6. MallFortress

152 14 0
                                    

Dipper's POV:

"Słuchaj uważnie, Pine Tree." Zaczął rozkazująco Bill. "Okazuje się, że w ruinach Gravity Falls wciąż żyją ludzie. I nie mówię tu o losowych ocalałych, ukrywających się w jakiejś zawilgotniałej norze. Zawsze kilka karaluchów przetrwa wybuch bomby. Mówię o dużej i co ważniejsze zorganizowanej grupie. Wiem o nich, bo moje sługi czasem natykają się na ich patrole szabrujące ruiny budynków. Muszą mieć bazę gdzieś w mieście. Nie może tak być, że ja doprowadzam do końca świata, a śmiertelnicy odbudowują swoje nędzne społeczeństwo!" Bill krzyczał w gniewie. Nie żeby to było coś niezwykłego. "Masz znaleźć ich bazę i ją zniszczyć!"

"Zniszczyć fortecę licznej i dobrze zorganizowanej grupy ocalałych. Żaden problem." Odparłem sarkastycznie. Jakby sam nie mógł się tym zająć. Nic tylko siedział swoim dupskiem na tym głupim tronie całe dnie.

"Jest coś jeszcze, Pine Tree." Kontynuował Bill. "Z tego co udało mi się ustalić do tej pory wynika, że Ruda jest liderem grupy."

"Masz na myśli Wendy?" Iskra ekscytacji pojawiła się w mojej głowie. To było pokrzepiające, że Wendy nadal żyła. Nieco mniej pokrzepiający był fakt, że miałem ją zabić.

"Czy to stanowi dla ciebie jakiś problem, Pine Tree?" Głos Billa jasno sugerował, że nie przyjmie on sprzeciwu.

"Oczywiście, że nie." Zapewniłem pewnie.

"Dobrze." Odpowiedział. "Nie musisz zabijać ich wszystkich. Jeśli pozbędziesz się jakiejś połowy, reszta się rozpierzchnie. Ale wśród zabitych musi się znaleźć Ruda. Inaczej odbuduje swoją bazę gdzieś indziej."

"Zrozumiano." Przytaknąłem. "Jedno pytanie. Jak mam ich w ogóle znaleźć?"

"Nie wiem, czy pamiętasz, dzieciaku, ale nie zwerbowałem cię, bo byłeś silny." Oznajmił Bill wrednym tonem. "To przyszło z czasem. Zwerbowałem cię, bo jesteś sprytny. Wymyśl coś!"

____________________________________________________________

Dotarłem do miasta. Było w ruinie. Większość budynków się zawaliła albo była temu bliska. Część z nich płonęła. W oddali widziałem olbrzymie monstra kroczące po ulicach. Jak ja ich znajdę w tym chaosie. Przydałoby się rozejrzeć z jakiegoś wysoko położonego punktu. Tylko gdzie ja taki znajdę?

Wtedy zobaczyłem wieżę ciśnień, przechadzającą się między domami. Już prawie zdążyłem zapomnieć, że Bill powołał ją do życia. Doskonale.

Zacząłem biec w jej kierunku. Po przebyciu kilku przecznic znalazłem się pod nią. Wskoczyłem na drabinę i zacząłem się wspinać. Wieża cały czas znajdowała się w ruchu, więc musiałem być ostrożny.

Gdy byłem już w połowie drogi budynek zadrżał. Moje stopy ześlizgnęły się ze szczebla, na którym stały. W ostatniej chwili znów złapałem się drabiny, co uratowało mnie przed upadkiem i rozbiciem się o beton. Było blisko.

W czasie dalszej wspinaczki wieża zaczęła się rzucać na prawo i lewo. Co się, do diabła, dzieje z tą durną wieżą. W końcu dotarłem na szczyt. Oparłem się o barierkę i zacząłem rozglądać.

Wszystko wyglądało normalnie. Znaczy się normalnie jak na Weirdmageddon. Potwory chodziły po ulicach. Płonęło kilka pożarów. Zdecydowałem się przyjrzeć nieco dokładniej budynkom. Wszystkie były co najmniej częściowo zniszczone. Niektóre całkowicie.

Nic niezwykłego. Domy. Ratusz. Szkoła. Centrum handlowe.

Zaraz... Od kiedy to centra handlowe mają fortyfikacje obronne?

Wieczny WeirdmageddonWhere stories live. Discover now