Część 17

452 65 20
                                    

-Jadę na zakupy ze Stephanem- oznajmił Andreas kiedy wychodził z domu. 

-Musisz się z nim spotykać? Teraz? Na tydzień przed wyborami?- Hermann spojrzał na niego z wrogością.

-Tak, muszę. Jakoś ostatnio sam kazałeś mi z nim wychodzić, a teraz znowu ci się to nie podoba?

-Bo nie robisz tego wtedy, kiedy cię o to proszę!

-I nie będę! Nie jestem twoim podwładnym, żebyś mógł mną dyrygować! Nie mogę się doczekać aż stąd wyjadę.

Hermann jeszcze coś mówił, ale Andreas go nie słuchał. Jak zwykle. Szedł do zaparkowanego na podjeździe samochodu Stephana i obserwował jak jego przyjaciel się do niego uśmiecha. Wtedy uświadomił sobie, że do jego wyjazdu zostało 21 dni. Z jednej strony bardzo się z niego cieszył, bo już chciał być studentem i mieć święty spokój od rodziców i tego całego gówna kampanii, ale z drugiej strony na samą myśl o Londynie powodowała u niego jakieś takie dziwne uczucie. Jakby coś w środku go gniotło. Jakby to, z czego przed chwilą się cieszył, nagle zaczęło mu przeszkadzać i wzbudzać wątpliwości, czy dobrze robi. Pomimo tego, że jeszcze minutę wcześniej był gotowy wsiąść w samolot i polecieć. 

-Cześć- powiedział Stephan i przyciszył radio. 

-Cześć.

-Pasy zapnij- upomniał Andreasa i powoli wycofał. 

-Po co? Przecież dobrze jeździsz. Nie ufasz sam sobie?

-Nie ufam ludziom na drodze, więc nie dyskutuj. 

Przez całą drogę do centrum handlowego w samochodzie nie padło ani jedno słowo. Wprawdzie radio grało, ale obaj czuli, że już nic nie jest tak jak było przed tym "incydentem" ze wspólnym spaniem. To nie było nic złego, ale obaj bardzo mocno to przeżyli. 

-Może wino?- Andreas w końcu przystanął przy jednym z regałów w sklepie z alkoholami.

-Nieee, zbyt babskie.

-Szowinista. I to ty niby chcesz równości. Whiskey?

-On nie lubi tego typu smaków.

-Koniak?

-Kiedyś się nim tak struł, że zwymiotuje na sam widok butelki koniaku. 

-No to ja już nie wiem. Może kupmy mu skrzynkę piwa i będzie po problemie?

-Mam!- Stephan krzyknął, a Andreas prawie wypuścił z rąk butelkę Jacka Daniels'a- Popatrz- wyciągnął rękę w stronę regału, na którym stała limitowana edycja rumu, którego opakowanie było stylizowane jak z filmu "Piraci z Karaibów", którego Karl był wielkim fanem.

-No dobra, to ty masz prezent, a ja co mam mu kupić? Przecież nie damy mu tego samego. 

-Weź mu Brandy. Najlepiej z tą czerwoną etykietą- wskazał głową na regał, z którego miał wziąć wspomniany prezent.

Tak też zrobił. Poczuł jak krew odpływa mu z mózgu.

-O nie. Chodźmy stąd- Andreas pociągnął Stephana za rękaw, kiedy zobaczył przy dziale z winami Claudię Langer i jej napompowane botoksem wargi. 

-Oszalałeś? Co się dzieje?

-Nic. Po prostu chodźmy stąd- chwycił go za dłoń i pociągnął za sobą do wyjścia. W sumie to nawet nie musiał go ciągnąć, bo Stephan nie stawiał oporów. 

-Mamo, no puść! Już będę grzeczny- Stephan naśladował małe dziecko, czym wywołał śmiech w Andreasie.

-Możesz mi powiedzieć co takiego zobaczyłeś, że prawie wyrwałeś mi bark ze stawów?- dopytywał Stephan, kiedy poszli do KFC. 

-Taką jedną dziewczynę.

-Ulala, czyżby nieszczęśliwa miłość? Dała ci kosza?- próbował się nabijać.

-Moi rodzice chcieliby, żeby to była miłość, ale nie kręcą mnie dziewczyny, które mają usta większe od mózgu. 

-Aaa, no to teraz ja i mój bark rozumiemy i wybaczamy.

-Dziękuję wam łaskawcy.

