#6

71 20 8
                                    

Catherine POV:
I znowu te spojrzenie...w jego oczach (oku) dostrzegłam ból i obojętność. Przez chwilę nawet widziałam samą siebie proszącą o litość i dzięki temu opanowałam się. Spojrzałam na swoje ręce i nóż, a następnie wyrzuciłam go za siebie. Nie wiem czy zrobiłam dobrze ale ja nie potrafię zrobić komuś krzywdy, a szczególnie jak nic mi nie zrobił.

Potwór odetchnął i po chwili stracił przytomność. Nie widziałam co w tej sytuacji zrobić, pomóc mu, czy odejść?

Spojrzę tylko na jego stan i sobie pójdę...

Podeszłam na tyle blisko, że dotykałam go kolanami w żebra. Złapałam za jego pokrwawioną bluzę i podwinęłam do góry. Nie wiem co bardziej mnie przeraziło - stan jego żeber, czy widok żyjącego szkieleta..złapałam się za usta i odwróciłam od niego wzrok, to było straszne..

W międzyczasie zaczęłam się rozglądać za czymś, co co mogłoby pomóc mi w opatrzeniu go. Podniosłam się i zaczęłam błądzić po całym pomieszczeniu. Znalazłam tylko parę kawałków szmat, a może aż tylko? Mniejsza, wszystko będzie potrzebne, bo zauważyłam, że zaczął strasznie krwawić.

Wzięłam wodę z plecaka, który miałam na plecach i wyczyściłam brudną szmatkę. Następnie zaczęłam dokładnie przemywać głęboką ranę i zatamowałam krwawienie. Wzięłam jeszcze parę szmatek i obwiązałam je między żebrami tak, aby przypominało opatrzenie i żeby zatrzymało krwawienie.

Zadowolona ze swojego dzieła podniosłam się nad nim i zaczęłam się mu przyglądać, każdy skrawek jego ciała. Dziwny jak na szkieleta ale mniejsza.
Właśnie w tym momencie zadzwonił do mnie telefon, przez co potwór się obudził. Odebrałam od numeru zastrzeżonego:
- Natychmiast masz się zjawić *odgłos strzelania* w fabryce!
- Co się dzieje? Halo?
Numer się rozłączył, a mnie przeżył dreszcze. Spojrzałam jeszcze raz na szkieleta, który również przyglądał mi się i wyszłam z pomieszczenia kierując się do wyjścia.

Po opuszczeniu budynku zaczęłam biec co sił w nogach bojąc się tego co mnie zaraz spotka. Potknęłam się kilkakrotnie o różne przedmioty napotkane na drodze. Ledwo żywa dobiegłam do celu. Od razu można było usłyszeć strzały dochodzące ze środka budynku. Na samą myśl co tam się dzieje aż zakuło mnie serce.

Nie myśląc o niebezpieczeństwie weszłam do środka jak najbardziej dyskretnie. Strzelanie usłyszałam z drugiego piętra, na które po chwili się skierowałam.

Moje przeczucia okazały się faktem - William stał z bronią w ręce, która wymierzyła mojego ojca. Wytrzeszczałam oczy i szybko zareagowałam. Oczywiście jak to ja...zrobiłam to bezmyślnie i teraz to ja stałam na jego celowniku. Nie słuchałam słów ojca, który usiłował mnie powstrzymać ale William strzelił mu pod nogi.

Nastała grobowa cisza, nikt się nie ruszał. William chciał zrobić krok w moją stronę ale powstrzymało go spadniècie jakiegoś metalowego prętu tuż pod jego nogi. Wszyscy spojrzeli się w górę ale nic nie ujrzeli. William posłał gest do swoich "kompanów", a ci na znak rozdzielili się na wszystkie strony.

W mojej niż sekundę jeden z ludzi padł. Wokół niego zrobiła się sporą kałuża krwi, a cała reszta zaczęła się niepokoić. William ewidentnie się wkurzył i nakazał swoim ludziom strzelać. Sami nie wiedzieli gdzie i do kogo strzelają ale najwidoczniej nikt nie trafił.

Druga osoba padła, nikt nie wie z jakiej przyczyny. Nagle odezwał się William:
- No wyłaź skurwysynie! To ja zakopałem ci wejście i to ja wymordowałem twoją rasę. Żaden z was już nigdy nie postawi nogi na naszej ziemi! Ty i twoja rasa zdechniecie jak psy!

W tym momencie wyskoczył tuż przed twarzą Williama szkielet. Stali przed sobą twarzą w twarz. William tylko się uśmiechnął i w ułamku sekundy odpalił ogień. Ze wszystkich stron zaczęły lecieć do niego kule. Żadna go nie trafiła i nie wiem jak on je wszystkie uniknął. Wyglądał jakby się zacinał i przemieszczał w inne miejsce. Jednym słowem był zwinny i szybki.

W tym momencie wykorzystałam sytuację i zabrałam tatę jak najdalej tych chorych ludzi. Niestety drzwi od wyjścia zostały zamknięte i pozostało nam tylko schować się za jakieś przedmioty i patrzenie się na całą tą masakrę.

Walka między nimi trwała dość długo. Zastanawiam się dlaczego ten potwór nie powalił jeszcze Williama, przecież jest od niego silniejszy pięciokrotnie. Ale najbardziej zaskoczyło mnie to, że nikt ze strzelających nie trafił jeszcze szkieleta. Z dziesięciu ludzi ładowało w niego tysiące kul, a i tak żadna z nich go nie trafiła.

W końcu nastał ten moment, kiedy szkielet się zmęczył, William nie, ponieważ strzelanie nie jest takie męczące niż omijanie tysiące pocisków przez długi czas. William wykorzystał to i rzucił broń gdzieś w bok, a sam wziął do ręki metalowy pręt. Szkielet podniósł się i w ułamku sekundy w jego ręce znalazł się dziwny przedmiot,  który przypominał sopel:

 Szkielet podniósł się i w ułamku sekundy w jego ręce znalazł się dziwny przedmiot,  który przypominał sopel:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

(Kurwa kisiel w gaciach 😍)

Zaczęła się ponowna walka. William nie mógł dorównać zdolnościami do swojego wroga. Ogarnęłam teraz o co chodzi - William go zajął walką. Za plecami szkieleta pojawił się umięśniony mężczyzna z podobnym prętem w ręce jak William. Wziął spory zamach i wymierzył szkieleta, który po chwili upadł i wydał z siebie krzyk bólu, który nawet ja usłyszałam, chociaż miał na sobie maskę.

Zbyt bardzo się skupiłam na ich walce, że nie zwróciłam uwagi na to, że mojego taty już nie ma. Spanikowałam i chciałam się wycofać ale ktoś mnie złapał i nie pozwolił na jakikolwiek ruch. Ten ktoś przyprowadził mnie do Williama, a drugi wziął ledwo przytomnego szkieleta. William spojrzał chłodnym spojrzeniem na mnie i skinął głową do kolesia, który mnie trzymał.

Wrzucił mnie do jakiegoś pomieszczenia, do którego nawet ja nie miałam dostępu. Po chwili szkielet znalazł się w tym samym miejscu co ja i optrzytomniał. Stanął naprzeciwko mnie, przez co się wystraszyłam i zrobiłam pare kroków w tył ale małe pomieszczenie nie pozwoliło mi na to. Na moje szczęście nic mi nie zrobił ani nawet nie zamierzał, jedyne co robił to przyglądał mi się z uwagą.

Nagle pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy zaczęło wydawać dziwne dźwięki, a światła zmieniały kolory. Kiedy wszystko ustało poczułam niewyobrażalny ból w klatce. Ujrzałam przed sobą swoją duszę, tak samo było ze szkieletem. Oboje upadliśmy na podłogę zwijając się z bólu. Po długiej chwili męczarni poczułam strasznie dziwne i nieznane mi uczucie. Ból ustał ale nie mogłam wstać. Spojrzałam na niego i również nie mógł się podnieść, na dodatek z jego czaszki sączyła się krew co wyglądało strasznie. Współczułam mu w tym momencie ale nie mogłam mu ani sobie pomóc. Jako pierwszy stracił przytomność, a ja chwilę po nim i film się urwał.

______________________________________

No i co dalej będzie? Co to miało znaczyć to wszystko? Co oni im zrobili i w jakim celu?
Dowiecie się o tym w następnym rozdziale, trzymajcie się ✋

~Uwięzieni~ [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz