17. Mama Forov

463 62 65
                                    

Wyglądał na zmęczonego, wystarczyło spojrzeć w jego błękitne oczy, by to zobaczyć. Nie przeszkodziło mu to jednak w obecności setek ludzi chwycić mnie w ramiona i wycałować za wszystkie czasy. Śmiać mi się chciało, bo Victor momentalnie zdawał się odżyć kiedy tylko go dotykałem.

- Cześć, złoto - Victor ujął w dłonie moją twarz i przycisnął usta do moich warg, pozbawiając mnie oddechu. Naprawdę tęsknił i to pozwoliło mi pozbyć się wszelkich wątpliwości co do niego, wystarczyło, że ledwie mnie pocałował, a cały świat stawał na głowie.

- Cześć, srebro - odparłem żartobliwie kiedy w końcu mnie puścił i przejął ode mnie bagaże, kierując się do swojego samochodu.

Zasiadłem na miejscu pasażera i natychmiast zamknąłem za sobą drzwi, obserwując jak za szybą rozpętuje się prawdziwa burza. Świat ginął za ścianą wody, ludzie w pośpiechu umykali do środka hali przylotów, chroniąc głowy przed deszczem. Mokry od stóp do głów Victor wpadł do swojego auta chwilę później, śmiejąc się głośno.

- Ale ulewa, co za koszmar - stwierdził Nikiforov odgarniając mokre włosy do tyłu co wywołało u mnie niemałe rumieńce. Musiałem przyznać, że taki mokry wygląda naprawdę seksownie.

Na moment zapadła cisza. Victor opierał dłonie na kierownicy i patrzył tylko na mnie, oczekując prawdopodobnie, że zaczne na niego za cokolwiek krzyczeć. Myślał, że byłem na niego zły, no tak. Zamiast odpowiedzieć na jego nieme pytanie zbliżyłem się i pocałowałem go, zaciskając palce na jego kolanie. Chciałem, by wiedział, że za nic go nie winiłem.

- Jest w porządku, Vitya - wyszeptałem opierając czoło o jego skroń i wzdychając z ulgą. Kochałem go do szaleństwa i niczego bardziej w świecie nie pragnąłem jak tego by był szczęśliwy. Ze mną czy beze mnie - to moje małe wielkie marzenie.

- Nie chciałem, żeby to wszystko tak wyglądało. Wyjechałem nagle, praktycznie bez słowa i co? Chamstwo straszne z mojej strony, w dodatku widzę, że Minako Ci niczego nie przekazała.

Podniosłem glowe. Czyli jednak, ta cholera o wszystkim wiedziała, a nie powiedziała słowa. Zmarszczyłem gniewnie brwi i odsunąłem się od Victora, w złości biorąc głęboki wdech, który mu nie umknął. Chciał mnie dotknąć, ale znowu mu zwiałem.

- Następnym razem mów takie rzeczy mnie, a nie komuś kto jest o naszą relację zazdrosny! - warknąłem widząc jego skruszoną minę. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że to nie była jego wina, skąd mógł wiedzieć, że Minako zachowa się w ten sposób? Niepotrzebnie wyładowywałem na Victorze swoje frustracje.

- Przepraszam - wymamrotałem patrząc na Victora, który w tym momencie odwracał ode mnie wzrok nie chcąc więcej mi się narażać.

- Krzyczeć nie musiałeś - wypalił tylko chłodnym tonem kiedy wyciągnąłem dłoń w jego kierunku. - Skumałem za pierwszym razem.

Cofnąłem rękę i westchnąłem ciężko, powstrzymując łzy na widok jego wykrzywionej w smutku i jednoczesnej irytacji twarzy. To był mój pierwszy związek, przede mną wiele nauki i wspólnego trudu obojga w utrzymanie tego w porządku. Jeszcze do końca nie wiedziałem jak to wszystko działa, ale przede wszystkim musiałem zacząć myśleć nad tym co mówię nim zaczniemy się na siebie wydzierać.

- Nie musisz się obrażać, do cholery - no i znowu - ta sama sytuacja. Najpierw robię, a w drugiej kolejności myślę. - Jeśli chcesz to wrócę do domu i sprawa będzie załatwiona, powiedz słowo.

Spojrzał na mnie i przysięgam, że zobaczyłem ogień w jego oczach. Złapał mnie mocno za kark, wpijając się z całej siły w moje usta, na co jęknąłem głośno chwytając go za nadgarstek, by trochę zbastował. Zrobiło mi się gorąco kiedy całował mnie w tak sugestywny sposób dając mi do zrozumienia, że nigdzie nie pozwoli mi wrócić.

- Zostajesz tutaj czy tego chcesz czy nie - wymruczał ostro kiedy w jego tęczówkach dostrzegłem tą zaborczą nutę. - I nie świrujmy już, z Minako policze się po powrocie do Hasetsu.

Na tym rozmowa się skończyła i do końca podróży do domu Nikiforova nie mówiliśmy nic. Siedziałem w swoim fotelu i obserwowałem wszelakie obrazy za szybą, czując nadal jak pieką mnie usta, a serce skacze jak pojebane.

Ten człowiek mnie kiedyś wykończy.

- Mama czeka na Ciebie z otwartymi ramionami, to mogę obiecać - powiedział Victor w końcu zatrzymując się w przestronnym garażu i wysiadając równo ze mną z auta. Wziąłem swoje toboły z bagażnika i ze zwodniczym uśmieszkiem stanąłem z boku podziwiając wypięty w moją stronę tyłek Nikiforova. Jak Homoboga kocham - robił to specjalnie.

- Na pewno, nie tylko ona - przyznałem rozbawiony kiedy ruszyliśmy do właściwej części domu.

Na schodach do mieszkalnej kondygnacji budynku o mało nie zabiła mnie kulka z prędkością światła lecąca na Nikiforova. Domyśliłem się, że to Makkachin, bo dużo mi o nim opowiadał. Skończyli się witać i wreszcie znaleźliśmy się w rozgrzanym jak piec domu Nikiforovów.

- Maaamo! - krzyknął Victor odstawiając walizki i idąc w kierunku, jak się domyśliłem, salonu. Z szacunku ściągnąłem buty i odwiesiłem kurtkę, dreptając powoli za Victorem.

Kobieta siedząca na kanapie w pokoju dziennym wyglądała o wiele sympatyczniej niż zakładałem wcześniej, już teraz wiedziałem skąd Victor odziedziczył urodę i te piękne, niebieskie oczy. Widząc nas chwyciła za kule i wstała, w pierwszej kolejności idąc ku mnie. Nie powiem, trochę mnie to wystraszyło, bo nie wiedziałem czego się spodziewać.

- A więc to Ty w końcu skradłeś mojemu synowi serce. Już myślałam, że do końca życia będzie starym, samotnym dziadem! - zaśmiała się radośnie mimo złamanej nogi przytulając mnie do siebie z całej siły.

Od razu poczułem się jak w domu.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Pan Nikiforov i ja; Victuuri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz