17.

2K 161 78
                                    

Thomas:

Spałem sobie w najlepsze przytulony do Dylana, nagle obudziły mnie wibracje telefonu, szybko się zerwałem i wyszedłem do przedpokoju żeby nie obudzić chłopaka.

- Halo - odebrałem zaspanym głosem.

- Thomas? Gdzie ty się podziewasz? - spytał Artur, a moje serce zaczęło bić coraz szybciej.

- O cholerka - powiedziałem i złapałem się za głowę - Ja przepraszam, nie było mnie kilka dni w mieście i zapomniałem, że dzisiaj zajęcia.

- Wczoraj mieliście jakiś egzamin praktyczny na którym cię również nie było, nie chce nic mówić ale twoja sytuacja nie wygląda zbyt dobrze, jeśli nie weźmiesz skądś zwolnienia lekarskiego...

- Artur dziękuję Ci za wszystko naprawdę, ale już się więcej raczej się spotkamy. Rzucam tę szkołę - powiedziałem.

- Co? Thomas to tylko jeden egzamin, nadrobisz wszystko...

- Ale ja nie chcę być policjantem. Nie chcę, rzucam to w cholerę - mówiłem przekonany.

- Jeszcze miesiąc, tylko miesiąc i będziesz już normalnie mógł pracować jako policjant i chcesz to wszystko rzucić? Zastanów się. Słuchaj, ja ci dzisiaj wpiszę obecność tutaj, tylko nie rezygnuj.

- Muszę kończyć - przerwałem Arturowi jego prośby błagalne i się rozłączyłem.

Tak, jeszcze miesiąc i mógłbym normalnie pracować jako policjant. Ale czy ja tego chcę? Czy chcę latać za przestępcami, wypełniać jakieś jebane raporty i łączyć ze sobą fakty?

Szczerze mówiąc po tym co odwaliłem ostatnimi czasy nie powinienem być w policji, wiem o działaniu grupy przestępczej, mogę bez problemu wskazać miejsce w którym są, ale nigdy nie mogę tego zrobić. To nieetyczne, ale Dylan jest dla mnie ważny i nawet nie przeszło mi przez myśl żeby donieść o tym wszystkim, ten jeden donos pociągnąłby za sobą górę złych zdarzeń a przede wszystkim zamknęliby mojego ukochanego kryminalistę.

Ogarnąłem się i poszedłem do sklepu po coś na śniadanie, w lodówce nie było nic oprócz masła i jakiegoś starego dżemu. Pech chciał, że w pobliskim sklepie trafiłem na tę wariatkę Brendę, która akurat kupowała jakieś bułki. Wszedłem w pierwszą lepszą alejkę udając, że czegoś szukam.

- Thomaaaas - usłyszałem jej piskliwy głos.

Wywróciłem teatralnie oczami i odwróciłem się w jej stronę.

- Co? - spytałem niemiłym głosem.

- Dylan jest w domu? - zapytała ze sztucznym uśmiechem, wyglądała jak debilka.

- Jest, ale nie ma ochoty się z tobą widzieć - powiedziałem i poszedłem na pieczywo po jakiś chleb, jednak dziewczyna była natrętna i podążała za mną krok w krok.

- To, że ty jesteś pedałkiem to nie znaczy, że każdy facet jest, a widać że na niego lecisz ale przykro mi taki fajny facet jak Dylan nawet na ciebie nie spojrzy - gadała Brenda, a ja słuchałem jednym uchem i wypuszczałem drugim jej słowotok.

Nawet na nią nie patrząc zacząłem się kierować do kasy, jednak ona ciągle za mną szła i coś pierdoliła. Nie wytrzymałem i stanąłem na środku i się do niej odwróciłem przodem.

- Słuchaj do jasnej cholery nie mam ochoty słuchać twojego pierdolenia, gówno mnie obchodzi co masz do powiedzenia, jesteś zwykłą kłamczuchą, i odczep się ode mnie i od Dylana, rozumiesz?! - warknąłem, a dziewczyna stała i się na mnie patrzyła.

Szybko poszedłem do kasy i zapłaciłem za zakupy, a ona dalej łaziła po sklepie, jakby udawała że się nie znamy. Ona jest serio pojebana, współczuję Ki Hongowi.

Więzień [DYLMAS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz