Koci zamach stanu

Start from the beginning
                                    

Nadal jednak nie dowierzał, że wreszcie nastąpi ta wiekopomna chwila. W końcu wyzna uczucia swojej pani. W końcu będą mogli po tym wziąć ślub. W końcu kupią sobie wielki dom, a w nim posiadać dwójkę, ach, niech będzie, trójkę dzieci i chomika Stefana.

W końcu będzie mieć spokój od widoku czerwonych rurek.
I w końcu zobaczy minę swojej Biedronsi na wieść, że to on, sławny na całą Francję model jest także przystojnym superbohaterem Czarnym Kotem reklamującym swoimi lśniącymi białymi zębami pastę Colgate.

To właśnie go czeka.

Sekunda.

Wyłupił oczy i stanął jak wryty, niczym Franciszek z Asyżu, gdy dotknął swej łysiny.

Przecież nie był pewny co do tego, że Marinette pałała do niego tym samym co on do niej.

— Szybko hokej? — wypaplała. — Mydło hokej! — zebrała się w sobie i zgaiła w duszy swój język, który uwielbiał się plątać podczas rozmowy z Adrienem. — Znaczy, wszystko okej?!

Blondyn otoczył ją nieśmiałym spojrzeniem. Nie pozostało nic w jego głosie poza nutą niepewności. Gdybym tylko wcześniej zrozumiał, jak świetną ona jest dziewczyną...

— Dziękuję, ale jest w porządku — zapewniał. — Ogólnie przepraszam, że tak zwyczajnie zmusiłem cię do ucieczki, ale trzeba było to zrobić. Nie mogę dłużej czekać i obawiać się najgorszego. Chcę rozwiać swoje wątpliwości.

— Wątpliwości? Czy masz mi coś do powiedzenia?

— Marinette — rzekł, patrząc na jej delikatną dłoń, którą właśnie trzymał. — ... Nie, powinienem powiedzieć... Księżniczko.

Dziewczyna miała mętlik w głowie. Nie obyło się bez skomplikowanych teorii i prób wykurzenia tego chaosu zlagowanych gdzieniegdzie myśli. Jeszcze chwila i będzie error.

— Jesteś dla mnie bardzo ważna... i odgrywasz w moim życiu naprawdę ważną rolę — kontynuował. — Prawda jest taka, że...

— Ż-Że?

Nagle znieruchomiał, jego źrenice nieco się zwęziły, coś było nie tak.

— PRAWDA JEST TAKA, ŻE NIENAWIDZĘ CIĘ, MARINETTE DUPAIN-CHENG! — wykrzyczał.

Chwila, co? Co ja właśnie powiedziałem?, pomyślał spanikowany.

— Słucham? — wyglądała na dotkniętą.

— Nie to miałem na myśli, wierz mi! — bronił się. — Ja... Chcę ci powiedzieć... ŻE JESTEŚ GRUBA I BRZYDKA.

— Co? — zmarszczyła brwi. — O co ci właśnie chodzi, co, Adrien? Masz może jakiś problem co do mojego wyglądu?

— TAK, MAM, TWOJA TWARZ SSIE — wyznał. Miotały nim dziwne uczucia, próbował z nimi walczyć, jednak jego język miał co do tego inne plany.  — Nie!

Wyrwała swoją dłoń spod tego mocnego uścisku. Nie wierzyła własnym oczom i uszom.

— MARINEEEEETTE — przedłużył ostatnią literę, wyglądając na coraz bardziej przerażającego. — WCALE NIE WIEM O TYM, ŻE JESTEŚ MSZYCOŻERNYM OWADEM!

Wtem zapaliła jej się żarówka. Kazała pozostać w ukryciu chłopakowi, jednocześnie wychodząc na światło dzienne. Przypuszczenia jej się sprawdziły, albowiem nie dość, że dochodziły do niej krzyki, to jeszcze każdy obsypywał drugą osobę pogardą, to dodatkowo nie obyło się bez krzywych spojrzeń. A wśród tych wszelakich przechodniów znalazła się pewna postać wyłaniająca głowę z otwartej pokrywy różowego czołgu oblepionego naklejkami z twarzami  One Direction oraz Gabriela Agreste.

Sztuka podrywu || Miraculous ✔Where stories live. Discover now