8. Tajemniczy Bohater

129 14 2
                                    

Dipper's POV:

"Ruch oporu został zlikwidowany." Zaraportowałem Billowi. "Wendy, Robbie i połowa innych ocalałych nie żyją. Reszta uciekła. Podłożyłem też ogień pod fort, by się upewnić, że go nie odbudują."

"Doskonała robota, Pine Tree." Oznajmił Bill. "Muszę przyznać jestem pod wrażeniem."

"Jakie jest moje następne zadanie?" Zapytałem.

"Od razu do kolejnej roboty? Ktoś tu się próbuje znów wkupić w łaski." Odpowiedział dokuczliwie.

Nie odpowiedziałem. Czekałem po prostu aż poda mi wytyczne.

"Dobrze się spisałeś z rebeliantami." Pochwalił mnie. "Ale jest ktoś jeszcze, kim koniecznie trzeba się zająć. Krążą opowieści o człowieku, który podróżuje po całym terenie Gravity Falls i pomaga przypadkowo spotkanym ludziom."

Słyszałem te opowieści. Raz na jakiś czas spotykałem ludzi mówiących o 'Tajemniczym Bohaterze', który uratował ich z opresji.

"Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego jest mi to nie na rękę." Kontynuował Bill. "Masz go znaleźć i pozbyć się raz na zawsze!"

____________________________________________________________

Soos's POV:

Szedłem wzdłuż linii kolejowej nieopodal klifów, kiedy usłyszałem wołanie o pomoc.

"Pomocy! Ktokolwiek, proszę, pomocy!" Krzyczał głos.

Najwyraźniej znów ktoś potrzebuje mojej pomocy. Pobiegłem, ile sił w nogach, w stronę, z której dobiegało wołanie.

Zauważyłem jakiegoś dzieciaka stojącego nad urwiskiem. Bykopodobny stwór zagonił go w pułapkę. Przerażeni rodzice stali nieopodal, sparaliżowani strachem.

Wtedy potwór zaczął szarżować na dziecko. Nie było czasu do stracenia.

Błyskawicznie podbiegłem do chłopca, pochwyciłem go na ramiona i ledwie zdążyłem uskoczyć spod kopyt bestii. Stwór nie zdążył wyhamować i runął w przepaść.

Oddałem dzieciaka uradowanym rodzicom. "Dziękuję, bardzo dziękuję!" Powiedziała kobieta obejmując syna.

"To był mój obowiązek." Odparłem heroicznie.

Ojciec chłopca uścisnął mi dłoń. Jego spojrzenie było pełne wdzięczności. Potem cała rodzina odeszła w swoją stronę.

Patrzyłem, z uśmiechem na twarzy, jak się oddalają, kiedy usłyszałem za sobą powolne, ironiczne klaskanie. Odwróciłem się i zobaczyłem zbliżającego się do mnie Dippera.

"A więc Tajemniczy Bohater, pomagający napotkanym w podróży towarzyszom niedoli. Zastanawiałem się kto się kryje pod tym enigmatycznym tytułem." Powiedział stając w miejscu i kładąc jedną rękę na swoim biodrze. "Sporo o tobie słyszałem."

"A ja sporo słyszałem o Czarnym Rycerzu Billa." Odparłem, marszcząc brwi. "Nigdy bym się nie domyślił."

Mina Dippera spoważniała. Nie odpowiedział, ale nie potrzebowałem potwierdzenia. Raptem kilka dni temu ktoś zniszczył Fort, a teraz on pojawia się znikąd po pięciu latach, w pancerzu i z mieczem pasującym do opisu ludzi, którzy twierdzili, że widzieli tajemniczego nieznajomego pracującego na usługach demona. To było nazbyt oczywiste.

Puściły mi nerwy. "Widziałem co zrobiłeś w Forcie!" Krzyknąłem wściekły. Krew gotowała się w moich żyłach. "Jak mogłeś?!"

