VI

1.8K 114 87
                                    

czemu rose weasley umie spowodować u niego wyrzuty sumienia?

-Pamiętajcie o dwóch najważniejszch rzeczach, które macie pamiętać podczas tego meczu: i tak wygramy, a Gryfoni są frajerskimi dzbanami. -oznajmił Zabini.

Odpowiedzią na jego słowa były rozbrzmiewające głośno wiwaty wszystkich Ślizgonów siedzących przy stole.

Nastał początek października, a wraz z nim mecz Quidditcha Ślizgonów i Gryfonów. Wszyscy uczniowie zerwali się w sobotę rano z łóżek, nie chcąc przegapić pierwszej w tym roku rozgrywki.

Wszyscy członkowie drużyny zajadali śniadanie, otoczeni wielbicielami, którzy życzyli im wygranej. Głównie były to dziewczyny, które robiły maślane oczy do Isaaca i przy każdej możliwej okazji łapały go za rękę.

Scorpius przewrócił oczami, biorąc do ust kolejny kęs tosta. Wciąż nie rozumiał, czemu Zabini miał takie powodzenie. Przecież był zupełnym głupkiem.

Scorpius wstał i ruszył w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Chciał pójść się przebrać w strój, zanim wielbicielki Isaaca zaczną ich wszystkich podglądać i przy tym głośno chichotać.

Nagle poczuł, jak ktoś z dużą prędkością w niego wbiegł. Zatoczył się, próbując utrzymać równowagę, co w końcu mu się udało, ale wciąż czuł ból w brzuchu z powodu mocnego i niespodziewanego uderzenia.

-Och, przepraszam! -usłyszał znajomy głos, więc zwrócił ku niemu wzrok.

To była Weasley. Prychnął pod nosem. No tak, to było bardzo prawdopodobne, że to ona była na tyle nierozważna, by w niego wpaść z tak dużym impetem. Ona była jakaś ślepa, czy jak?

Przyjrzał się jej. Wyglądała, jakby wciągnęła na siebie ubranie w wielkim pośpiechu, bo nawet on, który nie znał się za bardzo na ubraniach, mógł zauważyć, że bluza i spodnie zupełnie do siebie nie pasowały. Jej włosy były zupełnie nierozczesane i rozwalone na wszystkie strony.

Odrzucił od siebie myśl, że wyglądała uroczo i pomyślał, że pewnie zaspała. Tego też można było się po niej spodziewać.

-Naucz się chodzić, Weasley. -mruknął chłodnym tonem. -I się uczesz.

Spłonęła rumieńcem, uciekła od niego wzrokiem i prędko pobiegła w stronę stołu Gryffindoru.

Ponownie starał się nie myśleć o tym, że wyglądała uroczo. Przecież był na nią wściekły.

Był taki moment, że uważał ją za dobrą koleżankę. Serio. Wprawdzie ona myślała, że jej nie lubił, ale on po prostu uwielbiał się z nią droczyć.

Okazało się, że była taka jak ci wszyscy idioci, którzy uważali, że jego ojciec wciąż był Śmierciożercą. Jeszcze inni myśleli, że Scorpius też nim był, co było już zupełym szaleństwem.

Blondyn nie miał nic a nic do mugoli, czy mugolaków. Nie patrzył na ludzi pod pryzmatem tego, czy mają tak zwaną czystą krew. Był naprawdę tolerancyjny.

Najwięcej ludzi, którzy tak o nim myśleli, było wtedy, kiedy po raz pierwszy pojechał do Hogwartu. Często na niego krzywo patrzyli, wytykali palcami, mówili o nim za palcami. Tak było do momentu, kiedy wszyscy zrozumieli, że Scorpius był całkiem w porządku chłopakiem i odkąd skończył pierwszy rok w Hogwarcie, naprawdę rzadko się zdarzało, by ktoś tak o nim pomyślał.

Wszystko się zmieniło ostatnio, kiedy pojawił się ten artykuł w Proroku Codziennym. Znowu zaczęły się te szepty, dziwne spojrzenia i zmarszczone brwi na jego widok. Nie przejmował się tym, ale strasznie go to irytowało i denerwowało.

wcale jej nie kocham! | scorose ✔Where stories live. Discover now