16. Tęsknota

474 53 38
                                    

Wyjazd Victora osłabił całkowicie mój zapał. Tęskniłem za nim, właściwie przez to wszystko całkowicie nic mi się nie chciało i nawet w pracy ciągle coś szło nie tak. O ile mi było wiadomo po swoich urodzinach pojechał odwiedzić rodzinę i nie wiadomo kiedy dokładnie wróci. I to w pewien sposób nie dawało mi spokoju przez następnych kilka dni. Miałem wrażenie, że to moja wina, że on uciekł, ponieważ zrobiłem coś nie tak i go wystraszyłem. Analizując sytuację po raz enty pomyślałem o tym, że to może dlatego, że wtedy do czegoś między nami doszło, a on poczuł się jakoś przyparty do muru. Tylko, że ja przecież nie naciskałem na niego, nie robiłem żadnej z tych durnych babskich rzeczy, które kobiety robią po czymś takim. Nie bombardowałem go wiadomościami, nie dzwoniłem tysiąc razy na dzień i nie zachowywałem się jak histeryczka z szalejącymi hormonami. Owszem, mieliśmy ze sobą kontakt, ale odnosiłem chwilami wrażenie, że on sobie pomyślał, że jestem zwyczajnie łatwy i nie warto się angażować.

A za cholerę tego nie chciałem.

Dlatego odpuściłem, przynajmniej na moment. Pracowałem, pomagałem Minako i robiłem wszystko, by nie dać po sobie poznać, że jest mi przykro czy coś, choć było i to bardzo. Siostrzenice Victora przyprowadzał ktoś inny, ale nie wypytywałem o niego nikogo, bo nie byłem do końca pewny czy on komukolwiek o mnie mówił. Paradoksalnie to sprawiło, że zachciało mi się wyć z bezradności, cudem jednak powstrzymywałem się przy dzieciach i Okukawie.

- Pluszne Cię zaraz, Yuuri. Co się dzieje? - spytała wreszcie odciągając mnie na bok w piątkowe popołudnie, gdy praktycznie wszystkie dzieci już zostały odebrane.

- Nic, co ma się dziać? - mruknąłem poprawiając okulary w niebieskich oprawkach i kręcąc nosem; nie do końca chciałem z nią rozmawiać o Victorze, ale wiedziałem, że ona nie da mi spokoju. Wiedziała wszystko.

- Jesteś nieobecny, nawet Yuuko przyszła mi się wczoraj pożalić. Mów mi zaraz co jest grane - drążyła dalej Minako.

- Tęsknię za nim, Minako-sensei. On jest jakiś nieobecny, rzadko się odzywa i zachowuje się jakbym przestał go obchodzić - wyjaśniłem krótko. - W dodatku wyjechał bez słowa.

- Wyjechał, ponieważ jego mama jest w kiepskim stanie po wypadku. Nie chciał nic mówić, bo nie chciał Ci rzucać na barki swoich problemów, ot cały Victor - Minako oparła się o ścianę i odetchnęła głośno, widząc moją minę. - Nie martw się, wróci to pogadacie. Czyli za jakiś tydzień...

- Żartujesz sobie? Mój facet ma problem, a Ty mówisz mi, że mam poczekać tydzień? - wypaliłem bezczelnie patrząc jej w oczy.

Nie rozumiałem jej kompletnie, gdyby ona była w takiej sytuacji to podejrzewam, że ani chwili by nie zwlekała i zaraz byłaby w drodze do ukochanego. Dlaczego więc ja miałbym zrobić inaczej?

- Co chcesz zrobić? - zapytała ostro podchodząc do mnie i zakładając ramiona na klatce piersiowej.

- Porozmawiam z nim i postaram się mu pomóc. Nie zostawię go przecież - oznajmiłem wprost mimo wyraźnego zawodu w oczach Minako. Była zazdrosna, czułem to w kościach. Sęk w tym, że kompletnie mnie to nie interesowało, mogła sobie robić co chciała i z kim chciała.

- Twoja sprawa - odparła cicho.

Po powrocie z pracy i uprzednim odgrzaniu sobie obiadu zadzwoniłem do Victora. Już rozmawiając z nim przez telefon czułem jak jest zmęczony, bezradność aż wylewała się z jego głosu.

- Złamała nogę, a że nie miał się kto nią zająć to poprosiła mnie o pomoc - wyjaśnił zrezygnowanym tonem; w tle słyszałem dźwięki telewizora i głos kobiety, zapewne pani Nikiforov.

- Victor przyjadę wam pomóc i nawet nie próbuj się sprzeciwiać. Teraz już rozumiem skąd Twoje zachowanie i ten znikomy brak kontaktu. Zabukuje sobie bilety na samolot do Petersburga i za kilka dni będę u was.

Z jednej strony głupio mi było się tak wpierdzielać z butami, a z drugiej czułem, że Nikiforov podświadomie chce pomocy tylko wstyd mu o nią prosić. Cały on.

- Yuuri, kochany mój... - wyszeptał Victor z wyraźnie ścisniętym gardłem. - Nie chciałbym Ci robić problemów.

- Nie robisz, Vitya. Skoro jesteśmy razem to chce być przy Tobie kiedy coś złego się dzieje. Mam nadzieję, że to jasne.

Zapadła cisza. Żaden z nas nie mówił nic, podejrzewałem, że mama prosiła o coś Victora i dlatego na chwilę zniknął.

- Dziękuję, naprawdę - powiedział w końcu śmiejąc się nerwowo. - Poznasz moją mamę, mówiłem jej o Tobie i sądzę, że się dogadacie. Póki co muszę zmykać, kochany.

Pożegnaliśmy się, a ja poszedłem pod prysznic. Trzymała się mnie myśl, że Minako zwyczajnie mnie oszukała i od początku o wszystkim wiedziała odnośnie wyjazdu Nikiforova. Skoro się przyjaźnili, a my byliśmy razem to raczej powinna mnie o tym poinformować. Nie powiem, zdenerwowało mnie to, jednak nie chciałem wszczynać awantury, szczególnie, że kłótnie nie były mi teraz na rękę. Nie, kiedy wszystko się układało. Miałem pracę, cudownego mężczyznę i multum planów na przyszłość.

Kiedy kilka dni później, dokładnie w Sylwestra, wsiadałem do samolotu myślałem tylko o tym jak bardzo brakuje mi Victora i jak bardzo nie mogę doczekać się spotkania z nim. Poza tym... jego mama. Pani Nikiforov chciała mnie poznać, co uznałem za oczywisty znak, że to wszystko nie jest tylko snem.

Podczas prawie dziesięciu godzin lotu kilkanaście razy przysypiałem i się budziłem z nadzieją, że to już. Dopiero głos miłej kobiety mówiącej po rosyjsku do końca mnie podniósł. Przetarłem powieki palcami, ziewnąłem kilka razy i w pochodzie pasażerów samolotu, wydostałem się z niego, mając nadzieję, że Nikiforov już na mnie czeka. Z bagażem pod ręką i plecakiem na ramieniu udałem się na postój taksówek, gdzie wśród tłumu ludzi odnalazłem szarą czuprynę. Te jedną jedyną i unikatową.

Mój Nikiforov.

Mój Nikiforov

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Poniekąd... przełomowy rozdział.

Pan Nikiforov i ja; Victuuri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz