#24 "Dynastia"

24 0 0
                                    

Mama zasnęła przy łóżku Igora, ojciec z nogą w gipsie siedział w fotelu obok niej. Wszyscy oczekiwaliśmy, kiedy mój brat w końcu otworzy oczy. Martwiłem się o tego głupiego okularnika jak nigdy wcześniej, ale osobiście wolałbym się ewakuować z pokoju, kiedy się obudził. Tak jak się spodziewałem, wybuchła awantura.

Zaczęło się spokojnie, powoli otworzył oczy. Nie podniósł się, lecz uważnie rozglądał po pomieszczeniu. Dopiero widok leżącej przy jego nogach kobiety pobudził go do próby wstania. Jednak, gdy tylko spróbował, natychmiast położył się z powrotem. Towarzyszący temu jęk bólu zbudził naszą matkę.

- Igor? – wymamrotała podnosząc się. Podeszła bliżej twarzy Igora i ze łzami w oczach uszczypnęła go w policzek. – Cale szczęście. Tak się o ciebie bałam.

- Mamo, co tutaj robisz? Gdzie jesteśmy? – Igor zaprzestał prób podniesienia się.

- Jesteś w szpitalu. – Do rozmowy dołączył się i ojciec. – Mercury zadał ci poważną ranę i straciłeś sporo krwi. Spałeś kilka dni.

- Jak się czujesz, kochanie? – mama zapytała z troskliwością.

- Czuję się dziwnie. Czuję ból w brzuchu i... w plecach? – Igor wyglądał na przytłoczonego pytaniami o jego stan. – Jakby kość ogonowa mnie bolała...

- Spodziewałem się tego – mówiłem stojąc obrócony do wszystkich plecami. Jednocześnie delikatnie, lecz dobitnie poruszyłem swoim ogonem.

- Czy ty coś sugerujesz?! – Igor szybko załapał o co mi chodziło. Już po chwili przewrócił się na bok i wstał z łóżka. Zauważył swój ogon.

- Igor, nie powinieneś się teraz ruszać. – Mama złapała go za rękę. – Proszę, połóż się.

Chłopak posłusznie wrócił do łóżka, jednakże nie dlatego, że się uspokoił. Myślę, że każdy jego ruch powodował niemiłosiernie uczucie bólu. Leżąc, poprosił o podwyższenie łóżka, żeby mógł ze złością spoglądać w moją stronę. Nie musiało minąć wiele czasu, a zadał z jadem w głosie oczywiste pytanie:

- Coś ty zrobił? – zwrócił się oczywiście do mojej skromnej osoby.

- Spokojnie, brachu! Czemu od razu insynuujesz, że to moja wina?! – Powoli zbliżałem się do drzwi wyjściowych. – Ja przecież tylko uratowałem ci życie.

- Też mi ratunek – prychnął nieuprzejmie. Przypomniał mi dzień, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. – Teraz mam ogon.

- Straciłeś sporo krwi, a tylko moja się nadawała. – Zdenerwowany podszedłem do niego i zacząłem się tłumaczyć. Nadal nie wierzę, że mnie do tego podpuścił. – Poza tym, nawet bez tego pojawienie się u ciebie ogona było tylko kwestią czasu.

- Postradałeś zmysły?! Ziemianom nie wyrastają ogony! – oburzył się.

- Ziemianie nie doświadczają też nagłej poprawy wzroku, a ty jakoś nie przejąłeś się faktem, że zauważyłeś moją aluzję bez tego. – Wyciągnąłem z kieszeni bluzy okulary Igora. – Masz może jeszcze coś do powiedzenia?

- Myślę, że wolę pozwolić wam mówić. – Igor spuścił wzrok.

- Doskonale się składa. – Spojrzałem w kierunku rodziców. – Ktoś ma tutaj coś jeszcze do powiedzenia.

Mama i tata stanęli przed łóżkiem Igora i patrzyli jedno na drugiego. Wyglądało na to, że żadne z nich nie miało odwagi poruszyć tego tematu. Chwycili się za dłonie, lecz nie odezwali się ani słowem. Parzenie na nich napełniało mnie irytacją. Oczywistym było, że nie można już dłużej tego ukrywać, a oni nadal bali się do tego przyznać. Choć ta bezradność doprowadzała mnie do szału, nie zamierzałem ułatwiać im zadania. Sami musieli zmierzyć się ze swoimi błędami.

Star HaresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz