Kisiel w majtkach

6.1K 596 636
                                    

Było dość późno w nocy, jednak on nadal siedział za biurkiem i dumał nad swoją egzystencją. Nie spieszyło mu się jeszcze do łóżka, ponadto mocna poświata księżyca dawała się we znaki i utrudniała mu pójście do swojej sypialni. Pogładził opuszkiem palca obramowane zdjęcie na którym znajdowała się jego żona, po czym westchnąwszy, wyciągnął ze swej teczki te marne kartkówki pisane przez niedoświadczonych życiowo chłopców. Pierw zdecydował się przejrzeć grupę Adriena, później sobie odetchnąć. Najlepiej zacząć od gorszego, niżeli męczyć się później na siłę.

— Pierwszy będzie... — wytężył wzrok. — Luka Couffaine.

Ścisnął w dłoni kartkę papieru, a następnie zmarszczył nos na widok dziwnych szlaczków pozostawionych przez chłopaka. Chwała Bogu, że dało się to w jakiś sposób odczytać. No, w sumie, to jednak nie było to wielkie szczęście, albowiem czekała go migrena tuż po przeczytaniu "referatów" tejże dzieciarni. 

— To ukłucie — położył kartkówkę na biurku i zaczął masować skronie. — Nie, tu jest napisane "uczucie", cholera. To uczucie między niero... nierozłącznymi ludźmi. Coś takiego, jak pan i swoje ciulowe... rurki.

Po zrozumieniu sensu jego wypowiedzi, mężczyzna wyglądał, jakby miał zamiar kogoś zabić.

— NATHALIE! — zawołał najgłośniej jak tylko potrafił. — NALEJ MI WINA. TEGO SIĘ NIE DA NA TRZEŹWO.

***

Blondyn z gracją zapukał do jednego z jej okien, a gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi, przyłożył do szyby swoją twarz. Nie minęła chwila, a nos się na niej rozpłaszczył, co wyglądało komicznie, niczym mieszanka świnki z dziwacznym kocurem. Zdesperowany zaczął podskakiwać, to krzyczeć imię tej biednej dziewczyny, no i wyszukiwać wzrokiem jakiś szczególnych wskazówek, które miały go naprowadzić na właściwą drogę odkrycia tożsamości Biedronki.

Marinette zdezorientowana owym hałasem, przetarła oczy  i wlazła wpółżywa po schodach, by tylko otworzyć nieproszonemu gościowi klapę. Aż dziw brało, że nawet się nie potknęła w tych ciemnościach, w końcu była ona boginią niezdarności, jeśli chodziło o takie sprawy.

Chat Noir zmarznięty z góry do dołu nie marudził i od razu wbił do środka z prędkością światła.

— Czego chcesz, Chat? — wróciła do dawniejszego miejsca, włączyła lampkę nocną, po czym założyła ręce na piersi.

— Hej... księżniczko — przywitał się nieśmiało, a następnie usiadł na dywanie po turecku.

— JEST PIERWSZA W NOCY, A TY MI MÓWISZ "HEJ"? — spojrzała na niego zbulwersowana. Nie minęła minuta, a lasery z jej oczu już zaczęły go namierzać.

Blondyn zrobił usta w ciup i pociągnął nosem, próbując grać zranionego na widok jej zdenerwowania na twarzy. Nastolatka z pewnością po pewnym czasie by na to poszła, ale była zbyt nieprzytomna, by reagować na jego zachowanie nieco inaczej. W pewien sposób była ciekawa powodu, który go tu przywiódł, no ale i tak w tamtym momencie nic go nie tłumaczyło. Jeśli przyszedł do niej z jakimś problemem, o jakim chciałby porozmawiać, to przecież mógłby wybrać sobie odpowiedniejszą godzinę, nieprawdaż? 

Gdyby jej rodzice zobaczyli ich razem w nocy w jej pokoju, byłyby nie lada kłopoty. Sabine zapewne sięgnęłaby po pierwszą lepszą patelnię, a Tom odprawiałby egzorcyzmy, a Tikki... Chwila, gdzie Tikki?

— Nie mogę spać.

— Ja mogę — położyła się na łóżku i zawinęła w kołdrę. — Dobranoc.

Sztuka podrywu || Miraculous ✔Kde žijí příběhy. Začni objevovat