🔸W świetle księżyca🔸

2.6K 144 79
                                    


Uchyliłam moje ciężkie powieki do których natychmiast dotarło blade światło księżyca oświetlające moją równie bladą jak duch twarz.

Przez moment nie mogłam się połapać gdzie tak dokładnie się znajduje lecz po ujrzeniu czysto białych ścian oraz łóżka w dokładnie tym samym odcieniu na którym właśnie leżałam zgodnie stwierdziłam że jest to Skrzydło szpitalne. Pamiętałam wszystko z każdym szczegółem bo jakby dało się coś takiego zapomnieć?

Po chwili obserwacji otoczenia musiałam przyznać że nie jestem tu sama. Liczyłam w tej chwili na jakąś pielengniarke czy choćby nauczyciela a przede mną jakby nigdy nic stał właśnie właściciel rzadko spotykanych prawie czarnych oczu.

Moje ciało nie dgrnęło a głos odmawiał posłuszeństwa. Choć miałam tak ogromną potrzebę rozerwania go na małe kawałeczki przy tym krzycząc i wrzeszcząc przeklinając jego imie.

Nieodzywając się ani słowem podszedł do mnie powoli i delikatnie łapiąc mój podbródek w swoje palce tak samo jak zrobił to kiedyś w komnacie. Natychmiastowo moje ciało przeszedł zimny dreszcz nad którym niemogłam zapanować. Najchętniej strąciłabym mu tą ręke wsadzając mu ją głęboko w odbyt. Lecz mój brak jakichkolwiek sił skutkował tym że nie mogłam poruszyć żadną kończyną.

Wiedziałam że się zbliżył bo odrazu poczułam jego oddech na karku na którym powstała gęsia skórka. Niemiałam pojęcia co zamierza zrobić ale sytuacja była nieco dziwna..

Gdy następnie nie czułam już zminej pary na swoim karku i ujrzałam odsuwającego sie ode mnie Riddla. Jakby nagle się otrząsnął i wrócił do swojej mrocznej skorupy.

Ostatnią rzecz do jakiej sie posunął było złapanie mojej luźno puszczonej dłoni a ja całkiem wyczerpana powędrowałam do krainy Morfeusza...


***


Obudziłam się czując mocny ucisk w dłoni. Prędko odwróciłam wzrok w tamtą stronę nie widząc już ciemnych tęczówek tylko rude włosy i drobne piegi porozrzucane po roztrzęsionej twarzy.

- Dzięki Merlinie Hope! Nareszcie, tak sie o ciebie bałam, a jak cie zobaczyłam w takim stanie to myślałam że sie zaraz wykrwawisz no i...- rozemocjonowana Molly niemogła przestać nawijać a mnie w duchu lekko śmieszyła jej nadwrażliwa panika.

- Już spokojnie nic mi nie jest. Żyje.- oznajmiłam uspokajając rudowłosą i nie tylko bo za nią stała cała paczka zaniepokojonych przyjaciół.

- Powiedz, pamiętasz kto ci to zrobił?- spytała równie przejęta Elizabeth podchodząc bliżej do mojego łóżka. A w mojej głowie toczyła sie bitwa. To moi przyjaciele, nie powinnam ich dłużej okłamywać. Tak długo dusze to w sobie wewnętrznie tworząc rysy na mojej duszy niczym porysowane lustro. Wruć złamane na milion kawałeczków lustro bo wszystko doszczętnie zostało już zniszczone. A z drugiej strony wydam Toma. Co z niewytłumaczalnego dla mnie powodu nie chce zrobić za wszelką cene.

- Nie, niestety. Nic nie moge sobie przypomnieć.- beznamiętnie odparłam oszczerstwem którym kolejny raz próbuje komuś wcisnąć.

- Mamy coś dla ciebie.- Arthur poderwał się z miejsca wyciągając zza pleców mój ulubiony czekoladowy torcik.

- Na osłode życia.- Teraz to nawet tysiąc torcików nie wniesie w moje życie nawet grama słodyczy. Podał łakocia wprost do mej już kontaktującej z rzeczywistością dłoni.

- Bardzo wam dziękuje. Jesteście kochani. Ale czy mogłabym zostać teraz na moment sama.- powiedziałam starając się najlepiej jak umiałam zamaskować mój nie najlepszy stan psychiczny. Cała gromada tylko ze zmartwieniem wymalowanym na ich twarzach popatrzyła po sobie zgodnie kiwając głowami. A następnie zostałam już tylko sama ze sobą.

Nagle poczułam jak mój oddech przyspiesza a ręce mi się momentalnie pocą. Niewiedziałam co się dzieje gdy nagle przed oczami stanął mi zupełnie inny obraz niż dotychczas.


- Kto to zrobił?- spytał lodowaty głos którego z żadnym innym nie da sie pomylić. Wszyscy śmierciożercy tylko stali ze wzrokiem spuszczonym w ziemię.

- Jeśli sie teraz nie przyznacie wszystkich osobiście was uśmierce.- odparł niepokojąco opanowany a przed szereg wyszedł jeden z moich oprawców wynoszących mnie za drzwi z tajnego spotkania.

- Ja wiem.- wymamrotał wyraźnie przerażony osobą Riddla.

A ten przybrał taką minę ,że jakby przypadkiem odechciało mu się kontynuować zapewne nie byłoby z nim za dobrze.

- To one.- wskazał na stojące po przeciwnej stronie dwie dobrze znane mi dziewczyny. Rzekładbym za dobrze.

Wtedy twarz Toma przykryła rozwścieczona maska i bez pomocy różdżki zaczął dusić dwie przedstawicielki płci żeńskiej które paniczny strach zamieniły na atak histerii głośno szlochając. A ich płacz donośnie dudnił mi w uszach.


Nagle wszystko zniknęło a drzwi Skrzydła szpitalnego otworzyły się z nieukrywalnym hukiem. Wnosili ciała dwóch dziewczyn. Była to nieżywa Lidia i Sabrina...


***

Moim szczerym zdaniem ten rozdział jakoś dupy nie urywa. Ale już niedługo czeka was przełomowy rozdział. Powiedziałabym ogromnie przełomowy. Napewno dużooo sie wyjaśni i wiele sie dowiecie 😏.
Chciałabym wam bardzo ale to bardzo podziękować za miłe komentarze pod poprzednimi rozdziałami. Naprawde bardzo miło mi sie to czyta i przede wszystkim motywuje do dalszego pisania. Możecie pomyśleć że ja tu sobie na odwal takie pitu pitu. Ale nie, to co mówie jest całkiem szczere i każdemu z osobna dziękuje za każdy oddany głos i miły komentarz💘
Pozdrawiam Black_cat

RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz