Rozdział XVII: Co mogłam zrobić?

1.5K 86 90
                                    

Akane

Do szkoły wróciłam w następnym tygodniu pełna energii jak nigdy. Nie mogłam się doczekać następnego treningu, dlatego ciężko było mi skupić się na lekcjach. Z jakiegoś powodu chciałam zobaczyć Akashiego. Mimo że od mojego porwania minął tydzień, to rana na jego ręce zaczęła się już zabliźniać i powrócił na treningi. Chciałam zagrać z nim na treningu małe jeden na jeden.

Oczywiście policja dalej badała sprawę mojego porwania. Jednak tylko Haizaki Shogo dostał kilka lat w zawieszeniu i musiał płacić za moją wizytę w szpitalu. Drugi porywacz... miał po prostu pieniądze i uszło mu wszystko na sucho. Dodatkowo zmyślił, że Haizaki go do tego zmusił pod groźbą pobicia. Kiedy to usłyszałam, prychnęłam. Jak w każdym społeczeństwie i tutaj byli równi i równiejsi.

Właśnie wracałam do klasy, kiedy walnęłam z impetem o coś twardego, gdy skręcałam w korytarz. Zatoczyłam się do tyłu, ale Akashi przytrzymał mnie za ramiona i uśmiechnął wrednie. No tak, na kogoś normalnego nie mogłam wpaść.

— Jednego dnia mnie odrzuca, a następnego leci na mnie i to dosłownie — powiedział sarkastycznie.

— Ha ha ha, która by poleciała na pana nożycopomidorowego. — Brakowało mi tych bezsensownych sprzeczek między nami.

— Właśnie na taką jedną patrzę.

— Wiesz, zamiast trenerem koszykówki powinieneś zostać nauczycielem zgryźliwości, ty potomku pedobeara — prychnęłam. Kilka osób przyglądało nam się z zaciekawieniem. Pewnie znali reputację Akashiego i spodziewali się, że zaraz mnie zadźga nożyczkami, które wyjął z kieszeni i zaczął się nimi bawić.

— Uczę się od mistrzyni.

— Miło mi to słyszeć.

Chciałam już odejść, ale złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Nie pocałował mnie, jedyne, co zrobił, to mocno przytulił, tak bym mogła oprzeć głowę na jego ramieniu. Zrobiłam to z chęcią, a Akashi wplótł palce w moje włosy. Podobało mi się to. I to w taki sposób, w jaki nie chciałam, by mi się podobało. Po prostu czułam się przy nim bezpiecznie; po tym, co dla mnie zrobił, ufałam mu bezgranicznie. Tyle poświęcił, tyle zdziałał, uratował mnie.

Jednak coś mi w tym wszystkim nie grało... Normalnie nie zrobiłby czegoś takiego.

Uniosłam głowę, by zobaczyć jego wredny uśmiech.

— Teraz przynajmniej wszyscy wiedzą, że jesteś moja i tylko ja mam do ciebie prawo — rzekł, wyraźnie z siebie zadowolony.

Prychnęłam po raz enty.

— Nie jestem twoją zabawką. Ani tym bardziej twoją własnością, ty hybrydo pomidora z cytryną!

— Co? — zdziwił się. — Rozumem pomidora, ale cytryna?

— Spójrz w te swoje pieprznięte gały, to zrozumiesz! — warknęłam wkurzona i ruszyłam do klasy. Cholera, co za dupek! — warczałam w myślach.

Pomidor plus cytryna równa się pomitryna. Aha, spoko. Jebana pomitryna.

Reszta dnia upłynęła jeszcze w miarę spokojnie, nie licząc ciągłego łażenia za mną Akashiego. Kiedy w końcu wkurzył mnie na maksa, podeszłam do niego i zapytałam, o co chodzi. Odparł, że jako mój przyszły chłopak powinien mieć mnie ciągle na oku. Stalker. Niech da mi w końcu spokój! — warczałam w myślach. — Teraz już naprawdę przegina.

Dopiero Kuroko wyjaśnił mi dlaczego Akashi tak się o mnie martwi. Powiedział, że tak naprawdę Seijuro się bał. Zdziwiłam się. Akashi? On i strach? Kuroko odpowiedział, że bał się utraty mnie, choć nieświadomie. Zrozumiałam to. Ja również bałam się, że stracę tę czerwoną gnidę. Chciałam zrobić coś, co dałoby mu do zrozumienia, że nie miałam zamiaru go opuszczać, tylko nie wiedziałam co. Czy jedynym wyjściem było zostanie jego dziewczyną? Nie, musiało być coś innego. Nie mogłam z nim być. Jego utrata byłaby równie bolesna co utrata Hitomi. Bez wątpienia czułabym podobny rodzaj pustki.

Kuroko no Basket: Siódmy cud [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz