*Chapter Twenty Eight*

1.4K 57 4
                                    

Emily's POV

Kropelki deszczu uderzały o maskę samochodu ,gdy mijaliśmy kolejne uliczki i byliśmy o krok od spotkania z rodzicami Justina. Zerknęłam w bok lustrując go wzrokiem by móc stwierdzić czemu jest taki spięty. Panowała dziwna cisza co nie było naturalne dla nas obojga, a w przestrzeni było wyczuwalne napięcie. Nie byłam do końca przekonana czy to moja wina ale coś mi podpowiadało, że właśnie tak było. Poprawiłam swoją sukienkę i założyłam nogę na nogę co wyraźnie zirytowało Justina. Zresztą jak wszystko w tym momencie. Chciałam zapytać Marka jak długo jeszcze będziemy jechać ,ale zrezygnowałam czując szarpnięcie oznaczające koniec trasy. Odpięłam pasy i wysiadłam z auta, czekając na Justina. Mężczyzna wysiadł zaraz po mnie i zamknął drzwi.

- Zadzwonię po Ciebie.. -Mruknął do Mark'a i wziął mnie pod rękę, udając się w stronę domu rodziców.

-Nie musiałeś być dla niego taki oschły..- oznajmiłam patrząc na jego zaciśniętą szczękę.

-Musiałem. - Powiedział tym samym tonem co do Mark'a. Zdenerwowało mnie to. Od zawsze wiedziałam ,że jest zmienny lecz ostatnio przechodzi moje najśmielsze oczekiwania.

-Co się z tobą dzieje, huh? - wbiłam w niego spojrzenie, które wskazywało na moje zirytowanie.

-Nie twój zasrany interes..- warknął, a drzwi otworzyła jego matka. Całe szczęście, że to zrobiła w innym wypadku powiedziałabym coś czego później bym żałowała.

-Dobry wieczór..- Powiedziałam do kobiety, uśmiechając się do niej.

-Witajcie kochani..- Na jej twarzy rozprzestrzenił się szeroki uśmiech ,a jej oczy zabłyszczały gdy zobaczyła stojącego obok mnie Justina.

-Cześć mamo..- Powiedział zachowując się bardzo spokojnie co utwierdzało mnie w przekonaniu ,że jest to najbardziej zmienny i bipolarny człowiek na świecie.

-Cieszę się, że przyszliście.. -uśmiechnęła się szeroko wpuszczając nas do środka.

-My również Alice. Dziękujemy za zaproszenie. - skinęłam głową i rozejrzałam się po domu. W środku było pełno ludzi. Nie dziwiło mnie to jednak. Państwo Green czyli adopcyjni rodzice Justina są dosyć znani nie tylko w okolicy ale i w całym mieście. Zdziwił mnie za to fakt, że drzwi otwierała Alice ,a nie jej mąż, który sami ich zaprosił na swoje urodziny. W tej samej chwili gdy miałam zapytać gdzie jest ojciec Justina, poczułam mocny uścisk na ramieniu. Uniosłam głowę i zobaczyłam zaciśniętą szczękę oraz zimne spojrzenie Biebera. Odszedł ze mną na bok, gdzie nie było ludzi.

-Posłuchaj mnie kurwa. Od teraz słuchasz się mnie.- próbowałam wyrwać się z jego uścisku.

-Co cie kurwa napadło? -Spojrzałam na niego zmieszana.

-Nic. -Mruknął wyciągając z kieszeni maskę.- Masz.. -podał mi ją, a sam założył drugą.

- Od teraz trzymasz maskę przez cały pieprzony czas. Najlepiej nie gadaj z nikim ale jeśli będziesz musiała to nie opowiadaj o niczym co nie może wyjść z poza naszego domu.. - mruknął, po czym poszedł zostawiając mnie samą. Gdy zginął w tłumie, powoli ruszyłam w poszukiwaniu Jake'a czyli jego ojca. Uważnie rozglądałam się i przyglądałam wszystkim mężczyznom lecz zadanie nie było takie proste, ze względu na to, że każdy z nich miał maskę. Westchnęłam biorąc od kelnera kieliszek szampana i odwracając się. Nagle poczułam jak moje ciało zderzyło się z innym. Uniosłam głowę i.. bingo! Przede mną stał Jake Green czyli osoba, której szukałam.

-Emily?- Zapytał uśmiechając się szeroko.

-Jake.. -Odwzajemniłam ten uśmiech i przywitałam z nim uściskiem.

How To Love ?Where stories live. Discover now