Część 20

458 62 19
                                    

Przez resztę nocy nie rozstawali się na krok. W zasadzie to nawet nie puszczali swoich dłoni. Zupełnie jakby obaj się bali, że ten drugi zaraz ucieknie, zniknie albo powie, że to wszystko był żart.

-Powiem ci szczerze, że teraz te urodziny podobają mi się znacznie bardziej- Stephan podniósł głowę z ramienia Andreasa i po raz kolejny tej nocy dokładnie przyjrzał się jego twarzy.

-Powiem ci szczerze, że mnie też- zmarszczył nos i uśmiechnął się.

Zegar wiszący na ścianie wskazywał godzinę siódmą rano i oprócz Andreasa i Stephana w domu zostali Karl, Richard i trójka kuzynów Karla, którzy przyjechali specjalnie na jego urodziny.

-Zrywamy się stąd? Nie mam ochoty już dłużej na nich patrzeć- Andreas wskazał głową na Richarda i Karla, którzy spali na fotelach z głowami opartymi na własnych ramionach.

-Chcesz już iść do domu?

-Trochę już jestem zmęczony. Sam przyznasz, że ta noc była pełna wrażeń.

-O nie, nie zgadzam się. Masz zatrzymać czas i ta noc ma jeszcze trwać. Poczekaj, telefon mi wibruje- wyjął z kieszeni komórkę i przeczytał wiadomość od swojego taty. Nic nie odpisał, tylko schował go z powrotem spodni.

-Możemy pojechać do mnie. Moi rodzice już pewnie wyjechali do babci i wrócą jutro, więc będziemy mieć spokój.

-A jak się tam dostaniemy? Bo na taksówkę bym nie liczył. Taksówkarz na pewno nas pozna i będzie problem.

-W sumie racja. Ja na nogach nie będę szedł, bo jest za zimno, a poza tym to ciągle pada.

-Hmmm... dużo wypiłeś?- zapytał po chwili namysłu Stephan.

-Szampana jak przyszliśmy. A co?

-Chodź, pożyczymy sobie auto od Karla. Nie obrazi się.

Stephan wziął kluczyki do samochodu z szafki przy wejściu. Napisał Karlowi karteczkę z informacją, że razem z Andreasem wzięli jego auto i żeby się nie martwił.

-Twoich rodziców na pewno nie ma? Wiesz, nie chciałbym się natknąć na Hermanna.

-Na pewno. Zwykle wyjeżdżają o szóstej, bo wtedy jeszcze nie ma korków. Spokojnie, mój ojciec jest ostatnią osobą, której zdaniem powinieneś się przejmować.

Andreas miał rację. Dom był pusty i wreszcie było cicho.

-Pozwolisz, że pójdę pod prysznic. Muszę z siebie zmyć ten zapach fajek i wódki, bo od samych oparów można się nawalić.

-Dobra, dobra nie udawaj, że nagle wódka ci przeszkadza. Widziałem ile wypiłeś.

-Jasne, jeszcze zacznij mi teraz wypominać.

-Wiesz co by się stało, gdyby teraz wparował tu mój ojciec?- powiedział Andreas do ucha Stephanowi, kiedy ten już zasypiał. Po tych słowach w ciągu ułamka sekundy przeszło mu zmęczenie.

-Przypuszczam, że najpierw zamordowałby ciebie, a potem mnie.

-A twój co by zrobił?

-Nie mówmy teraz o tym. Mamy całe życie na zastanawianie się co będzie dalej.

Tym zdaniem uciął ich rozmowę, a Andreas zaczął się zastanawiać nad tymi słowami. Całe życie? Nie było za wcześnie na takie deklaracje? Przecież oni niedawno się poznali, a już niedługo ich jakby na to nie patrzeć "świeży" związek zostanie wystawiony na bardzo poważną próbę czasu i odległości. W tamtej chwili Andreas nie chciał o tym myśleć. Wreszcie miał to, czego tyle czasu chciał, nawet kiedy nie był tego świadom. Myślenie wtedy było zbędne.

Stephana obudziło ostre słońce, które wpadało do pokoju Andreasa przez okno. Odwrócił się plecami do niego i wtedy uświadomił sobie, że ostatnia noc wcale nie była jego snem, tylko miała miejsce naprawdę. Przypomniało mu się, jak w hotelu już raz spał w pokoju Andreasa i jak bardzo zachwycał się widokiem śpiącego Wellingera. Teraz to uczucie było sto razy silniejsze i z każdą sekundą zdawało się rosnąć. Oby tylko nie eksplodowało zbyt szybko. W końcu nie chciał wystraszyć Andreasa jakimiś odległymi wizjami ich wspólnej przyszłości. Chociaż pewnie już to zrobił, bo przy nim nie potrafił się kontrolować. Jego mózg nie był połączony z językiem i nie dało się tego ukryć.

-Wiesz co? Chyba mam Deja vu- powiedział Andreas nie otwierając oczu- Wydaje mi się, że już kiedyś to przeżyłem.

-Co konkretnie masz na myśli?

-No to co się właśnie dzieje. Że jesteś ze mną i gapisz się jak śpię- Stephan przez chwilę czuł się zagubiony, ale potem zrozumiał, że Andreas wiedział o tej sytuacji w hotelu.

-A przepraszam, ty masz jakąś moc widzenia przez zamknięte powieki?

-Mam wiele mocy, ale jeszcze za krótko jesteśmy razem, żebym ci je wszystkie zdradził. Która godzina?- otworzył lewe oko i spojrzał na Stephana.

-Czternasta. Chyba najwyższy czas wstać i zadzwonić do Karla i Richarda czy żyją, chociaż wątpię, że dadzą radę się podnieść.

-To może na razie dajmy im spokój i chodźmy coś zjeść. Strasznie burczy mi w brzuchu.

-Ahaaa, to twój brzuch wydawał te dźwięki. Myślałem, że twój sąsiad jeździ traktorem po podwórku.

Włączyli pierwszy lepszy kanał w telewizorze w salonie i usiedli na kanapie przegryzając naleśniki, które mama Andreasa zostawiła mu na śniadanie. Ich uwaga po słowach "Sztab Eliasa Leyhe wydał oświadczenie w sprawie zdjęć jego syna, które ostatnio wywołały skrajne opinie wyborców" skupiła się wyłącznie na prezenterce, z ust której one padły. Na ekranie wyświetlił się Facebook'owy profil Eliasa, a na nim w pierwszy poście można było wyczytać:

"Życie i czas prywatny mojego syna jest tylko i wyłącznie jego sprawą i ani ja, ani tym bardziej osoby postronne tj. dziennikarze, paparazzi nie mamy prawa w nie ingerować. Kolejne akty pogwałcenia prywatności i anonimowości mojego syna będą ścigane jako przestępstwo stalkingu".

-Wow. Powiem ci, że tego się nie spodziewałem- powiedział Andreas, kiedy zobaczył minę Stephana.

-Ja też nie. Po co on to zrobił? Chce to na nowo rozdmuchać?- na jego twarz wdarło się zdenerwowanie.

-Nie wydaje mi się. Wiem, że się wczoraj pokłóciliście i może on chce ci pokazać, że jest po twojej stronie i naprawdę ma gdzieś całą tą beznadzieją sytuację. Powinieneś z nim porozmawiać, bo on naprawdę nie zasługuje na to, żebyś traktował go tak jak ja traktuje swojego ojca.

-Nie wiem. Może powinienem. Powinienem też zrobić wiele innych rzeczy i to jeszcze minionej nocy, ale ich nie zrobiłem, więc chyba i to może poczekać.

-Nie może poczekać, bo założę się, że twój tata jest od tego ważniejszy.

-Nawet jeśli chciałem napisać rezygnację ze studiów w Austrii?- Andreas prawie udławił się kawałkiem naleśnika, którego właśnie kończył- Ej, ej spokojnie. Bo mi się udusisz.

-Jak to rezygnację? Nie jedziesz? Dlaczego?

-No to chyba oczywiste- uniósł brew, jakby nie wierzył, że Andreas nie domyśla się powodu jego zachowania- Zostaję dla ciebie.

-Wow, moment. Ja nie zmieniłem zdania.

-Słucham?!

-Lecę do Londynu.

Love policyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz