Prolog.

693 19 6
                                    

Oślepiły mnie ciepłe promienie wschodzącego słońca wpadające prosto przez okno, oświetliły całe pomieszczenie tworząc wariację cieni na ścianach i w szczelinach między kolejnymi meblami. Powoli wstałam rozglądając się dookoła, kiedy uświadomiłam sobie, że rozpoczął się ten najgorszy dzień tygodnia- poniedziałek.

Jak prawie każdy na tym nienormalnym świecie nienawidziłam poniedziałków. Były to najcięższe dni robocze, w których najwięcej się działo, a ludzie po weekendzie muszą wrócić do rutyny z której przez ostatnie 2 dni zdążyli wyjść i pogrążyć się w swobodzie przepływu dnia.

Mimo to nie mogłabym narzekać na swoją robotę, bo pewnie wielu chciałoby tak pracować jak ja. Byłam aktorką, tancerką i śpiewaczką w teatrze „Maska", choć nie wszystkie z powyżej wymienionych funkcji pełniłam przez cały czas. Śpiewałam głównie dla siebie oraz w szkole na zaliczeniach i uważam, że całkiem dobrze mi to wychodziło. Zdarzało się również, że potrzebne było zastępstwo w orkiestrze lub chórze, i to właśnie ja zajmowałam miejsce patałacha, który nie przyszedł. Z tego powodu nauczyłam się grać na wielu instrumentach, co sprawiało mi dużą przyjemność i nie miałam z tym niemal żadnych problemów. Najbardziej lubiłam grać na fortepianie, skrzypcach oraz gitarze.

Pomimo bycia swego rodzaju „kołem zapasowym", nie zawsze odsuwano mnie na drugi plan. Dwa miesiące temu zagrałam główną rolę w balecie norweskim, który był dość dziwny i ciężko było się w niego jakkolwiek wczuć. Muzyka była nierytmiczna i ciężka do odsłuchu, jednak jakoś mi się to udało, a pieniędzy za przedstawienie nie było wcale mało. Ostatnim razem otrzymałam rolę Christine Daaé, głównej bohaterki „Upiora w operze". Została mi ona przydzielona gdyż główna "primadonna" w operze zrezygnowała z tej roli rzekomo z powodu nazbyt prostego przedstawienia, do którego miała wykorzystać swój „talent". Zawsze była z niej straszna jędza, dlatego też nikt jej nie lubił, jednak dostawała mnóstwo nagród i owacji za swoje występy, co było głównym powodem jej pozostania w naszym teatrze.

Zgłosiłam się na ochotniczkę do tego przedstawienia, które w przeciwnym wypadku zostałoby odwołane, a ja mogłam na tym wiele skorzystać. Pracodawcy nie wiedzieli, że śpiewam, więc z samego początku nie wiedzieli czy dać mi tę rolę, jednak po małej pokazówce na przesłuchaniu od razu ją otrzymałam, co mnie bardzo zaskoczyła, ale i ucieszyło.

Próby miały się zacząć dopiero za tydzień, a ja już znałam cały tekst wszystkich utworów na pamięć, gdyż nie jest on tak trudny jak mogłoby się zdawać, a każdy potwierdziłby, że łatwiej zapamiętuje się słowa piosenek które się bardzo lubi niż zapamiętać znienawidzone poezje. Wzięłam tę rolę mimo wielu scen romantycznych, których nigdy nie lubiłam, a już w szczególności w filmach czy teatralnych przedstawieniach. Kiedy widziałam jak zupełnie obcy mi ludzie się całują czułam się nieswojo, nie wiedziałam z jakiego właściwie powodu. Możliwe że przez odrażające oblizywanie się par w miejscach publicznych, które nigdy nie zwracały uwagi na ludzi dookoła, co po prostu mnie odtrącało, a te gruchające ptaszki wywaliłabym w kosmos. Jednak w końcu na czymś trzeba było się wybić, więc musiałam to jakoś przełknąć.

- Kolejny jakże piękny dzień.- powiedziałam do siebie sarkastycznie ciężko wzdychając.

Za dwa tygodnie miałam skończyć rok szkolny. „Chyba nie wrócę we wrześniu. Mam dość tej chorej szkoły."

Leniwie podniosłam się z niewygodnego łóżka, podeszłam do niewielkiej szafy i wyciągnęłam swój standardowy dzienny strój, czyli czarną, luźną bluzkę z czerwonym nadrukiem "Florence and the Machine", tego samego koloru spodnie i trampki, oraz moją ukochaną fioletową bluzę z czerwonymi inicjałami na rękawie „S.R.S"- Sophie Rosalie Scarlett. Fiolet to zawsze był mój ulubiony kolor.

"Nie z tego świata"- LOTR FanfictionWhere stories live. Discover now