1. Rekrut

294 25 1
                                    

Dipper's POV:

Obudziłem się i rozejrzałem dookoła. Byłem w pustej celi. Jak ja się tu znalazłem?

Po chwili otworzyły się drzwi i do środka wleciał Bill.

"Co to ma znaczyć, Bill?! Gdzie jesteśmy?!" Wydarłem się na niego.

"W Fearamidzie." Odpowiedział krótko. Zastanowiłem się chwilę, próbując zrozumieć. Bez efektu.

"Okay, ale czemu tu jestem?" Kontynuowałem zadawanie pytań. "Spodziewałem się, że rzucisz mnie jako przekąskę swoim demonicznym kumplom."

"I taki początkowo miałem zamiar, dzieciaku." Bill zaczął tłumaczyć, zabawnie przy tym gestykulując, jak to miał w zwyczaju. "Ale wtedy to do mnie dotarło. Jasne, może i dzienniki zawierały ekstremalnie groźną wiedzę, ale to ty wiedziałeś, jak jej użyć. Jesteś bystry, muszę ci to przyznać. Zabicie cię byłoby marnotrawstwem. Masz w sobie potencjał, dzieciaku. Potencjał, który mógłbym wykorzystać."

"Moment, chcesz mnie zwerbować?" Zapytałem niepewnie.

"Dzyń, dzyń, dzyń." Bill zaśpiewał melodyjnie, imitując dzwonek. "Zgadza się, Pine Tree!"

"Jesteś szalony, jeśli myślisz, że do ciebie dołączę!" Krzyknąłem.

Bill wybuchnął śmiechem. "Ha ha ha! Jestem szalony tak czy siak, geniuszu. Ale jak chcesz. Zobaczymy, ile minie nim się złamiesz. W między czasie mam dla ciebie mały test."

Wtedy pstryknął palcami i nagle znaleźliśmy się w zupełnie innym pomieszczeniu. To było znacznie większe i jaśniejsze, z wysokim sufitem. Dookoła pokoju znajdowało się coś w rodzaju loży dla obserwujących. Zdałem sobie sprawę, że znajduję się na arenie.

Chwilę późnij zorientowałem się również, że jestem inaczej ubrany. Miałem na sobie czarny strój z przymocowanymi do niego metalowymi ochraniaczami. Poczułem też ciężar na plecach. Sięgnąłem nad prawe ramię i wyczułem rękojeść. Pociągnąłem za nią, a miecz wysunął się z pochwy na moich plecach. Przyjrzałem mu się dokładnie. Ostrze było odlane z czarnego metalu. Było piękne.

Wtedy usłyszałem głos Billa dochodzący z loży, "Z tego co wiem miałeś już styczność z Gremloblinem. Zobaczymy jak sobie z nim poradzisz w walce jeden na jednego."

Wrota po przeciwnej stronie areny otworzyły się i wyszedł zza nich Gremloblin. Wielka, trzymetrowa góra mięsa, o czerwonych ślepiach.

Dobra, Dipper... Powiedziałem do siebie w myślach. Cokolwiek się dzieje, nie patrz mu w oczy.

Potwór rzucił się na mnie. Ledwie udało mi się uskoczyć na bok. Wziąłem silny zamach mieczem i... spudłowałem.

Wielka łapa cisnęła mną o ścianę. Przywaliłem w mur i ześlizgnąłem się do pozycji siedzącej. Gdyby nie ten pancerz połamałbym co najmniej tuzin kości. Oszołomiony i obolały powoli podniosłem się z ziemi.

Tym razem nie mogę pokonać go za pomocą lustra. Muszę użyć miecza. Zaraz... gdzie jest mój miecz.

Rozejrzałem się. Oczywiście leżał za potworem, który teraz pędził w moim kierunku.

Wybiegłem mu naprzeciw. W ostatniej chwili przeturlałem się mu między nogami i szybko podniosłem miecz.

Gremloblin wziął kolejny zamach. Zrobiłem unik. Uderzył ponownie. Znów uniknąłem ciosu, lecz potężna pięść spadła tuż obok mnie niczym głaz. Ziemia zadrżała, a ja straciłem równowagę i upadłem na jedno kolano. Zobaczyłem, jak stwór szykuje się do kolejnego ataku. Uniósł pięści nad głowę i naprężył mięśnie.

Nie ma szans, żebym przeżył ten cios. Czułem zbliżający się koniec. Oddech śmierci na moim karku. Nie. Nie mogę się poddać, nie teraz. Wymagało całej mojej siły, żebym pokonał strach. Chwyciłem miecz oburącz i pchnąłem z całych sił.

Nie wiem z czego było zrobione to ostrze, ale weszło w ciało potwora jak w masło. Gdy stwór ryczał z bólu, szarpnąłem bronią w bok, rozpruwając mu brzuch. Rozdzierający ryk ucichł, a jego bezwładne cielsko zaczęło upadać. Uskoczyłem na bok, żeby mnie nie przygniotło.

Udało mi się. Zabiłem go. Gremloblin leżał martwy u mych stóp. Jego krew powoli ściekała z mojego miecza.

Wygrałem.


...(5 lat później)...

Wieczny WeirdmageddonWhere stories live. Discover now