Rozdział 5

138 14 10
                                    

Quinn skulił się z powodu zadanego bólu. Jednak tak szybko jak został wymierzony cios, podniósł się i z całej siły uderzył prześladowcę w twarz. Chłopak upadł i zdezorientowany patrzył na poczynania swojej, byłej już ofiary. Quinten podszedł wolnym krokiem do podwładnego Rynexa, który trzymał jego torbę. Wyrwał mu ją jednym, płynnym ruchem i sięgnął do środka. Wyciągnął szklaną butelkę soku z czarnej porzeczki. Z nową bronią w ręku zaczął zbliżać się do "szefa" tej natarczywej bandy. Jego cel próbował uciec, jednak przez mocne uderzenie w twarz nie mógł złapać równowagi, więc czołgał się nieudolnie po ziemi. "Co za robal". Szybko dogonił leżącego chłopaka i spojrzał na niego z góry.

-Żałosne. - powiedział jadowitym głosem i bez zawahania uderzył go w głowę butelką. Nie rozbiła się, jednak po kolejnej serii ciosów w głowę w końcu ustąpiła. Quinn gdy to zauważył przestał bić nią prawie nieprzytomnego Rynexa. Jednak wciąż nie czuł się usatysfakcjonowany. Dlatego też przewrócił go na plecy i usiadł na jego brzuchu. Jeden szybki, precyzyjny ruch. Odłamki potłuczonego szkła wbiły się w twarz nastolatka na zawsze ją kalecząc. Quinn to widział, widział jak krew spływa po całej twarzy chłopaka, jednak mimo to nie przestał. Nie przestawał bić go resztką butelki, której ostre końce coraz bardziej raniły leżącego pod nim. Kiedy butelka była wyszczerbiona aż do samej szyjki przestał. Chwile zastanawiał się czy dokończyć dzieła, czy iść sobie. Jednak coś w środku mu na to nie pozwoliło. Zamiast tego sięgnął po garść małych kamyczków. Jedną ręką otworzył usta swojej ofiary, a drugą wsypywał mu małe jak groszek kamyczki. robił to tak długo, aż kamienie nie zaczęły wylatywać z jamy ustnej chłopaka. Przestał. Wstał. Spojrzał się na leżące bezwładnie ciało. Czegoś jeszcze brakowało. Rozejrzał się dookoła i w końcu znalazł to czego szukał. Rączka zrobiona z chromowanego metalu, długa metalowa rura zakończona wykonaną z tego samego materiału głowica. Szpadel. Podszedł pod płot i zabrał narzędzie, już niedługo zbrodni. Spojrzał jeszcze raz w martwe oczy leżącego przeciwnika, wziął zamach i zwinnie wbił szpadel w sam środek trochę za grubego brzucha. 

Odwrócił się i skierował swój wzrok w miejsce gdzie stali wcześniej pomocnicy martwego już prześladowcy. Nie ma ich. Uciekli. Na co dzień udają twardzieli, jednak w obliczu prawdziwego zagrożenia uciekają i zostawiają na pastwę losu swojego przyjaciela. Typowe. Żałosne.

Quinn zaśmiał się pod nosem i poszedł po torbę. Podniósł ją i otrzepał drogi materiał z pyłu, założył słuchawki i w rytmie "Nightmare" od Set it off skierował się do domu. 

SociopathWhere stories live. Discover now