20

286 25 4
                                    

Wieczorem nasz prywatny samolot zabrał nas do Norwegii. Miał to być ostatni koncert z europejskiej części trasy, co powinno mnie smucić, ale tak naprawdę nie mogłem się doczekać, aby wrócić do domu. Miałem tak wiele planów. Chciałem zabrać Jess do tak wielu miejsc. Musiałem pokazać jej świat. Pragnąłem zrobić tak wiele rzeczy.

Siedziałem obok Jess, trzymając ją za rękę. Dziewczyna patrzyła się za okno samolotu, podziwiając oświetlone miasta, znajdujące się pod nami. W oddali słyszałem chrapanie Corbyna, ale nawet to nie było w stanie zniszczyć tak romantycznej chwili. Nawet to, że po jakimś czasie poszedł do nas Zach, który usiadł na fotelu obok mnie i zaczął swój wykład.

- Wiedzieliście, że smoki tak naprawdę nigdy nie istniały? Stary, założyłbym się, że były prawdziwe. Bo skąd się wzięły dinozaury? - spytał brunet, pijąc szampana.

- Błagam cię, nie rujnuj mi tej chwili - poprosiłem cicho tak, aby Jess nie słyszała.

- Waszego związku nic nie ruszy, wierz mi - odparł chłopak, puszczając mi oczko. Uśmiechnąłem się i skinąłem głową. Tego byłem już pewien. Nic nie było w stanie nas zniszczyć. Nie po tym, co się wydarzyło.

Nawet nie zauważyłem, kiedy wylądowaliśmy w Norwegii. Lot trwał strasznie krótko. Czas przy Jess płynął tak szybko. Bałem się, że zanim się obejrzę, będziemy już starzy.

Wylądowaliśmy po północy, ale na lotnisku i tak czekały na nas fanki.

- Pójdę z Tylerem. Poczekam na zewnątrz - powiedziała Jess, widząc obłęd, który dział się przed naszymi oczami. Pierwsze fanki zobaczyły już Jacka i Zacha, którzy wyszli z terminala i zaczęły piszczeć na ich widok oraz błagać o zdjęcia.

- Jesteś pewna? Mogę wyjść tylnym wyjściem z tobą - odparłem, wciąż trzymając ją za rękę.

- Jestem pewna, Daniel. Nie mam zamiaru odciągać cię od fanek. Nie jestem taką dziewczyną. Kochają cię. Daj im tą chwilę - odrzekła Jess, całując mnie szybko w policzek. Dziewczyna puściła moją dłoń, a już po chwili widziałem, jak odchodziła z Tylerem w drugą stronę.

Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem z terminala razem z Jonah. Dziewczyny na nas widok zaczęły wariować. Czułem się jak na koncercie. Było tu tak głośno i radośnie. Straż lotniska ledwo panowała nad tłumem.

Zrobiliśmy sobie zdjęcie z fankami, a później udaliśmy się do busu. W środku znajdowali się już Tyler z Jess oraz Zach i Jack.

- Gdzie jest Corbyn? - spytałem, rozglądając się wokół.

- Chwila, nie ma go? - spytał Tyler, podrywając się z miejsca.

- Na to wygląda - odparłem.

- Cholera - wyszeptał mój brat, wybiegając z autobusu.

- Ciekawe, co...

Nie zdążyłem powiedzieć tego, co miałem na myśli, bo po chwili do autobusu wparował Corbyn, którego z tyłu ochraniał Tyler. Besson miał włosy rozrzucone w każdym kierunku, a sam wyglądał, jakby przeszedł przez huragan.

- Nigdy nie zostawiajcie mnie samego, błagam - powiedział, opadając na kanapę.

- Fanki cię dopadły? - spytał Zach, śmiejąc się z przyjaciela.

- Raczej napadły - odparł Corbyn, na co wszyscy zaczęliśmy się śmiać.

Po południu pojechaliśmy do areny, w której miał odbyć się nasz ostatni koncert. Jadąc tutaj, widziałem przez okno tłumy fanek, czekających na wejście na koncert. Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Dokonaliśmy tak wiele. Każdy dzień powodował, że ktoś nowy nas poznawał. Każdego dnia ktoś zakochiwał się w naszej muzyce. Każdego dnia zyskiwaliśmy fanów. Jeszcze niedawno byliśmy zwykłymi nastolatkami z mnóstwem marzeń, a teraz je spełnialiśmy.

Turn it off - Daniel SeaveyWhere stories live. Discover now