala.- wyszedł z łazienki w bokserkach: O już się obudziłeś. Zamawiamy pizzę ,chińczyka czy włoszczyznę?- powiedział jak gdyby nigdy nic i poszedł napić się wody.

J: Ben!- krzyknąłem i podszedłem do niego.

B: Jezu nie krzycz.- powiedział masując skroń.

J: po pierwsze ,nie jestem Jezusem. Po drugie gadaj mi i to szybko... czy my ... wczoraj...

B: Tak. Uprawialiśmy seks.- powiedział jak gdyby nigdy nic.

J: Co?!

B: Proszę nie krzycz. Nic nie pamiętasz?

J: A wyglądam jakbym pamiętał?

B: Wyglądasz seksownie.- powiedział z uśmiechem lustrując mnie wzrokiem.

J: Ty draniu. Zapłacisz mi za to.-powiedziałem przez zaciśnięte zęby a ten mnie przytulił.

B: No nie złość się. Sam się na to zgodziłeś.- podniósł mój podbródek i namiętnie mnie pocałował: Zakochałem się w tobie.

Zrobiłem duże oczy.

J: Idiota.- uderzyłem go z pieści w klatę ,ale się uśmiechnąłem.

Chyba jednak ci amerykańscy faceci na prawdę mają ten urok.

ImpossibleWhere stories live. Discover now