-Żartujesz? - wyszłam do kuchni.
-Nie. Zadzwoń do Tylera. Przyjedzie po ciebie a potem dostaniesz samochód i GPS. Jeszcze dziś tu przyjedziesz.
-Prima aprilis jest w kwietniu. A jest styczeń.
-Vicky. Ja nie żartuję, naprawdę. Jesteś tu potrzebna.
-Silnik może naprawić każda inna osoba.
-Tu nie chodzi o naprawę czegokolwiek. Musisz tu przyjechać. Jest pewien bardzo ważny wyścig.
-O nie, nie pojadę tylko z powodu wyścigu.
-Czy ty... ? Czy ty się do nich przywiązałaś?
-Powaliło cię? - prychnęłam. - To po prostu będzie dziwne.
-Nie będę wnikać. Po prostu tylko ty możesz tu kogoś pokonać. Da nam to duży dostęp do broni, aut i podniesiesz nam opinię.
-Vic, mam to gdzieś. Jestem zmęczona. Nic mi się nie chce.
-Victoria. Ja nie pytam. Ja stwierdzam fakt. Masz przyjechać.
-Wiesz jak bardzo skupiłam się na tym co robię tu. Wiesz, jak nienawidzę takich akcji. Jeszcze tamto ci daruje. Ale teraz jestem wkurzona i to na maksa - mówiłam groźnym tonem.
-Wiem ale... - zaczął ale mu przerwałam.
-Masz zajebiste szczęście, że jesteś moim bratem - warknęłam i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się.
Wróciłam do salonu i zła rzuciłam na podłogę. Wybrałam numer Tylera i poprosiłam aby była po mnie jak najszybciej może. Byłam zła. Nie. Byłam mega wściekła. Jak jeszcze nigdy. Chwilę później koło mnie pojawił się Jai.
-Coś się stało?
-Czego tak sądzisz?
-Bo jesteś nad wyraz śliczna - zaśmiał się. - Nie no policzki masz czerwone jak krew i zgrzytasz zębami tak głośno... A po za tym przygryzasz wargę i jak sądzę policzki od środka?
Zdałam sobie sprawę, że to właśnie robiłam.
-Po za tym cała się trzęsiesz - dodał Luke z kanapy.
-A kolor oczu mi się nie zmienił? - wstałam i przysunęłam się do niego tak blisko, że na bank miał kłopoty z oddychaniem.
-Tak. Ale nie musisz mi wkładać nosa do oczu - pstryknął mnie w nos.
-Co jest? Mi możesz powiedzieć.
-Właśnie w tym problem, że nie - dostałam sms od Tylera. - Muszę już iść. Veronica zadzwoniła, że muszę jechać do Adelaide. Przepraszam.
Wstałam i wbiegłam po schodach do pokoju bliźniaków. Zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia. Siadłam na podłodze i zawiązywałam trampki.
-A już miałem nadzieję, że pomożesz nam w organizowaniu urodzin naszej mamy - westchną zrezygnowany Jai.
-Przykro mi. Bardzo bym chciała ale muszę jechać.
-No jest jedno pocieszenie. A nawet dwa. Masz nasze numery i niedługo wracasz - zaśmiał się starszy brat.
-Tak. Pozdrówcie ode mnie Beau, wyściskajcie waszą mamę i przekażcie życzenia ode mnie.
Wstałam zarzuciłam plecak na plecy a bluzę zawiązałam w pasie. Podeszłam do Jai'a i mocno wyściskałam.
-Proszę. Nie jedź.
-Muszę.
-Ale wróć. Kto mi będzie robił tosty do łóżka? Albo takie spaghetti?
-Aż tak ci smakowało? - zdziwiłam się ale on przytaknął. - To jak wrócę zrobię podwójną porcję specjalnie dla ciebie.
CZYTASZ
Peril life // Janoskians
FanfictionPo zniknięciu rodziców nie mieliśmy zamiaru wyprowadzać się ze słonecznego LA. Nigdy nie miałam przyjaciółek, bo jaka normalna laska chciałaby się przyjaźnić z dziewczyną, która cały swój czas spędza na grzebaniu przy samochodach w towarzystwie kil...