chapter 30.

182 23 6
                                    

Każdy kolejny dzień spędzony w hospicjum u Louisa może na pozór nie różnił się niczym. Jednak w rzeczywistości każda chwila była inna, ale równie wyjątkowa.
Mimo że chłopakowi często brakowało sił, ciągle starałem się umilać mu każdą minutę. Tylko dlatego, żeby widzieć jego uśmiech, choćby nikły.

Pomimo utraty sił, w oczach Lou ciągle zachował się ten znany mi blask, w którym kiedyś zatonąłem.
Często czułem, że z Lou jest tylko lepiej, chociaż obok nas częściej znajdowało się coraz więcej lekarzy i pielęgniarek. Przeciwnie do nich, malała liczba lekarstw, kroplówek i chemii.

Siedziałem obok jego łóżka, z resztą nie było w tym nic dziwnego. Hospicjum stało się jakby moim drugim domem.
Chociaż tutaj nie do końca chodziło o budynek.
Lou stał się moim domem. Jakkolwiek głupio mogło to dla kogoś brzmieć.
Mógłbym pójść gdziekolwiek, byle być obok niego..
Być w domu.
Wystarczało mi samo jego towarzystwo.
Fakt, że Louis dużo czasu spędzał śpiąc, powodował, że miałem coraz większą ilość wolnego czasu. Wtedy też do głowy napływało mi wiele myśli. Począwszy od tych nieistotnych, jak na przykład, jaka pogoda będzie jutro. Do tych coraz głębszych, bardziej skomplikowanych i trudnych.
Myślę, że mówię tu o myślach tak trudnych, że w obecnej chwili ciężko mi nawet podać przykład.
Wiadomo, że dużo bardziej produktywnie i mądrzej byłoby spożytkować ten czas na coś istotniejszego.
Mówiąc istotnego mam na myśli coś w rodzaju zaległych prac domowych i lekcji, które zdążyłem opuścić do tej pory.
Jednak pomimo ogromnej ilości czasu wolnego, nie miałem głowy do nauki nowych rzeczy.
Myślę, że świadomość, gdzie i dlaczego się znajduję, była tego przyczyną.
Trzeba przyznać, że dużo przyjemniejszą czynnością było obserwowanie śpiącej twarzy Lou, niż rozwiązywanie działań, czy pisanie wypracowań.
To definitywnie nie był ani czas ani miejsce na szkolne sprawy. Wiedziałem, że ten czas nadejdzie, ale jeszcze nie teraz.

Przychodziły i takie momenty, że brakowało mi historii, które mógłbym mu opowiadać.
Wyczerpywał mi się zbiór wspomnień, gotowych do podzielenia się. 
Jakkolwiek kiedyś mogłem mówić o szczegółach swojego dnia, tak teraz było to po prostu niemożliwe.
Zwyczajnie ze względu na to, że czas, który  spędzałem poza hospicjum, mogłem zliczyć na palcach jednej ręki.
Nie przekonywała mnie ani mama Lou, ani lekarze, ani nawet Niall.
Nikt nie był w stanie podać argumentu, który byłby wystarczającym do tego, abym zgodził się spędzić we własnym domu trochę więcej czasu niż niecałą noc.

Moje miejsce było przy Louisie.
I nikt nie mógł tego zmienić.

Byłem pewien, że on zachowałby się tak samo, gdybym to ja był na jego miejscu. Wiedziałem, że spędzałby przy mnie każdą chwilę, bo taki właśnie był.
Był najpiękniejszym człowiekiem o najpiękniejszym sercu.
I mogłem śmiało przyznać, że był również najlepszym, co mi się w życiu przytrafiło.
Będąc obok niego mogłem pokazać całą wdzięczność, jaką czułem. Jednocześnie była to tak naprawdę tylko namiastka.
Starałem się pokazać mu całą miłość, troskę i to, jak ważny dla mnie jest.
Chciałem, żeby Lou nigdy nie czuł się samotnie. A szczególnie nie w takich chwilach.
Nawet jeśli wszystkim zdawało się, że jest najbardziej pozytywnie nastawioną osobą na tym świecie. Nikt nie siedział w jego głowie, dlatego nikt nie mógł być pewien słów chłopaka.

Przynajmniej ja wychodziłem z tego założenia.  

Każdego dnia marzyłem o chwili, w której Louis wróci do domu.
Pragnąłem tego bardziej niż czegokolwiek innego.
Chciałem widzieć, jak ledwo powstrzymuje się przed wybiegnięciem na zewnątrz.
Chciałem patrzeć, jak gra ze mną w piłkę i jak śmieje się ze mnie, gdy złoszczę się, że przegrywam.
Takiej przyszłości dla niego chciałem.

