6

435 38 1
                                    

Po niecałych dwudziestu minutach byłem już na Champs Elysees. Dzwoniłem do Jonah, ale on nie odbierał. Mogłem teraz szukać restauracji, o której mówił mi przyjaciel, ale ta ulica była nie kończąca się. Oprócz sklepów typu Louis Vuitton czy Gucci, było tutaj wiele kawiarni i restauracji, które ku mojemu zdziwieniu były o tej godzinie otwarte.

Szedłem prosto przez jakiś czas, co chwila zaglądając do restauracji. Nigdzie nie umiałem znaleźć chłopaków. Dzwoniłem też do Corbyna, Zacha i Jacka, ale żaden z nich nie odpowiadał. Dopiero po wejściu do dziesiątej lub jedenastej restauracji, usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła, więc stwierdziłem, że chyba trafiłem na miejsce.

Im głębiej restauracji szedłem, tym więcej słyszałem. Po krzyku Zacha byłem pewien, że byłem we właściwym miejscu.

- Panie i panowie, największa gwiazda młodego pokolenia przed wami! - krzyknął Zach, który w tej chwili stał na stole z mikrofonem w dłoni. Przy stole siedzieli również Jack, Jonah i Corbyn w towarzystwie kilku dziewczyn. Nie byłem pewien, co się działo, ale wiedziałem jedno. Kłopoty były blisko.

- Schodź stąd, Herron - powiedziałem do chłopaka, przybliżając się do stołu, na którym stał.

- Moi drodzy, chciałbym wam kogoś przedstawić! - krzyknął znowu brunet do mikrofonu. Kilka osób zwróciło na niego uwagę. Restauracja należała do elegantszych. Wiedziałem, że moi przyjaciele już pewnie sporo zapłacili i z pewnością było to jedynym powodem, dla którego jeszcze nie zostali stąd wyrzuceni.

- Co ty wyprawiasz? - spytałem chłopaka, ale on jedynie machnął na mnie ręką.

- To Daniel Seavey! Drogie panie, ten chłopak jest wolny, więc zabierajcie się za niego - dodał Zach, śmiejąc się. Byłem ciekaw, ile wypił. Zachowi dużo nie było trzeba, aby jego zachowanie zaczęło się zmieniać.

Nie zastanawiając się dłużej, ściągnąłem chłopaka ze stołu, po czym posadziłem go przy stole. Sam przysunąłem sobie krzesło, siadając na nim.

- Co wy robicie? - spytałem chłopaków, jednak wyglądało na to, że tylko Corbyn kontaktował, co mówiłem. Reszta zajęta była flirtowaniem z dziewczynami. Zach już się z jedną całował.

- Spokojnie, Daniel. To tylko świętowanie pierwszego dnia trasy - rzekł Corbyn, zupełnie spokojnie.

- Zdajecie sobie sprawę, że jutro wasze zdjęcia mogą pojawić się w internecie? Naprawdę tak chcecie zacząć trasę? Chyba powinienem zadzwonić po Tylera - powiedziałem, a w jednej chwili wszyscy się na mnie spojrzeli. Moi przyjaciele nie znosili, kiedy straszyłem ich Tylerem. Był to mój brat, ale również menadżer, który dbał o nasze bezpieczeństwo. Jonah miał z nim kiedyś na pieńku przez jego nadmierną kontrolę nad nami, ale jakoś się uspokoiło.

- Nie po to dzwoniłem do ciebie, żebyś wszystko psuł - rzekł Jonah, sięgając po kolejną butelkę piwa.

- Mam was tutaj zostawić w takim stanie? - spytałem, patrząc się na nich kolejno. Zacha już nawet nie było przy stole. Nie chciałem sobie nawet wyobrażać, co wyprawiał.

Nikt nie odpowiedział. Nikt nawet nie raczył się na mnie spojrzeć. Było mi przykro, że mnie tak ignorowali, kiedy ja musiałem przejść pół miasta, aby tu dotrzeć, ale już tacy byli. Nie mogłem ich zmienić.

Po chwili wstałem od stołu, odsuwając gwałtownie krzesło.

- Zaczekaj - powiedział Jack, również wstając. Chłopak lekko się zachwiał, a dziewczyna siedząca obok niego spojrzała się na niego pytająco. - Ja pójdę z tobą.

Uśmiechnąłem się do chłopaka, jednak wiedziałem, że nie czeka mnie łatwa droga powrotna do hotelu. Zawsze mogłem zadzwonić po Tylera, ale nie chciałem, aby widział moich przyjaciół z zespołu w takim stanie.

Turn it off - Daniel SeaveyWhere stories live. Discover now