 -Ale za to pójdziesz z nami pochodzić po kilku sklepach z ubraniami. Muszę sobie kupić coś na tą imprezę urodzinową.

Zakupy ze Stephanem wyglądały tak:

Wchodził do sklepu.

Wybierał 50 ubrań.

Przymierzał.

Wybrzydzał.

Nic nie kupował. 

I tak przez mniej więcej trzy godziny. Kiedy w końcu zdecydował się na zwykłą, czarną koszulę (którą Andreas proponował mu już w pierwszym odwiedzonym sklepie), jego przyjaciel dziękował wszystkim świętościom, że to już koniec. Chociaż w sumie to wolałby spędzić jeszcze kilka dni na tych zakupach, niż pchać się w to, co czekało na niego w domu. 

-W tej chwili do salonu!- to były pierwsze słowa, które usłyszał po przekroczeniu progu. 

-Czego znowu ode mnie chcesz?

-Słuchaj, tolerowałem już różne twoje wybryki. Najpierw żeby zrobić mi na złość zrobiłeś sobie tatuaż na nodze. Twoja sprawa, że spaskudziłeś sobie ciało. Potem wymyśliłeś sobie studia w Londynie. Nic nie mówiłem, może na tym skorzystasz. Ale tego się po tobie nie spodziewałem. Jak możesz mi to robić? Całe życie haruje, żeby ci niczego nie brakowało, a ty wbijasz mi nóż w plecy przed jednym z najważniejszych momentów w moim życiu?!- głos Hermanna brzmiał jakby chciał się rozpłakać i coś rozwalić w jednym momencie.

-A powiesz mi o co ci chodzi?- zapytał w końcu Andreas, który był zszokowany zachowaniem ojca.

-O to!- wskazał na leżącego na stoliku kawowym laptopa z otwartym portalem plotkarskim. Na samym środku wytłuszczoną czcionką było napisane:

"Andreas Wellinger i Stephan Leyhe przyłapani na spacerze po centrum handlowym ZA RĘCE!!!".

Andreas zjechał niżej i czytał:

Dzisiaj w godzinach popołudniowych synowie czołowych polityków Niemiec Eliasa Leyhe i Hermanna Wellingera zostali zauważeni przez jednego z naszych czytelników, kiedy robili zakupy w centrum handlowym. Chłopcy trzymali się za ręce i byli w świetnych humorach. Nie mamy pewności, że to nie jest kolejna część kampanii, któregoś z kandydatów na prezydenta, ale patrząc na zdjęcia możemy wywnioskować, że relacja Andreasa i Stephana staje się coraz poważniejsza i już niebawem prawdopodobnie będziemy świadkami coming outu któregoś z nich. 

-Przecież to kłamstwo! Wziąłem go za rękę żeby wyprowadzić ze sklepu, bo zobaczyłem Claudię, a nie chciałem z nią rozmawiać. 

-Jasne. Wiesz co, ja wiem, że mnie nienawidzisz, ale jestem twoim ojcem i jeśli mi nie pomagasz to chociaż mógłbyś mi nie robić pod górkę!- Hermann zdecydowanie za dużo gestykulował.

-Ale to nie jest moja wina, że pismaki zrobiły sobie pożywkę z mojego życia!

-Teraz na pewno przegram. Kiedy moi wyborcy zobaczą te zdjęcia, to pomyślą, że mam syna ped... agrhh, nawet nie chce mi to przejść przez gardło.

-Ej, hamuj się! Te zdjęcia niczego nie dowodzą. A poza tym, to nawet jeśli faktycznie coś by mnie łączyło ze Stephanem, to byłbyś pierwszą osobą, która by się o tym dowiedziała, bo chciałbym zobaczy twoją minę. Niech twój przydupas zajmie się zamieceniem tego pod dywan. Nieraz wyciągał cię za uszy z gorszego syfu, nieprawdaż?

Andreas wbiegł po schodach i zamknął się w swoim pokoju. Cały internet huczał od artykułów o nim i Stephanie. Zaczął żałować, że brał czynny udział w kampanii ojca. 

Z zamyślenia wyrwał go dźwięk podjeżdżającego pod jego dom auta. Podszedł do okna i zobaczył, że z czarnego Audi wysiada Stephan z rodzicami. Cała trójka szła do drzwi wejściowych, a Andreas z każdym ich krokiem czuł, że grunt osuwa mu się spod nóg.

Love policyWhere stories live. Discover now