13.

2.2K 172 98
                                    

Thomas:
To już cztery dni, cztery dni odkąd Dylan wrócił do Toronto. Wiem tyle, że gadał chwilę z Ki Hongiem przez telefon i nic więcej. Ze mną jak widać nie chciał się kontaktować, bolało to cholernie.

Szykowałem się na zajęcia, o mało nie zapomniałem jedzenia. W pośpiechu założyłem buty i wsiadłem do auta.

Słońce grzało, założyłem okulary i zamierzałem do celu. Kurwiałem co chwilę pod nosem, korki były większe niż zwykle. Czy naprawdę akurat dzisiaj, jak wyszedłem z domu później niż zwykle i mam zjebanym humor, to od rana muszą być korki? Czy mogę przestać myśleć ciągle o tym wytatuowanym debilu, który wyjechał na porachunki z jakąś mafią czy chuj wie czym? Mam nadzieję, że mu się nic nie stanie, o ile w ogóle jego wersja, że jedzie załatwić ważne sprawy jest prawdziwa.

- KURWA! - ryknąłem gdy jakiś debil zajechał mi drogę i mało nie doszło do wypadku. Łamiąc kilka przepisów drogowych dojechałem na komisariat i z impetem wysiadłem  z auta trzaskając z całej siły drzwiami. Już z daleka widać było, że jestem dziś wkurwiony.

Wparowałem na komendę i od razu poszedłem do Artura z którym miałem iść na patrol.

- Przepraszam za spóźnienie - powiedziałem starając się trzymać nerw na wodzy.

- Dwie minuty to jeszcze nie tragedia - powiedział i się zaczął śmiać. Dla mnie trochę katedra, należałem do ludzi, którzy się raczej nie spóźniali.

Artur miał może ze trzydzieści lat i lubiłem go, dlatego na samą myśl, że to z nim mam iść na patrol humor mi się delikatnie polepszył.

Chodziliśmy po niezbyt przyjemnej dzielnicy i rozmawialiśmy, szczerze mówiąc nie widzę siebie w tej pracy. Opowiadał mi o szefie który nie jest zbyt przyjemny, i tym że godziny zakończenia pracy są ruchome i takie tam.

Po zajęciach praktycznych udałem się do domu, szczęśliwy zdjąłem z siebie wyjściowe ubrania i ubrałem dresy. Już miałem robić sobie obiad gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi, miałem nadzieję że to Ki Hong bo tylko z nim mam ochotę rozmawiać. Niestety, pomyliłem się. W drzwiach ujrzałem skąpo ubraną brunetkę, moją ulubienicę Brenda.

- Czego? - zapytałem nieprzyjemny głosem nawet nie ukrywając moje irytacji.

- Dylan jest? - zapytała.

- Nie ma - powiedziałem oschle - Wczoraj, i przed wczoraj go również nie było, bo... - miałem jej powiedzieć, że wyjechał ale sama mi przerwała.

- To akurat wiem, nie było go u ciebie bo był w tym czasie u mnie - powiedziała z szerokim uśmiechem.

- Ty jesteś serio pojebana i do tego kłamiesz. Dylan wyjechał kilka dni temu i nie przyłaź tutaj - powiedziałem i zamknąłem jej drzwi przed nosem.

A jeśli ona mówiła prawdę i Dylan ode mnie uciekł do niej? Brendą jest kłamczuchą i nie wierzę w to co ona mówi, ale nie mam też pewności gdzie on przebywa. Nie miałem dowodów na prawdomówność bruneta.

Wszedłem wkurzony do kuchni i wyjąłem wino, nalałem sobie cały kieliszek i wypiłem na raz po czym otworzyłem okno. Ta dziewczyna mi już tyle krwi napsuła, czy to się nigdy nie skończy? Wystawiłem głowę przez okno i zacząłem łapać świeże powietrze do płuc. Wyjąłem z kieszeni telefon, Dylan nic się nie odzywał, nie pisał, nie dzwonił. Ja na pewno do niego nie zadzwonię. Po chwili wziąłem się za gotowanie obiadu, a raczej odgrzewanie. Nie dawało mi spokoju to gdzie jest Dylan. Nagle przyszedł mi do głowy świetny pomysł, jest sposób aby się dowiedzieć gdzie przebywa Dylan. Złapałem za telefon i zadzwoniłem do Artura.

- Halo? - odebrał.

- Artur? Jesteś jeszcze w pracy? - spytałem.

- Tak, jestem jeszcze z pół godziny a co?

Więzień [DYLMAS]Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum