V

151 18 125
                                    



    Minęło pół godziny.

   Pieprzone trzydzieści minut, w trakcie których firma zatrudniona do wybudowania świetlicy zaczęła pracę, a Chaeri, zamiast pomóc, została usadzona przy okrągłym stoliku wraz z pięcioma innymi kobietami, które patrzyły na nią z minami, które niezbyt subtelnie wyrażały ich pogardę. 

    Może zacznijmy od tego, iż aktualnie trwały prace wykończeniowe. Kładzenie paneli, malowanie sufitu i wprawianie okien. Pracownicy wykonujący zlecone zadania nie wyglądali na znudzonych i - w przeciwieństwie do Seo - mieli pełne ręce roboty.

    Może i dziewczyna nigdy nie należała do najlepszych uczniów, jednak była święcie przekonana, iż w żadnym słowniku definicja "pomagania" nie miała nic wspólnego z siedzeniem i zajadaniem drobnych ciasteczek. Poza tym mogły sobie ładnie wyglądać, ale żołądek Chaeri potrzebował napełnienia. Tak mała porcja mogła go jedynie - jak to mawiał dziadek - "wkurwić". 

    W końcu dziewczyna znudzona rozmową, z której i tak już na samym początku została wykluczona, wstała z miejsca, mając w zamiarze poszukanie pana Im. Nie znała go ani dobrze, ani długo, ale miał wąsa, tak? Musiał jej pomóc. Dobra aura rozchodziła się od zarostu nad jego górną wargą, aż po opuszki palców. 

    Mężczyzna nie miał nic przeciwko zleceniu Seo drobnego zadania, ba! Ucieszył się, iż zaoferowała mu pomoc. Może gdyby od początku wiedziała, że ma zająć się siedemnaściorgiem małych urwisów, zareagowałaby mniej entuzjastycznie, ale głupio było się wycofać. 

    Honor, duma i takie tam. 

    Musiała wymyślić coś, z czym sama czułaby się dobrze. Gra w chowanego od razu została skreślona z jej listy. Znając ogromną sympatię, jaką Chaeri darzyła wszystkie drobne, ale agresywne ssaki zwane dziećmi, nawet nie próbowałaby ich znaleźć. Wszystkie kłopoty rozpłynęły się w powietrzu, gdy dwudziestolatka zauważyła rozstawiony za jednym z budynków stół, a na nim trzy pojemniczki z kredkami. 

    Jako studentka malarstwa, oczywiście nie mogła wpaść na ten pomysł od razu. 

- Każdy wybierze sobie dowolne kolory i wykona plakietkę ze swoim imieniem, żebym mogła was rozróżnić, dobrze? - wyjaśniała, rozdając wszystkim bachor...

    Dzieciom...

     niewielkie kawałki papieru technicznego. O dziwo nie miały nic przeciwko i z niemałymi uśmiechami zaczęły zapełniać biel kartki najróżniejszymi kolorami. Co jakiś czas podbiegały do Seo ze swoimi pracami, oczekując pochwały za krzywe kwiatki i uśmiechnięte słoneczka, które oczywiście dostawały.

- Chaeri? - zwrócił się do dziewczyny pan Im, ukazując ponownie piękno i dziadkowatość swych jakże cennych wąsów. - To prawda, że studiujesz malarstwo? -zapytał z dziwnym przebłyskiem ciekawości w oku, która raczej-zapewne-na pewno nie oznaczała nic dobrego. 

- Um, tak, ale zaczęłam dopiero kilka dni temu. - zaśmiała się nerwowo, drapiąc się po karku. Nie wiedziała, czego się spodziewać. 

- Widzisz, pan Wu wpadł na pomysł, iż mogłabyś namalować jakiś obrazek na jednej ze ścian świetlicy. - zaproponował, jednak widząc nieco speszoną ekspresję Seo, postanowił uszczegółowić swoją wypowiedź. - To nie musi być nic wielkiego, chodzi tylko o to, by dzieci czuły się tam dobrze. Może jakaś postać z kreskówki lub coś podobnego. 

- Właściwie... - zaczęła, mając zamiar jak najdelikatniej odmówić, jednak te przeklęte wąsy uniemożliwiały jej jakikolwiek sprzeciw. - Tak, czemu nie. - odparła, w duchu policzkując siebie samą. - Mogę spróbować. 

PromiseWhere stories live. Discover now