VII

1.7K 100 72
                                    

czemu scorpius malfoy chodzi na randki?

-Widzicie tego blondyna? W ciemnozielonej bluzie.

-Co on tutaj robi? I kto to jest?

-Nie wiem. Wygląda, jakby się trochę wstydził.

To były pierwsze słowa, które usłyszała Rose po odzyskaniu świadomości. Rozpoznała w nich głosy Emily, Alexa i Mike'a.

Powoli otworzyła powieki, które wydały jej się naprawdę ciężkie. Jej umysł słuchu jej nie zawiódł - przed sobą zobaczyła twarze swoich najlepszych przyjaciół.

Poczuła gdzieś w środku ukłucie bólu, kiedy zdała sobie sprawę, że nie ma wśród nich Albusa.

-O, Rose, kochana, obudziłaś się! -zawołała Emily, dostrzegając, że jej przyjaciółka odzyskała przytomność.

-Obudziła się? -spytał inny kobiecy głos. -Proszę powiedzieć, jak się czujesz, panno Weasley?

To była pani Pomfrey, która od razu, nie czekając na odpowiedź, podała jej do ust jakiś eliksir. Rose skrzywiła się, kiedy poczuła na języku bardzo gorzkawy smak.

-Ee... -zaczęła niepewnie. -Jestem trochę oszołomiona, ale nic mnie nie boli.

-Pewnie, że nie boli. -powiedział Alex, przyglądając się pielęgniarce z podziwem. -W końcu pani Pomfrey nastawiła ci wszystkie kości i podała odpowiednie eliksiry i maści.

Zerknęła w stronę pielęgniarki, która wyglądała, jakby wcale nie usłyszała tej uwagi. Skupiła się na rozsmarowywaniu jakiejś substancji po ręce rudowłosej. Po wykonaniu tej czynności, wytłumaczyła jej, że będzie musiała zostać w Skrzydle Szpitalnym jeszcze przez kilka dni.

-Wyglądasz jak trup. -oznajmił jej Mike, kiedy pani Pomfrey odeszła od jej łóżka.

-A jak ma wyglądać? Spadła z dwudziestu metrów. -zauważył Alex.

Rose zmarszczyła brwi, próbując odtworzyć w głowie wydarzenia, które spowodowały, że się tutaj znalazła.

Odbywał się mecz Quidditcha... Pamiętała, że podążała na miotle za Ślizgonką, która trzymała kafla, chcąc jej go odebrać, ale wtedy usłyszała, że ktoś ją wołał. Tylko kto to był?

Przez jej głowę przemknął obraz twarzy Scorpiusa Malfoya i poczuła w środku taką wściekłość, że miała przez chwilę ochotę kogoś uderzyć.

Przeprosił ją. Malfoy przepraszający innych ludzi był tak zaskakującym widokiem, że pomyślała, że zrobił to szczerze. Jaka była głupia! Tak naprawdę chciał po prostu tylko odwrócić jej uwagę i sprawić, by tłuczek ją uderzył. Znowu zagotowała się w niej wściekłość. To było tak nieuczciwe i brutalne, że nawet po nim się czegoś takiego nie spodziewała! Przecież mogła zginąć!

-Chwila, jak to się w ogóle stało, że się nie zabiłam? -spytała.

-McGonagall, która była na trybunach, jak byłaś już tuż przy ziemii rzuciła jakieś zaklęcie. Nie wiem, jakie to było, ale jak widać, zadziałało. -odparła Emily, wzruszając ramionami.

Alex już otworzył usta, prawdopodobnie, by wytłumaczyć co to za zaklęcie, ale wtedy Mike przypomniał wszystkim, że jest już dziewiętnasta, czyli godzina kolacji.

-Szybko coś zjemy i do ciebie wrócimy. -zapewniła jej przyjaciółka.

-I ci coś przyniesiemy. -dodał Alex.

-Jasne, idźcie. -odparła Rose, uśmiechając się delikatnie.

Kiedy jej przyjaciele wyszli, westchnęła cicho. Wciąż miała mnóstwo pytań, na które jej nie zdążyli odpowiedzieć.

wcale jej nie kocham! | scorose ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz