Rozdział 1

373 30 2
                                    

Siedział, mimo zakazu na kamiennym parapecie (nauczyciele nigdy nie zwracali mu uwagi)  i czytał książkę o wdzięcznym tytule “How to: manipulate”.  Była to jedna z jego ulubionych lektur. Jednak powodem jej uwielbienia nie było, jak to wszyscy myśleli, poznanie sposobu na rozstawianie ludzi jak tylko się chciało, lecz dogłębna analiza zmian zachodzących w ludzkim mózgu. Był tak pochłonięty książką, którą czytał już prawie setny raz, że nie zauważył czarnowłosej dziewczyny stojącej zaraz obok niego. Kiedy osobnik płci przeciwnej kaszlnął wymownie, wzrok chłopaka powędrował do góry i zatrzymał się na jej przeraźliwie niebieskich oczach. Alice Howell - rok młodsza dziewczyna, która niczym nie wyróżnia się z tłumu, lecz mimo to skądś pamięta jej imię. Prościej mówiąc, spotkał ją zaszczyt. Quinten spojrzał na nią zimnym wzrokiem, śmiała przerwać mu czytanie. Dziewczyna pod wpływem intensywnego wzroku chłopaka skuliła się w sobie.
- Mogłabym z tobą pomówić na osobności?- zapytała trzęsącym się głosem. On spojrzał na nią pustym wzrokiem, i zaczął rozważać wszystkie “za” oraz “przeciw” pójścia tam. Ostatecznie po kilku prośbach skierowanych w jego stronę, zdecydował się porozmawiać z Alice, tylko po to by ta dała mu jak najszybciej spokój. Westchnął głośno i zszedł z parapetu. W tym samym momencie, w którym jego stopy stanęły na ziemi dziewczyna zaczęła podążać w jedynie sobie znanym kierunku. Quin powoli ruszył za nią. Stanowili całkowite przeciwieństwo, ona -  lekko przygarbiona, a jego postawa wyglądała jak od linijki, głowa uniesiona do góry w geście pewności siebie i dominacji nad resztą, łopatki ściągnięte do siebie i lekko wypięta pierś. Dzięki tej postawie skutecznie odstrasza, jak on twierdzi, nic nieznaczące szare masy. Szedł pewnym krokiem zaraz za dziewczyną, która co chwilę przyspieszała, aż w końcu zaczęła biec. Quinten stwierdził, że nie będzie zmieniał tempa oraz żywił nadzieję, że Alice zniknie mu z pola widzenia i będzie mógł w spokoju się ewakuować. Tak się jednak nie stało, ponieważ kiedy tylko zniknęła z najbliższym zakrętem, zatrzymała się i wychyliła zza ściany, aby sprawdzić czy za nią podąża.

W końcu, po przemierzeniu wzdłuż całego budynku szkoły (który mały nie był) oraz boiska (które również było pokaźnych rozmiarów) znaleźli się na miejscu. Miejsce najbardziej oddalone od kompleksu przeznaczonego do edukacji. Quin od razu rozpoznał to miejsce i przypuszczał, iż zmierzają właśnie tutaj (drugą opcją było pójście do jakiegoś nauczyciela). “Tutaj” w tym przypadku oznaczało miejsce pewnego rodzaju kultu oraz tradycji, czyli ogromny stary dąb. Konkretniej przestrzeń pod koroną około dwustuletniego olbrzyma. W każdej szkole istnieje jedno “magiczne” miejsce, w którym wszyscy wyznają sobie uczucia, a liceum St. George'a nie było wyjątkiem.

-Chciałam ci powiedzieć, że od dawna mi się podobasz i spytać czy zaakceptujesz me uczucia?! - wykrzyknęła nagle oraz tak głośno, że aż przeszły go ciarki. Znudzony skierował swój wzrok na niższą dziewczynę. Westchnął przeciągle i odwrócił się na pięcie. Odszedł bez słowa jak to ma w zwyczaju. Nie interesowały go uczucia innych, dopóki nie miał z nich jakiś korzyści. Jednak od początku zastanawiało go co myślą sobie dziewczyny,które wyznają mu miłość, “nie ważne, że nie wie nawet jak mam na imie, powiem mu o moich uczuciach i się we mnie zakocha”? Sam pomysł, aby dzielić się z innymi swoimi uczuciami jest zły, a co dopiero taki tok myślenia! Poza tym o co w tym chodzi i dlaczego wszyscy się na niego uwzięli? Jego postawa jasno pokazuje, że jakiekolwiek interakcje z nim zakończą się smutkiem, złością i zgrzytaniem zębów. Mimo to organizmy o IQ poniżej setki mają czelność zawracać mu głowę i jeszcze wymagać od niego zaangażowania?! Jak żałosne i zdesperowana musiała stać się ludzkość? Skierował się z powrotem do placówki edukacji, która, jak głosi opis była willą samego króla Jerzego III, jednak ile z tego jest prawdą wiedzą tylko stare mury szkoły.

SociopathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz