19. A mama mówiła nie pij tyle...

531 58 137
                                    

Dla pary Sylwester zaczął się już w drodze do domu kiedy Victor namówił Yuuriego do otworzenia Carlo Rossi i Havany. Roześmiany Rosjanin dzierżył w dłoni butelki które dzielił z ukochanym, co jakiś czas zaliczając przysłowiową glebę na śliskim chodniku.

- Kto tutaj postawił ten chodnik, pozwę go - warczał Nikoforov trzymając się mocno ręki partnera. - Przysięgam, to jakieś żarty...

- Przyznaję się - to moja robota - westchnął teatralnie Yuuri zaglądając do reklamówki i wyciągając z niej zupkę chińską za co od razu dostał po łapach. - Ej, za co to?! Jestem głodny!

- Trochę kultury, poczekaj aż dotrzemy do domu! - ochrzanił go Nikiforov. - Młodzieńcze.

- Zachowujesz się jak dziadek... stary piernik... Daddyforov - stwierdził przekornym tonem Katsuki. - Taki wiesz... tatuś. Zostaniesz moim tatusiem?

- A w życiu, żadne takie. Prędzej mi kutas na czole wyrośnie niż się dam na to namówić - Victor spojrzał krytycznie na ukochanego i zabrał mu worek pociągając łyka winka.

- Stary złośliwiec, wszystko powiem Twojej mamie - zagroził Yuuri.

Kiedy dotarli do domu mamy Nikiforov kobieta od razu wyczuła, że coś jej nie gra. Wystarczyło, że popatrzyła na swojego synalka i już wiedziała - Victor najzwyczajniej w świecie demoralizował jej przyszlą synową. Yuuri stał z boku i łypał tylko okiem to na jedno to na drugie finalnie wybuchając śmiechem bez żadnego wyraźnego powodu.

- Ty gadzino, do jakiego Ty go stanu doprowadziłeś? - zapytała z niedowierzaniem Aleksandra chwytając za kule i wstając z mięciutkiej kanapy.

- Nieużywalności. A to dopiero początek - Nikiforov pociągnął za sobą ukochanego, który zginał się pod ścianą ze śmiechu i odprowadzany wzrokiem teściowej ruszył na górę, do sypialni.

- Nie jestem workiem ziemniaków, łapy z dala zboczeńcu! - fuknął Yuuri próbując się wyrwać co skończyło się tym, że ledwo nie spadł ze schodów. - Co za dziad...

Do pokoju Nikiforova wpadli, a raczej wtoczyli się chwile później zamykając za sobą drzwi na klucz. Torba z zakupami wylądowała na biurku, a Victor i Yuuri padli na łóżko, wpatrując się w siebie jakby świata poza sobą nie widzieli. Takie słodko-pierdzące dzieci z przedszkola.

- Kocham Cię, Victor. Kocham bardzo mocno i ponad wszystkie świętości wyznaje Victuurizm... - mamrotał Yuuri ocierając się o swojego faceta.

- To brzmi jak nazwa dla jakiejś dzikiej sekty - stwierdził Nikiforov próbując odkleić od siebie bruneta, który czepił się go jak rzep. - Zakon Wyznawców Victuuri...

- Victooor! Zostań moim mężem! - jęknął nagle Katsuki siadając na Victorze i zaczynając po nim skakać jak na koniku. - Mężem, mężem!

- Ty się lecz, Ty wiesz co to oznacza? - Victor złapał za biodra Katsukiego i starając się go z siebie zrzucić.

- Wychowamy dwójkę dzieci, kupimy sobie dom i wybudujesz mi wieelkie lodowisko w ogrodzie. Victooor, tak ładnie proszę!

Szarowłosy chwycił za butelkę Havany i upił z niej kilka solidnych łyków, po chwili odstawiając ją, by naprawdę zmusić Yuuriego do tego, żeby się, cholera, uspokoił.

- Gnieciesz mi jajka.

- Lubisz to przecież. Victoor.

- Zejdź ze mnie, mówię Ci.

- Nie lubisz jajecznicy?

- Lubię, ale nie ze swoich jajek. Sio, Tsuki!

Yuuri z głośnym jękiem bólu i szczerym, zapijaczonym śmiechem spadł z Victora, zwijając się na podłodze. Nikiforov zaś leżał na łóżku ze wzrokiem wbitym w kochanka i zastanawiał się... co tu do licha jest grane?

Pan Nikiforov i ja; Victuuri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz