*Chapter Eighteen*

2.1K 52 5
                                    

Goście przychodzili jeden po drugim. W przeciągu następnych 30 minut dom był pełen ludzi. Byli tu sławni prawnicy i miejscowi przedsiębiorcy. Im bliżej przyjazdu rodziców Justina tym bardziej się denerwowałam. Czułam jak coś przekręca mi się w brzuchu, a serce zaczyna bić coraz szybciej. Nie byłam w stanie wypić ani łyka szampana z kieliszka, który trzymałam już dobre 20 minut. Odłożyłam go i wzięłam głęboki oddech. To było dla mnie za dużo. Nie byłam gotowa ich poznać. W sumie to nawet nie chciałam. Nie jesteśmy z Justinem razem, a z własnego doświadczenia wiem, że rodzice moich partnerów mnie nie lubią. To po prostu nie mogło się udać. Ja- miejscowa prostytutka, której się poszczęściło, miałam udawać dziewczynę Justina Biebera- Największego biznesmena w mieście, a możliwe, że i kraju. To przecież niedorzeczne.Nikt w to nie uwierzy. Justin może mieć każdą dziewczynę. Z trudem przełknęłam ślinę odwracając się. Przeszłam kilka kroków wpadając na kogoś. Uniosłam głowę i ujrzałam Justina. Był tak samo zestresowany jak ja.
-Przepraszam.- Powiedziałam cofając się. Pokiwał tylko głową posyłając mi delikatny uśmiech.- Justin.. ja .. musimy pogadać.- Powiedziałam patrząc na jego zmieszany wyraz twarzy.-Okey..- Powiedział opierając się o ścianę i patrząc na mnie.-Na osobności..- Powiedziałam oblizując usta.-To aż tak ważne? Nie możemy porozmawiać o tym jak już wszyscy pójdą?- Zapytał podchodząc do mnie bliżej. Przymknęłam oczy próbując uspokoić swój oddech.-Nie Justin. Nie może.- Powiedziałam stanowczo napotykając się z jego zimnym, surowym i pełnym władczości spojrzeniem.-Więc chodźmy..- Wychrypiał podchodząc do Marka i szepcząc mu coś na ucho. Ten pokiwał głową,a Bieber ruszył schodami na górę. Poszłam zaraz za nim uważając aby się nie przewrócić. Weszliśmy do jego gabinetu,a chłopak zamknął za nami drzwi. Usiadłam na blacie biurka i założyłam nogę na nogę obserwując jego ruchy.-Więc... O czym chciałaś porozmawiać?- Zaczął Bieber stając przede mną z założonymi rękami. -To się nie uda... - Powiedziałam na wydechu. Justin zmarszczył brwi obdarzając mnie swoim słynnym lodowatym spojrzeniem.-Nie uda się co!? - Delikatnie uniósł głos.-Wszystko... Nikt w to nie uwierzy. To nie może się udać Justin...- Oznajmiłam biorąc głęboki wdech. Chłopak stał w bezruchu po chwili chichocząc.-Masz rację...nikt. Może oprócz tych 150 osób, które przed chwilą życzyły mi jebanego szczęścia w związku!- krzyknął na co się wzdrygnęłam.-Ne krzycz na mnie do cholery!- Odpowiedziałam tym samym tonem co on. Podszedł do mnie i chwycił za gardło.-Będę robił co tylko mi się podoba.!!- Warknął zaciskając dłoń. Powoli zaczęłam się dusić.-Zrozumiano kurwa!?- Zapytał na co wydusiłam z siebie coś brzmiącego jak "tak". Bieber uśmiechnął się szeroko w końcu mnie puszczając. Opadłam na podłogę tracąc czucie w nogach. Zachłysnęłam się powietrzem głęboko oddychając i masując szyję.- Posłuchaj księżniczko... Masz prawa ale masz też i obowiązki. Jednym z nich jest słuchanie tego co mówię i robienie tego, co ci każę bez sprzeciwów. -Mówił nachylony nade mną z obłąkaniem w jego oczach. Dopiero teraz zauważyłam, że jego źrenice pociemniały i powiększyły się. Drżąc ze strachu na podłodze, nieśmiało pokiwałam głową.Wtedy to doszło do mnie, jak przerażająca jest ta ciemniejsza strona Justina. Ta, którą ukazywał gdy któraś z jego uległych sprzeciwiła mu się. A ja? Byłam kolejną z nich. Najgorsze jest to, że na własne życzenie.Nikt nie zmuszał mnie abym wsiadała do jego auta.  Bałam się. Tak cholernie się bałam...
                                                                 *Justin's POV*                                                               
Ja pierdole! Co ja robię!? Nie chciałem jej tak wystraszyć. Mogłem wyładować się na czymś innym nie na niej. Ale cóż. Zawsze robiłem to na kobietach. Jestem zimnym skurwielem bez uczuć. I wiecie co w tym najlepsze? Dobrze mi z tym. Ale oprócz tych wszystkich- w oczach innych złych- cech jestem wychowany na uczciwego przedsiębiorcę, pracodawcę, pracownika i miliony innych . W interesach jestem uczciwy. Zapomniałem, że "związek" z Emily jest w pewnym sensie interesem. Ostatnio obiecałem jej, że przez miesiąc pomogę jej się w tym wszystkim połapać. Zawsze dotrzymuję obietnic. Tej także dotrzymam. Muszę tylko naprawić to co teraz zjebałem. Kucnąłem przy jej drobnym ciele, które było zwinięte w kolke i całe drżało.-Emi- Próbowałem coś powiedzieć ale przerwała mi.-Zostaw mnie!- Krzyknęła, a z jej dużych brązowych oczu wytoczyły się łzy, które wyznaczyły wilgotne linie na jej pobladłych policzkach.-Emily.. przepraszam. J-Ja nie chciałem...- Powiedziałem z trudem przełykając ślinę i spuszczając głowę.-Gówno Prawda! Chciałeś!-Krzyknęła wstając na równe nogi.- Bardzo dobrze wiedziałeś co robisz. Ale nie dziwmy się. Każdą ze swoich dziwek tak traktowałeś. Dlaczego w ogóle pomyślałam ,że przy mnie mógłbyś się inaczej zachowywać?!- Powiedziała siadając na blacie mojego biurka i chowając twarz w dłoniach.-Masz racje.- Odpowiedziałem wstając do jej poziomu.-Tylko tyle? Tylko tyle masz do powiedzenia?- Powiedziała unosząc głowę.-A czego ty oczekujesz? Wiedziałaś na co się piszesz. Pomimo tego wszystkiego co ci powiedziałem nadal tu jesteś. Nikt nie kazał ci wsiadać do mojego auta. Sama to zrobiłaś.- Powiedziałem zaciskając szczękę.-Gdybym wtedy wiedziała ,że to wszystko będzie tak wyglądać nigdy bym tego nie zrobiła. Trzymałabym się od ciebie z daleka. Jesteś pierdolonym psychopatą. Zasypiam ze strachem ,że następnego dnia znajdą mnie w twojej piwnicy pociętą na kawałki.- Powiedziała machając rękami. Zaśmiałem się gorzko oblizując przy tym usta.
-Nie mam piwnicy. -Powiedziałem wbijając w nią swoje surowe spojrzenie.-Ale czasem żałuje bo mogłaby się przydać.- Warknałem.-Jesteś nienormalny.Powiniemeś się leczyć!- Wysyczała.-Gówno mnie obchodzi co sobie o mnie myślisz. Poza tym.. Czego ty się spodziewałaś? Że zabiorę cię do siebie do domu, wybuchnie wielka miłość ,wyjdziesz za mnie będziemy mieć gromadkę dzieci i psa?! Myliłaś się suko! Wy kobiety jesteście tak głupie i naiwne. Nadajecie się tylko do pieprzenia. - Powiedziałem tym samym tonem co ona.-Dlaczego jesteś takim skurwysynem, co?! Powiedz mi. Może wtedy będę wiedziała jaki jest z tobą problem!- Powiedziałą podchodząc do mnie bliżej.-Problem jest jeden. Jesteś małą wkurwiającą szmatą.- Warknąłem popychając ją na ścianę i wychodząc z pokoju. Będąc za drzwiami poprawiłem krawat i włosy po czym zszedłem na dół.Przywitałem nowych gości i uśmiechałem się do każdego. Byłem mistrzem ukrywania emocji, choć założę się , że moja twarz była lekko zaczerwieniona ze złości. Poczułem czyjąć rękę na swoim ramieniu co sprawiło ,ze szybko się odwróciłem.-Synu..- Powiedziała moja matka uśmiechając się do mnie radoście.-Mamo..- Powiedziałem przytulając ją, a następnie ściskając rękę ojca.-A gdzie jest Emily? -Zapytała mama marszcząc czoło i rozglądając się po domu.-Zrobiło jej się słabo i poszła na chwile się położyć.- Skłamałem oblizując usta.-Mam nadzieję ,ze to nic poważnego..- Powiedziała cicho, głosem pełnym troski.-Też mam taką nadzieję.. -Westchnąłem wsadzając ręce do kieszeni, ale mrożące spojrzenie matki sprawiło ,że szybko je wyciągnąłem.- Zaprowadze was do stołu.- Powiedziałem chywtając moją matkę pod rękę i prowadząc do reszty gości. Wszystko szło po mojej myśli... Jest tylko jeden problem... Gdzie do kurwy jest Emily!?

How To Love ?Where stories live. Discover now