1. Musisz dać sobie radę.

Start from the beginning
                                    

Ivy nie była pięknością. Miała lekko zniszczone włosy i krzywy nos. Gdzieniegdzie za dużo tłuszczu, z którym nawet nie próbowała walczyć. Najprościej w świecie mówiąc, miała gdzieś swój wygląd. 

Mimo tego, zdobyła dobrze płatną pracę zaraz po tym, gdy skończyłyśmy szkołę. Od zawsze bardzo dobrze się uczyła, co jak widać wyszło jej na dobre. Siedziała w biurze jednej z większych firm w mieście.

- Jezu, ale zimno! - potarła swoje ramiona, jakby przez kurtkę chciała utworzyć choć odrobinę ciepła. Skinęłam głową, naciągając na głowę kaptur kurtki. - Chodźmy na kawę. 

- Nie mam pieniędzy - pokręciłam przecząco głową. 

- Ja stawiam - uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę, nie dając mi nawet dojść do słowa. 

Ivy była jak tykająca bomba. Gdy była zdenerwowana, po prostu lepiej do niej było nie podchodzić. Jedno dobrane źle słowo i wybuchała. Ale poza tym, była cudownym człowiekiem. Często udzielała się charytatywnie na tyle, na ile pozwalały jej fundusze. 

Mimo jej wad i niezbyt pięknej twarzy, dziewczyna była od pięciu lat w szczęśliwym związku a od roku była zaręczona. 

Weszłyśmy do chyba najlepszej kawiarni w mieście. 

- Jaką chcesz kawę? Pójdę zamówić. 

- Weź mi małe espresso - odpowiedziałam, zdejmując kaptur z głowy. 

- Na pewno? Przecież zawsze brałaś latte - zauważyła, marszcząc brwi. 

Tak, to była moja ulubiona kawa do czasu, gdy mogłam sama za siebie zapłacić. Małe espresso w tej kawiarni kosztowało dziewięć dolców, a moja ulubiona kawa, prawie piętnaście. Dlatego też nie chciałam naciągać dziewczyny. I tak miała ze mną problem po tym, jak moi rodzice odeszli. 

- Czasem trzeba zmienić nawyki, Ivy - uśmiechnęłam się. Dziewczyna wzruszyła ramionami i podeszła do lady, za którą stała starsza kobieta. Pani Eva, czyli właścicielka kawiarni "Los Caffes" była prze kochana. Mimo wszystko, mogłaby trochę zjechać z cen, bo to co tu się odwalało przechodziło ludzkie pojęcie. 

Wybrałam stolik w najbardziej oddalonym kącie i zajęłam miejsce. Ściągnęłam kurtkę, po czym przewiesiłam ją przez oparcie krzesła. Nareszcie mogłam się ugrzać. Tegoroczna zima nieźle dawała nam popalić. Temperatura w nocy przekraczała nawet minus piętnaście stopni, a za dnia nie było więcej niż minus dwa czy trzy. 

Naprawdę nienawidziłam tej pory roku. 

Ivy podeszła do naszego stolika już rozebrana. Wszystko rzuciła na krzesło, po czym westchnęła z ulgą. 

- Więc, co tam? - spytała, zajmując miejsce.

Wzruszyłam ramionami, obserwując jak poprawia swoje blond włosy, przekładając je na prawe ramie. Do dziś pamiętam dzień, gdy je sobie przefarbowała. Dziewczyna naturalnie była brunetką, jednak nastoletni bunt sprawił, że na głowie miała jaśniutkie włosy. 

- Jakoś leci - mruknęłam.

Zawsze mogłam na nią liczyć. Od dnia w którym uratowała mój zamek z piasku w piaskownicy przed starszym chłopcem. Dała mu wtedy jasno do zrozumienia, że jest palantem. Z perspektywy czasu, może wydawać się to śmieszne. Zresztą, wtedy też było. Ale wracając, Ivy była przy mnie zawsze. Jedna za drugą wskoczyłaby w ogień. Tego jestem pewna. 

Wyciągnęłam z kieszeni kurtki portfel, czując lekkie wyrzuty sumienia, że dziewczyna musiała za mnie zapłacić. Wytrzeszczyłam jednak oczy, widząc, że zostało mi tylko dwadzieścia dolców. 

Dirty job ✔Where stories live. Discover now