Milczał przez chwilę, zupełnie jakby nie mógł znaleźć właściwych słów. W końcu odpowiedział, "Ludzie się zmieniają."

"Najwyraźniej." Odparłem chłodno.

Dipper westchnął. "Chyba obaj wiemy, co się musi teraz stać. Nie przeciągajmy tego, co?" Zapytał zrezygnowany.

"Jak chcesz." Zgodziłem się. Obaj wyciągnęliśmy broń.

Byłem uzbrojony w ekwipunek własnej roboty. W prawej ręce trzymałem pałkę zrobioną z drewna. Końcówką była okuta stalową obręczą z przyspawanymi doń ostrymi kawałkami metalu. Na czubku była zamocowana krótka metalowa rurka, ścięta na skos, także nawet pchnięcie tą pałką mogło okazać się zabójcze. Za to w lewej ręce trzymałem tarczę zrobioną ze znaku stopu. Kto by pomyślał, że doświadczenie jako złota rączka posłuży mi do wykonania tak dobrej improwizowanej broni.

Walka się rozpoczęła. Nasze bronie raz po raz krzyżowały się w powietrzu. Dipper był szybki. Każdy mój cios zostawał sparowany albo uniknięty. Gdy znów zaatakował zasłoniłem się tarczą. Kolejne uderzenia miecza napierały na mnie, osłabiając mój blok.

Przybrałem odpowiednią pozycję, po czym pchnąłem pałką. Dipper błyskawicznie uskoczył na bok. Ten cios nie był nawet bliski trafienia. Odpowiedział serią cięć tak szybkich, że musiałem schować się za moją tarczą. Jego ciosy nie dawały mi wytchnienia nawet na moment. Każde przyjęte przeze mnie uderzenie sprawiało, że trochę bardziej uginałem kolana, aż w końcu niemal kucałem.

Wiedziałem, że długo tak nie wytrzymam. Zebrałem wszystkie siły i gwałtownie wyprostowałem nogi, jednocześnie uderzając tarczą. Cios nie tylko odepchnęło Dippera, ale także go przewróciło.

"Może i nauczyłeś się walczyć, ale nadal straszne z ciebie chuchro." Zadrwiłem.

"Mniej gadania, więcej walki." Odparł bez wyrazu, wstając szybko.

Nabrałem pewności siebie. Uderzałem teraz mocniej i szybciej. Mimo to powoli wycofywałem się do tyłu pod jego atakami, aż w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że stoję nad przepaścią. Jeden krok więcej i byłoby po mnie.

Dipper i ja zaczęliśmy się siłować nad urwiskiem. Napierał na mnie z bronią opartą o moją tarczę, próbując strącić mnie w otchłań. Jednym porządnym szarpnięciem przełamał mój blok. Tarcza wyślizgnęła mi się z ręki i spadła w dół urwiska. Miałem jedną szansę, jeśli nie chciałem skończyć tak samo.

Wziąłem zamach, celując w głowę. O dziwo trafiłem. Dipper skulił się oszołomiony, kładąc rękę w miejscu uderzenia. Wykorzystałem ten moment, by przejść w nieco bezpieczniejsze miejsce, dalej od urwiska.

Dipper szybko otrząsnął się z szoku i ruszył do kontrataku. Ciął mieczem raz za razem, a ja próbowałem parować ciosy, jednak bez tarczy nie mogłem skutecznie się bronić. Przy każdym jego ataku robiłem krok w tył, aż w końcu potknąłem się o jakiś kamień i upadłem na plecy. Pałka wypadła mi z rąk i wylądowała obok mnie. Spróbowałem po nią sięgnąć, ale Dipper odkopnął ją z dala ode mnie. Wtedy stanął nade mną i przyłożył mi miecz do gardła. Poczułem chód zimnego ostrza na szyi.

"Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi." Oznajmiłem z wyrzutem.

"Ja również."Odpowiedział.

Wieczny WeirdmageddonKde žijí příběhy. Začni objevovat