6. Rozmowy nocą

653 74 94
                                    

Chciałem pokazać mu swój cichy zakątek. Obdarzyć go zaufaniem i zrozumieć wreszcie, że istnieją jeszcze dobrzy ludzie na ziemi, którzy nie chcą Cię skrzywdzić. Wpuścić go do swojego świata, by poznał mnie bliżej.

Pragnąłem tylko bez końca patrzeć mu w oczy i widzieć w nich swoje szczęśliwe odbicie, takie o jakim zawsze marzyłem.

Victor wszedł do domu zaraz za mną i uprzejmie ściągnął buty w korytarzu witając się przy okazji z moim kotem. Ja, zajęty robieniem herbaty, nie miałem pojęcia, że on cały czas mnie obserwuje. Albo miałem pojęcie tylko głupio było mi zwrócić mu za to uwagę, nawet, jeśli było bardzo przyjemne.

- Ładnie tu - odezwał się w końcu przychodząc do mnie i przysiadając przy stole.

Nie wiedziałem o czym myśli, co czuję wobec mnie, jednak miałem cichą nadzieję, że nie jest to nic złego. Podświadomie chciałem być dla niego naprawdę ważny. Ważniejszy niż ktokolwiek inny. Takie małe centrum wszechświata.

- Dziękuję, staram się - mruknąłem pod nosem odwracając się w jego stronę z dwoma, zielonymi kubkami w świnki. - Chodź, zróbmy sobie fajny nastrój. - dodałem po chwili widząc jego uśmiech.

Zgasiłem światła w mieszkaniu i zająłem się żmudnym procesem rozpalania w kominku, a i tak chwilę mi zeszło nim cokolwiek zaczęło się palić. Victor zaś siedział na poduszce ze swoim kubkiem i popijał gorący napój patrząc mi cały czas na dłonie. Peszące jak cholera, kiedyś go za to zamorduje.

- Dzielny chłopak - zaśmiał się Nikiforov zostawiając naczynie obok swojej poduchy i siadając bliżej mnie. W blasku kominka i palącego się wesoło ognia widziałem iskierki w jego błękitnych tęczówkach, doskonale zgranych z lekkim, słodkim uśmiechem w kształcie serca. Miałem przez to wrażenie, że moje własne za chwilę wybuchnie. Siedzieliśmy ramię w ramię, jak dobrzy przyjaciele i zastanawiałem się jak długo trzeba szukać, by znaleźć kogoś tak cudownego, czułego i ciepłego jak Victor.

- Nie ma w tym nic z bycia dzielnym - mruknąłem zarumieniony.

- Masz rację, po prostu bardzo chciałem Cię skomplementować - przyznał cicho podążając wzrokiem za mną, gdy wstałem na moment dorzucić drewna do kominka.

Robiłem wszystko, żeby nie zobaczył moich czerwonych policzków, jednak Victor był sprytniejszy niż sądziłem.

- Podobają mi się Twoje rumieńce. Twoje oczy. To jak bardzo nie chcesz, żebym robił te wszystkie rzeczy, które Cię zawstydzają - powiedział po krótce.

Czułem, że spływam, że serce mi staje na sam ton jego głosu. Operował nim tak precyzyjnie, że aż nie wierzyłem, że w ogóle tak można.

- Victor, przestań - jęknąłem cierpiętniczo, patrząc na niego z niewypowiedzianym mordem w oczach. - Chcesz żebym Ci tu umarł z przesłodzenia? Poza tym... nie przywykłem do tego, że w ogóle ktokolwiek mnie lubi i chce rozmawiać z kimś takim jak ja. To dziwne i dosyć szokujące.

Złapał mnie za dłoń. I nic więcej. Trzymał ją w swojej, głaskał uspokajająco widząc, że wpadam w swego rodzaju panikę.

- Już dobrze - powiedział miękko.

Spojrzeliśmy na siebie, brąz i błękit, i mogłem przysiąc, że widzę w jego oczach coś czego nie widziałem dotąd u żadnego innego człowieka. Troskę. Chęć zaopiekowania się. Zachwyt.

- Lubię Cię, Victor. Serio. I bardzo mi miło, że Ty czujesz to samo - wybąkałem pod nosem próbując dojść do ładu z własnymi uczuciami. Wahałem się pomiędzy tym, by rzucić mu się na szyję i podziękować za pomoc, a tym by z zażenowania rzucić się z okna.

Co on ze mną cholera zrobił...?

Płonący od rumieńców wbiłem w niego zawstydzone spojrzenie. Nie spodziewałem się, że odbierze to jako zachętę i po prostu mnie pocałuje. Byłem tak zaszokowany, że na początku jedynie trwałem w bezruchu i modliłem się do Boga, by mi go teraz nie zabierał. Dopiero później, gdy przesunął językiem po mojej dolnej wardze zdałem sobie właściwie sprawę z tego, że nie chce by tak to wyglądało. Jakkolwiek bym się nie czuł - to nie był odpowiedni moment.

Powoli odwrocilem głowę i palący się na twarzy dotknąłem palcami własnych policzków, by obadać sytuację. Oczywiście - pożar w Kalifornii jak się patrzy.

- Przepraszam - szepnął w końcu Nikiforov wyraźnie zdenerwowany tym co przed paroma sekundami zrobił.

- Nie masz za co, po prostu następnym razem spytaj mnie zanim zrobisz coś takiego - odpowiedziałem od razu widząc żal i rozpacz w jegp oczach. - Choć to bardzo miłe, nie zaprzecze.

Ciężko mi było opisać smak jego ust, więc poprzestałem na tym, że po prostu były delikatne i miękkie. Do kolejnych pocałunków jak znalazł, jeśli Victor jeszcze kiedyś zechce.

ŻE CO?!

-

WIELOFLUFF - OU YEAH. ❤

 ❤

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Pan Nikiforov i ja; Victuuri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz