Część 14

498 62 7
                                    


Andreas, Karl, Richard i Stephan wrócili do szarej rzeczywistości, która szczególnie bolesna okazała się dla tego pierwszego. Właśnie wszedł do pokoju hotelowego, w którym miał nocować przed szóstym z rzędu spotkaniem wyborczym. Mijał dwunasty dzień "rajdu" z jego ojcem i sztabem. Dwunasty dzień, podczas którego musiał siedzieć ze Stephanem po dwóch stronach mównicy i udawać, że jest oburzony liberalnymi poglądami Eliasa.

Usłyszał pukanie do drzwi. Ospale podniósł się z fotela i poszedł otworzyć.

-Andreas chodź ze mną do pokoju twojego ojca. Musimy porozmawiać.

-Co ja znowu zrobiłem?

-Nic, nic. Po prostu chodź.

Powlókł się za Felixem w nadziei, że usłyszy o odwołaniu pozostałych czterech spotkań. Był w sumie na to przygotowany, ale nie był przygotowany na zobaczenie w pokoju swojego ojca Stephana z rodzicami i ich doradcą.

-Zaraz, to jest jakiś żart? Ukryta kamera? Mam zwidy? Dosypaliście mi czegoś do kawy? Co tu się odwala?

-Spokojnie, nie napinaj się tak- odezwał się Stephan i posłał szeroki uśmiech w stronę Andreasa.

-Media zaczynają się wami interesować. Po tym jak widzieli was na meczu, a teraz nawet ze sobą nie rozmawiacie zaczynają nam zarzucać, że zabroniliśmy się wam spotykać.

-A nie zabroniliście?- dopytał Andreas- Przypomnieć ci jaką awanturę mi o to zrobiłeś?- spojrzał na ojca, który tylko przewrócił oczami.

-Może to był błąd. Źle to robi kampanii Eliasa i mojej, więc postanowiliśmy coś z tym zrobić. Jutro macie wolne, nie musicie jechać z nami na to spotkanie. Idźcie gdzieś razem.

-Niby gdzie?

-Gdziekolwiek byleby było tam dużo ludzi. I najlepiej wrzućcie jakieś wspólne zdjęcie na Instagrama czy gdzieś tam gdzie się teraz zdjęcia wrzuca.

-Zaraz, zaraz. Czy ja dobrze rozumiem, że mamy się przyjaźnić na pokaz?- Stephan nie krył oburzenia.

-Nazywaj to jak chcesz. Ma cię tu jutro nie być- odpowiedział asystent jego ojca.

-A i najlepiej idźcie w południe, bo wtedy jest spotkanie- dopowiedział Felix.

-Może się jeszcze mamy prowadzać za rączki?- Stephan wyszedł trzaskając drzwiami.

-Ja to załatwię- powiedział Andreas i wybiegł za chłopakiem- Hej poczekaj!- krzyknął kiedy zobaczył, że Stephan otwierał drzwi do swojego pokoju.

-Tylko mi nie mów, że ci się to podoba. To jest jakaś chora akcja.

-Nie podoba mi się, ale też nie widzę powodu, żebyś się aż tak o to denerwował. Złość piękności szkodzi- Stephan uśmiechnął się delikatnie, ale nie dał się ponieść tej chwilowej radości.

-Chodź, nie będziemy o tym tu rozmawiać- wpuścił Andreasa do pokoju, który wyglądał zupełnie tak jak jego. Oczywiście oprócz bałaganu, który już jakimś cudem powstał.

-No to o co chodzi?- zapytał Andreas rozsiadając się na łóżku i obserwując jak Stephan próbuje dobierać słowa.

-Ja po prostu nie toleruje oszukiwania. Umówiłem się z moim tatą przed kampanią, że nie będzie żadnego okłamywania kogokolwiek. A teraz on chce żebym kłamał. Nie pójdę na ten układ.

-Jakie oszukiwanie? Przecież się kumplujemy. Czy nie?- Andreas poczuł krew odpływającą mu z mózgu.

-Oczywiście, że tak, ale ja nie chcę się z tobą spotykać bo "media coś sugerują". Nasi ojcowie od razu kiedy tylko się dowiedzieli, że się kumplujemy powiedzieli nam jaki mają stosunek do naszych spotkań, zwłaszcza publicznych więc tak powinno zostać. Ja się w to nie będę bawił i koniec- złość w jego głosie z każdym wypowiedzianym słowem zamieniała się w żal i smutek.

Love policyWhere stories live. Discover now