Dla pary Sylwester zaczął się już w drodze do domu kiedy Victor namówił Yuuriego do otworzenia Carlo Rossi i Havany. Roześmiany Rosjanin dzierżył w dłoni butelki które dzielił z ukochanym, co jakiś czas zaliczając przysłowiową glebę na śliskim chodniku.
- Kto tutaj postawił ten chodnik, pozwę go - warczał Nikoforov trzymając się mocno ręki partnera. - Przysięgam, to jakieś żarty...
- Przyznaję się - to moja robota - westchnął teatralnie Yuuri zaglądając do reklamówki i wyciągając z niej zupkę chińską za co od razu dostał po łapach. - Ej, za co to?! Jestem głodny!
- Trochę kultury, poczekaj aż dotrzemy do domu! - ochrzanił go Nikiforov. - Młodzieńcze.
- Zachowujesz się jak dziadek... stary piernik... Daddyforov - stwierdził przekornym tonem Katsuki. - Taki wiesz... tatuś. Zostaniesz moim tatusiem?
- A w życiu, żadne takie. Prędzej mi kutas na czole wyrośnie niż się dam na to namówić - Victor spojrzał krytycznie na ukochanego i zabrał mu worek pociągając łyka winka.
- Stary złośliwiec, wszystko powiem Twojej mamie - zagroził Yuuri.
Kiedy dotarli do domu mamy Nikiforov kobieta od razu wyczuła, że coś jej nie gra. Wystarczyło, że popatrzyła na swojego synalka i już wiedziała - Victor najzwyczajniej w świecie demoralizował jej przyszlą synową. Yuuri stał z boku i łypał tylko okiem to na jedno to na drugie finalnie wybuchając śmiechem bez żadnego wyraźnego powodu.
- Ty gadzino, do jakiego Ty go stanu doprowadziłeś? - zapytała z niedowierzaniem Aleksandra chwytając za kule i wstając z mięciutkiej kanapy.
- Nieużywalności. A to dopiero początek - Nikiforov pociągnął za sobą ukochanego, który zginał się pod ścianą ze śmiechu i odprowadzany wzrokiem teściowej ruszył na górę, do sypialni.
- Nie jestem workiem ziemniaków, łapy z dala zboczeńcu! - fuknął Yuuri próbując się wyrwać co skończyło się tym, że ledwo nie spadł ze schodów. - Co za dziad...
Do pokoju Nikiforova wpadli, a raczej wtoczyli się chwile później zamykając za sobą drzwi na klucz. Torba z zakupami wylądowała na biurku, a Victor i Yuuri padli na łóżko, wpatrując się w siebie jakby świata poza sobą nie widzieli. Takie słodko-pierdzące dzieci z przedszkola.
- Kocham Cię, Victor. Kocham bardzo mocno i ponad wszystkie świętości wyznaje Victuurizm... - mamrotał Yuuri ocierając się o swojego faceta.
- To brzmi jak nazwa dla jakiejś dzikiej sekty - stwierdził Nikiforov próbując odkleić od siebie bruneta, który czepił się go jak rzep. - Zakon Wyznawców Victuuri...
- Victooor! Zostań moim mężem! - jęknął nagle Katsuki siadając na Victorze i zaczynając po nim skakać jak na koniku. - Mężem, mężem!
- Ty się lecz, Ty wiesz co to oznacza? - Victor złapał za biodra Katsukiego i starając się go z siebie zrzucić.
- Wychowamy dwójkę dzieci, kupimy sobie dom i wybudujesz mi wieelkie lodowisko w ogrodzie. Victooor, tak ładnie proszę!
Szarowłosy chwycił za butelkę Havany i upił z niej kilka solidnych łyków, po chwili odstawiając ją, by naprawdę zmusić Yuuriego do tego, żeby się, cholera, uspokoił.
- Gnieciesz mi jajka.
- Lubisz to przecież. Victoor.
- Zejdź ze mnie, mówię Ci.
- Nie lubisz jajecznicy?
- Lubię, ale nie ze swoich jajek. Sio, Tsuki!
Yuuri z głośnym jękiem bólu i szczerym, zapijaczonym śmiechem spadł z Victora, zwijając się na podłodze. Nikiforov zaś leżał na łóżku ze wzrokiem wbitym w kochanka i zastanawiał się... co tu do licha jest grane?
CZYTASZ
Pan Nikiforov i ja; Victuuri
FanfictionJeden uśmiech i jeden błysk w brązowych oczach wywracają świat Victora Nikiforova do góry nogami. Wszystko staje na głowie, rodzina się dziwi, a sam zainteresowany jest jeszcze bardziej zainteresowany niż zwykle. Szkoda tylko, że nie tym czym powini...