Wzrok miałem wlepiony w maszynę, która kontrolowała pracę serca Lou.
-To wszystko to jakiś pieprzony żart - zacząłem, mimo że byłem pewien, iż Louis śpi. - Jedna zielona kreska decyduje o tym, co będzie dalej. Kreska ma prawo decydować o twoim życiu. Jakim prawem? - zapytałem bardzo cicho, będąc na skraju rozpaczy.
Często wpadałem w dołki. Czasem te głębokie, gdy płakałem i nie mogłem się uspokoić. Kiedy trząsłem się i bolała mnie głowa, a Lou nie miał o niczym pojęcia, bo jego oczy były zamknięte, a on znajdował się w jakimś odległym świecie, gdzie na pewno był zdrowy.
Czasem jednak była to chwila słabości, przeklinanie losu i powrót wewnętrznego spokoju. Ale Louis nie miał o niczym pojęcia, bo jego oczy były zamknięte, a on znajdował się w innym świecie. Tam, gdzie na pewno byłem razem z nim i żyliśmy razem szczęśliwi, bez zmartwień tego życia.

Jednak pewnego dnia, ku mojemu zdziwieniu, Louis nie spał, kiedy do mnie zawitała słabość.

-Wyjdź za mnie Louis - powiedziałem nagle, wywołując tym uśmiech na jego twarzy. - Proszę zrób to - na początku zdziwiłem się faktem, że chłopak nie śpi. Po chwili jednak przestało mieć to dla mnie jakiekolwiek znaczenie. - Nie mam pierścionka, ale to naprawię. A teraz możesz przez na chwilę założyć mój...

-Harry - zaczął swoim słabym, zmęczonym głosem, jeszcze bardziej wprowadzając mnie w panikę. - Masz przed sobą długie, piękne życie - posłał w moją stronę lekki uśmiech, jedyny na jaki był w stanie się zdobyć. - Obiecaj mi, że zachowasz to dla kogoś wyjątkowego, kogo pokochasz i nie w takich okolicznościach Harry - pogłaskał lekko moją dłoń.
Każda czynność, którą wykonywał, była taka delikatna i czuła. Nieważne, czy coś do mnie mówił, uśmiechał się, czy robił jeszcze coś innego.
Starałem się wmawiać sobie, że nie jest to spowodowane brakiem sił..

-Powtarzasz się za każdym razem! - powiedziałem odrobinę ostrzejszym tonem. - Ale ja kocham ciebie.. - dodałem spokojniej, trochę bardziej drżącym głosem.

-A ja ciebie, najbardziej na świecie, ale to nie są okoliczności.. to nie jest moment, który powinieneś pamiętać, jako najpiękniejszy moment twojego życia - zaciął się, pozwalając mi się rozejrzeć po pomieszczeniu. A później znów złapał mnie za rękę, po raz kolejny powodując, że mój wzrok spoczął na jego osobie. - Widzisz? Nie obok łóżka w hospicjum Harry. Zasługujesz na coś o wiele więcej.

Ułożyłem usta w linię i odwróciłem głowę lekko w bok, przymykając oczy. Jakby ktoś właśnie zadał mi cios w policzek.

-Harry popatrz na mnie - zaczął po raz kolejny. - Obiecaj mi, że zachowasz taki moment, dla kogoś wyjątkowego. Kogo spotkasz zupełnie przypadkiem i kogo pokochasz z całego serca, okej? Obiecaj mi, że weźmiecie ślub - mimo dziwnej pewności w jego głosie, widziałem łzy w jego oczach. On wcale nie chciał, żeby sytuacja tak się potoczyła, wiedziałem to.
On tak cholernie grał. - Będziecie mieli dzieci i będziecie najszczęśliwsi na świecie.

-Ty będziesz tą osobą Louis. Nie chcę w życiu nikogo innego, chcę tylko ciebie.

od autorki: Nie było mnie od kilku dni, ale wróciła szkoła i zabrała mi calutki czas wolny.
Dziękuję za przeczytanie, mam nadzieję, że rozdział wam się podobał♡ przynajmniej chociaż odrobinę♡

Jutro, albo w sobotę, dodam rozdział do "say that".
Chciałam zaprosić was jeszcze raz na moje fanfiction "silence".
Które zacznę pisać jak tylko zakończę jedno z obecnie pisanych♡

Dziękuję za przeczytanie kocham was!
I życzę wytrwałości w szkole♡
Natalie xx

„win with death" • larry ✓Where stories live. Discover now