Rozdział 2 Część 4

5 2 0
                                    

Dzięki drobnej pomocy Kevina... No dobra. Dzięki ogromnej pomocy Kevina razem z Travem wchodziłem teraz po schodach do drzwi, za którymi mieszkała moja najmłodsza ciotka, Dodo. Jakby kogoś to ciekawiło to Kev został na parkingu, razem z ,,pożyczonym" od jego rodziców, którzy wyjechali samochodem.

Kiedy staliśmy już pod drzwiami pozwoliłem Travisowi zapukać, a sam poprawiłem na szybko fryzurę.

Po chwili nie dłuższej niż pół minuty drzwi otworzyły się na oścież i ujrzeliśmy zadbaną, aczkolwiek lekko przypominającą starszą wersję barbie kobietę. Gdyby jej wygląd nie wystsrczał w podniesionej, jak do ciosu ręce trzymała patelnię.

-Coście za jedni i czemu niepokoicie biedną staruszkę? - spytała hardo.

-Po pierwsze nie wygląda pani na staruszkę... - zaczął mój przyjaciel.

-To po drugie. Po pierwsze nie chcemy niepokoić, tylko chwilę porozmawiać. Jestem Carter Martenn.

Dodo otworzyła i zamknęła usta. Rzuciła patelnię na dywan, za nią i rzuciła mi się na szyję.

-Tak mi przykro... - załkała -Ale nie martw się, na pewno ich jeszcze znajdą...

-Dziękuję za miłe słowa, naprawdę. Tylko, że przyszliśmy po co innego. - odkleiła się ode mnie i otaksowała wzrokiem Travisa.

-To twój chłopak?

-E? Nie...

-Szkoda, pasujecie do siebie... Ale gdzie moje maniery!? Wejdźcie na chwilę, zaparzę wam herbaty i porozmawiamy o tym z czym przyszliście.

Weszliśmy i usiedliśmy na mięciutkiej kanapie w kolorze pudrowego różu. Przed nami stał stół z obrusem w róże, a po jego drugiej stronie mieścił się kominek. Po prawej stał fotel. Po paru minutach kobieta usiadła na nim i podała nam gorącą herbatę.

-No to teraz możemy porozmawiać. - oznajmiła wesoło.

-No więc... - zacząłem, zerkając kątem oka na Trava. -Od jakiegoś czasu ciekawi mnie mój dziadek i ta ciekawość przyprowadziła mnie do pani.

-Do cioci. Jesteśmy rodziną, więc zachowujmy się jak rodzina, a nie jak ta wiedźma Didi. Byłeś już u niej?

-Można tak powiedzieć...

-Zanim skończyła mówić Cart wylał na nią kawę. - za te słowa zgromiłem go wzrokiem.

-Nie było mnie przy tym, ale z pewnością postąpiłabym tak samo. Pewnie szkalowała Edwarda i biedną Dudu, a wychwalała Zalię...

-Skąd wiesz?

-Bo jest do niej podobna. Zrobi wszystko, żeby przynajmnieh wyglądać młodo, jest rozpieszczona do granic możliwości i od wszystkich oczekuje posłuszeństwa... Ale to nie o niej chcieliście rozmawiać.  Co na razie wiecie?

-Praktycznie nic.

-Mhm... O wszystkich jego panienkach pewnie słyszeliście, tak jak o wojsku i o pieniądzach, ale raczej nie skąd pieniądze się wzięły i co się z nimi stało?

-Jakoś nigdy się nie zastanawiałem...

-Ale może być ciekawe. - dokończył za mnie Travis.

-No więc po wojnie wujek Ed, jeśli pozwolicie będę go tak nazywała, bo właśnie nim dla mnie był. Po wojnie wujek Ed znalazł jakąś wspaniałą pracę, która pozwoliła mu nie tylko podróżować, co kochał, ale i zarabiać ogromne sumy, z których część przeznaczał na anonimowe finansowanie różnych firm. Pewnego razu jednak, było to po kłótni z Zalią, wyszedł z domu, zabierając całą forsę i wrócił dopiero ze mną i Dudu, kiedy znalazłyśmy go na drugim końcu miasta...

W tym momencie do pokoju wbiegł Kevin.

-Przepraszam bardzo, że przeszkadzam, ale mamy problem. Carter, Travis, idziemy. Już.

Dodo patrzyła to na niego, to na nas i chyba nie wiedziała co powiedzieć. Chciałem się grzecznie pożegnać, ale Kev, ciągnący mnie za kołnierz nie dał mi na to czasu.

***

Biegliśmy we trzech ile sił w nogach, aż zobaczyliśmy na końcu drogi Lili. Również biegła, ale w naszą stronę.

-Nareszcie jesteście. - wydyszała. -Ze Svartalfheimu wyszedł Troll. Chodźcie.

Skręciliśmy za nią w las i zatrzymaliśmy się przed dość rozległym obniżeniem terenu, w którym Troll próbował zdzielić maczugą Jonasa, wykonującego zręczne uniki.

Josie, Maggie i Alice rzucały w stwora kamieniami, ale chyba nie wyrządzało mu to większej szkody.

-Nie macie tu żadnej broni? - spytał Kevin. Lili pokręciła głową.

-Więc poradzimy sobie bez niej. - pobiegłem w dół i wybiłem się prosto na plecy Trolla. -Cześć przygłupie! - zawołałem depcząc mu głowę. To nie był dobry pomysł. Zamachnął się na mnie i zrzucił maczugą na ziemię. Potoczyłem się ze dwa metry i od razu zostałem odciągniety przez Trava i Keva. Dzięki temu nie oberwałem po raz drugi.

-Musimy obmyślić plan. - zarządził brunet.

-A Jonas w tym czasie też oberwie. Nie ma mowy. - zaprzeczył blondyn.

-Więc idź mu pomóż, a my pomyślimy. - to akurat ja wymyśliłem.

Skończyło się tak, że we czterech skakaliśmy wokół bestii, a dziewczyny przestały rzucać kamieniami i próbowały składać cokolwiek przydatnego z innych światów. Raczej nie szło im to za dobrze, bo nie było widać żadnych efektów.

Przynajmniej do czasu, gdy w Trolla uderzyła błyskawica. Na chwilę zatrzymaliśmy się, żeby zrozumieć co się właśnie stało.

-Jak to zrobiłyście?!

-Nie mam pojęcia! - odkrzyknęła mi Alice.

-Postaraj się to powtórzyć! Tylko mocniej! - zachęcił Jonas i przetoczył się na bok, a w miejsce gdzie przed chwilą stał uderzył ogromny kawał drewna.

Tym razem Alice rzeczywiście się bardziej postarała, bo zamiast oberwać piorunem potwór pokrył się lodem. Niestety nie tylko on. W całym zagłebieniu się oziębiło, a my przymarzliśmy do gruntu pod nami.

Maggie i Josie ześliznęły się do nas po zboczu, dzierżąc wspólnie gruby i długi kij, a potem zdzieliły nim lodową figurę po środku.

-Niech żyją dziewczyny! - zakrzyknęła Maggie, a pozostałe trzy powtórzyły okrzyk.

Potem zabrały się za odkuwanie nam kamieniami nóg z lodu.

***

-Jak tam rozmowa z kolejną ciotką? - spytał mnie Jonas. Razem ze swoją dziewczyną odprowadzał mnie do domu, a jako że szliśmy bocznymi dróżkami mogliśmy spokojnie porozmawiać. Nie to co na pełnych ludzi ulicach.

-Nie zdążyliśmy dokończyć, ale po wejściu Kevina nie mamy co do niej wracać...

-Nie przesadzaj. Nie mogło być aż tak źle.

-Przecież wiesz, jak się zachowuje kiedy dzieje się coś ważnego. - nie odpowiedział. Nie musiał, bo i tak wiedziałem, że w myślach przyznał mi rację. -Maggie?

-Tak?

-Mogę mieć do ciebie prośbę?

-Zależy jaką.

-Chciałbym żebyś przyjrzała się firmom, które zostały anonimowo dofinansowane w okresie od 40 do 30 lat temu.

-To trochę sporo roboty.

-Wiem, że masz taką możliwość, a dzięki temu powinniśmy móc lepiej się zapoznać z działalnością mojego dziadka.

-Mogę ci pomóc. - zaoferował się Jonas.

-No dobra. Zobaczymy co da się zrobić. A teraz spadamy. Do zobaczenia, Carter.

-Pa Maggie, pa Jonas.

KONIEC ROZDZIAŁU DRUGIEGO

Projekt Yggdrasil Where stories live. Discover now