Gore gwiazda Gabrielowi

5.6K 470 1.1K
                                    

Westchnął ciężko. Tak naprawdę ani trochę nie był skupiony na czytaniu książki, którą trzymał wtedy w ręku. 

— Przeczytałem już połowę, a nic z tego nie wiem — powiedział drżącym głosem, po czym zrezygnował z owej czynności i schował książkę do torby, jak i okulary, wcześniej spoczywające na jego nosie.

— Ech, co za sierota — prychnął  Plagg. 

Kwami już nie wytrzymywało tej dziecinady. Przez ostatnie cztery dni usłyszał zdanie "Moje życie nie ma sensu" razów tyle, że chciało mu się  wymiotować i tracił apetyt.

— Słuchaj, młody. Opiekowałem się wieloma Czarnymi Kotami. Każdy z nich miał problem ze swoją Biedronką. Niewielu udało się spełnić w miłości, ale... na tobie szczególnie mi zależy, wiesz? Poddałeś się, blondi. A bohaterowie nigdy się nie poddają, nawet wtedy, kiedy porażka jest z góry zakładana i patrzy im ona w oczy. To, że posiadasz moc destrukcji i przekazywany przez twoich poprzedników pech... nie może cię w żadnym stopniu przekreślić! 

Adrien był zdziwiony na tyle, że wybałuszył oczy. Plagg zawsze stroił sobie żarty i nikim się nie przejmował. Co w niego wstąpiło?

— Zgrywasz takiego twardziela, a tak naprawdę jesteś słabeuszem. Dlaczego spuszczasz wzrok akurat wtedy, kiedy powinieneś walczyć? Bo co? Bo ci powiedziała, że jest tobą zawiedziona? Czy przypominasz sobie chwilę, w jakiej cię odrzuca? Nie? Właśnie! Bo takiej nie było. A ty od razu kapitulujesz. 

— Plagg — wydusił z siebie. Zerknął na chwilę pod swoją białą koszulę i ujrzał najbardziej zdeterminowany wzrok swojego kwami, który przeszywał go na wylot. — Masz rację. Nie mogę tak robić. — zaczął się rozglądać, ale nim dokładniej wybadał dany obszar, do jego uszu dotarł krzyk. Bardzo mu znany.

— ADRIEN, MUSIMY POROZMAWIAĆ! 

Wpatrywał się w ciemnowłosą z jeszcze większym szokiem, niż wcześniej. Wyglądała hipnotyzująco i pewnie, co w żadnym stopniu mu nie umknęło. 

Kiwnął tylko głową i udał się z nią na tyły szkoły, gdzie na szczęście nikogo nie było. 

Stali naprzeciw siebie, w ogóle się nie odzywając. Adrien zakłopotany podrapał się po karku i omal nie dostał zawału, kiedy równo z dzwonkiem na lekcje, dziewczyna głośno wypowiedziała jego imię.

— ADRIEN!

— M-M-MARINETTE — wyjąkał nieświadomie. Od kiedy on się jąkał?

— Przepraszam — ściszyła głos. — Być może masz mnie dość i nie chcesz się ze mną zadawać, a ja ci to wszystko utrudniam. Być może chcesz stąd uciec i omijać mnie szerokim łukiem... Tak, wiem, pewnie jest już za późno.  Wybacz, mam opóźnione myślenie i tylko jakaś osoba może mi uświadomić, w jakiej jestem sytuacji, dlatego-

— Marinette — powtórzył półszeptem. — Ja nigdy nie miałem cię do-

— Daj mi skończyć, proszę. Powiem swoje, a potem zrównasz mnie z błotem, okej? Jestem na to gotowa.

— Ale ja cię-

— Za chwilę, pozwól mi kontynuować. To nie potrwa długo — przerwała mu. — No więc, tak jak mówiłam... Mam opóźnione myślenie i często w zły sposób potrafię zrozumieć ludzi, tak było w tym przypadku, kiedy odkryliśmy nasze tożsamości. Tak serio, to jestem okropnie głupia i naiwna, umiem jedynie się wywracać i psuć to, co napotkam na swej drodze. Taka właśnie jestem. Niezdarna, przynosząca katastrofę Marinette Dupain-Cheng. 

Sztuka podrywu || Miraculous ✔Where stories live. Discover now