((Opowiadanie jest z perspektywy głównego bohatera Jacka (czyt: Dżaka) no to miłego czytanka.))
Po skończonej misji w Rosji dostałem kolejne zadanie ,które żeby wykonać to musiałem pojechać do Nowego Jorku. Chodzi o sprawę dziwnych zjawisk gdy ważne osoby polityki, bogacze i celebryci zostają zabijani. Zostało odnalezione że sprawcy tego mają w krwi dziwną substancję ,dzięki której można nimi sterować. Moim zadaniem jest dowiedzieć się czy dyrektor jednej szkoły macza w tym palce. A wiec wybrałem się do Nowego jorku. Niestety mój samochód biały Alfa romeo utopił sie w rzece ,więc byłem zmuszony zamówić taksówkę. Moim partnerem w sprawie miał zostać Ben Johnson ,który miał mi dać fałszywe dokumenty, powiedzieć dokładniej jak to wszystko będzie wyglądać i u którego będę mógł się zatrzymać na ten czas. Udałem się pod podany adres. Dotarłem pod wielki wieżowiec. Szedłem do środka i pojechałem na odpowiednie piętro po czym podszedłem do drzwi i zapukałem. Było słychać jak ktoś się o coś potykał i klną ze złości. W końcu drzwi otworzył brunet o krótkich włosach i ciemnych oczach, wysoki i umięśniony.
J(Jack): Ben Johnson??
B(Ben): Tak. Ty to pewnie Jack.
J: Tak.
B: proszę, wejdź do środka.- powiedział przesuwając sie bym mógł wejść.
Wszedłem do środka. Była to nie wielka kawalerka ... był syf. Wszędzie porozwalane pudła z różnymi rzeczami i pudełka po pizzach i innych daniach.
B: Sorka za bałagan. Nie lubię sprzątać. Że jest jedna sypialnia to będziesz spał na kanapie ,jeśli ci to nie przeszkadza.
J: Jeśli nie ma w niej karaluchów to w porządku.- powiedziałem z twarzą bez emocji a ten się zaśmiał.
B: Haha lubię twoje poczucie humoru. Postaw sobie torbę gdzie chcesz a płaszcz i kapelusz powieś sobie na wieszaku.
Bez słowa poszedłem powiesić mój biały płaszcz i również biały kapelusz na wieszaku. Płaszcz miał takie "pufki" w ramionach ,dzięki czemu wydawały się szerokie jak to mają mężczyźni. Wróciłem to ... ,który siedział na kanapie.
B: Siadaj.- poklepał miejsce obok siebie.
Usiadłem bez słowa i się trochę rozejrzałem dookoła.
B: Że taka kruszynka została agentem. Jak to zrobiłeś? Ile ty w ogóle masz lat?- powiedział biorąc puszkę piwa i pijąc.
J: 23.- gdy to powiedziałem ten sie u krztusił i zaczął kaszleć.
B: Myślałem że masz co najmniej 19.
J: To ci nic o mnie nie powiedzieli?
B: Nie. Wiesz że im się nie chce załatwiać takich rzeczy. W końcu nie jesteśmy dziećmi i sami możemy się przedstawić i takie tam.
J: No tak.
B: No właśnie. No ,ale poznawanie się zostawmy na później. Teraz co do misji. Dyrek jednej akademii jest podejrzany bla bla bla o tym wiesz. Co dotyczy się ciebie to to że pójdziesz do tej szkoły jako nauczycielka francuskiego i będziesz miał sie dowiedzieć czy ten koleś maczał w tym palce.
J: ...Nauczycielka?- zapytałem lekko załamany.
B: No tak
J: lubisz mówić "no tak" co nie?
B.: ....No tak.- westchnąłem jeszcze bardziej załamany: Pójdziesz tak jako Jacklin ((czyt: Żaklin) Moliere.
J: Czemu muszę być kobietą? Nie mogę iść jako n a u c z y c i e l?
DU LIEST GERADE
Impossible
AbenteuerBardzo ważna misja. Jeden mężczyzna, dwóch uczniów... i nauczycielka francuskiego. Co z tego wyjdzie? Co się stanie? Czy uda mu się wykonać przydzieloną mu misję?