16. Może zatańczymy?

1.1K 75 23
                                    

niesprawdzony

Powoli otwieram drzwi balkonowe, gdy orientuję się skąd dochodzi dźwięk.

Nic dziwnego, że za nimi widzę wysokiego szatyna z czerwonym Malboro w buzi. Jest cały przemoknięty. Powiedziałabym, że do suchej nitki, lecz żadnej takowej nie mogę dostrzec. Bluza, która nabrała sporej objętości dzięki wodzie, ciągnie się w dół. Chłopak przez chwile patrzy na mnie z wyrzutem i z tym biednym zgaszonym papierosem w ustach.

— Otwieraj! - krzyczy zdenerwowany, co przyspiesza moje powolne ruchy.

Szatyn głośno wzdycha i pociąga nosem. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że już zdążył się przeziębić, ale czemu miałby udawać. Lekko niepokoi mnie stan jego zdrowia. Fakt faktem nie wygląda zbyt dobrze.

— Igor, dobrze się czujesz? - pytam poważniej gdy chłopak zaczyna rozbierać się z mokrych ubrań.

— Ja? Czuje się świetnie. - chłopak kontynuuje zdejmowanie z siebie poszczególnych części garderoby i kieruje się do łazienki zostawiając je za sobą w szeregu, który ciągnie się za nim jak dróżka.

Podążając za nim zbieram ubrania z podłogi. Gdy chłopak wchodzi do łazienki i głośno trzaska drzwiami, krzywię twarz w grymas. Zostawiam mokre ubrania szatyna na podłodze w jego sypialni i cierpliwie wyczekuje aż wyjdzie.

W końcu zjawia się w pokoju po jakichś dziesięciu, minutach w samej bieliźnie. Nigdy nie zrozumiem takich chłopaków, powinno mu być zimno, w końcu stał zmarznięty na deszczu. Wrzuca przemoczone ubrania do kosza na pranie. Podchodzi o łóżka i siada na nim. Przeczesuje palcami włosy, które i tak jednak decydują się spać mu bezwładnie na czoło. Dopiero teraz zauważam, że jest cały czerwony.

— Na pewno wszystko w porządku? - odgarniam jego roztrzepane włosy z czoła i sama przykładam do niego dłoń.

— Nic mi nie będzie. - mówi ochrypniętym głosem. —To tylk-

— Masz gorączkę. - przerywam mu. — Jestem pewna na 90%, gdzie jest termometr? - pytam na co ten wzrusza tylko ramionami. — Śpisz tu, nie ma innej opcji. - decyduje.

— Ale-- -nie pozwalam skończyć szatynowi zatykając mu buzie swoją ręką.

— Nie ma ŻADNYCH ale! - odpowiadam wstając z łóżka. Odklejam od niego swoją dłoń i kieruje się do pokoju Adriana. Mam nadzieje, że się nie obrazi. No, ale wszystko w imię zdrowia jego przyjaciela, tak?

— Nie, proszę nie mów, że będziesz tam spać? - zawodzi gdy mam już otworzyć drzwi pokoju lokatora. Kiwam potakująco głową i już otwieram usta, aby potwierdzić jego słowa, ale szatyn mnie wyprzedza. - Śpijmy razem. - mruczy bawiąc się nitką wystającą od pościeli.

Mateusz

— Dwa shoty, prosimy. - Adrian stoi przy aneksie i składa zamówienie "barmance".

— To był otatni raz, więcej nie pije, zapamiętaj stary... - mruczę do niego.

— Za każdym razem tak mówisz. - klepie mnie po plecach. No tak, zawsze zapominam o tej obietnicy. Pewnie jutrzejszy dzień nie będzie wyjątkiem.

Jak na razie impreza całkiem nieźle się kręci. Przyszła masa ludzi, także z tłumu nie mogę rozpoznać ani jednej osoby, co może być też częściową winą alkoholu, który w siebie wlałem. Kilka dziewczyn próbowało zaciągnąć mnie na parkiet, lecz to też im się nie udawało, bo jestem przekonany, że nikt w mieście nie tańczy gorzej ode mnie. Kompletnie wypadła mi z głowy sprawa porzuconych kluczy, więc cały stres ze mnie zszedł.

— Cześć przystojniaku. - jakaś dziewczyna łapie mnie za nadgarstek i lekko ciągnie do siebie, tak, że stykamy się klatkami.

Mruczę coś pod nosem i fukam na nią z obrazą, ale dziewczyna nie zauważa aktu mojego obrażenia się i dalej coś do mnie mówi.

— Może zatańczymy? Wyglądasz jakbyś umiał obchodzić się z kobietami, wiesz? - kładzie dłonie na moich ramionach i szepcze mi do ucha.

Po moim ciele przechodzą pojedyncze ciarki. Lekko wzdrygam się i ściągam z siebie ręce dziewczyny. Jej mózg, nie jestem pewien czy do końca sprawny, odbiera ten gest jako zaproszenie do czegoś, więc blondynka łapie mnie za dłonie i ciągnie w kierunku parkietu. Po chwili, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, tańczę z nią w rytm jakiegoś wakacyjnego hitu.

— To mój ulubiony kawałek! - krzyczy w moją stronę. Głupia. Przecież widzę, że to jej ulubiony kawałek, wygina się jak nienormalna.

— Super. - mruczę tak naprawdę do siebie, gdyż dziewczyna nawet nie zwraca na moje słowa uwagi.

Chciałbym już wrócić do pokoju.
Tylko szkoda, że kurwa nie mogę...

Igor

Gaszę ostatnie zapalone światło w mieszkaniu i wracam do łóżka. Nie jestem jakoś specjalnie zmęczony, ale to przeziębienie faktycznie daje się we znaki. Lepiej będzie jak chwilę odpocznę.

Olka, odkręcona do mnie tyłem, próbuje zasnąć. Przynajmniej na to wygląda.

Kładę się obok brunetki i nakrywam zimne ciało pościelą. Czuje ciepło bijące od jej ciała, jednak powstrzymuje się od zrobienia czegoś głupiego bądź niezręcznego. Chcąc się odwróci plecami do dziewczyny, niechcący jednak musnąłem jej udo dłonią. Sssss. Ups?

— Igor? - powoli odkręca się do mnie. Spoglądam jej w twarz. Jest czerwona jak pomidor.

— Hmm? - mruczę próbując zachować spokój.

— Jesteś strasznie zimny. - łapie mnie za rękę i spłata nasze palce razem. Impulsywnie, lekko ściskam jej drobną dłoń. Nie wiem co we mnie wstąpiło. — Jesteś pewien, że dobrze się czujesz? Może pójdę po jakieś tabletki. - znów pyta troskliwe. Jest dla mnie taka dobra, jak mogłem być dla niej taki wredny.

— Nie, nic mi nie będzie. - wychrypuje, a dziewczyna zostawia moją dłoń i przekręca się na łóżku, tym razem w moja stronę. — Jestem pewien, że jutro mi przejdzie. — wzdycham, bacznie przyglądając się sufitowi.

— Watpię, Houdini. - szepcze, wygodniej układając się na wielkiej poduszce. — Ale, skoro tak mówisz, to dam ci spokój. - czuje na sobie wzrok. — Chociaż jesteś strasznie zimny. - dodaje szeptem leciutko muskając mój tors palcami.

— Mam się ubrać? - uśmiecham się i unoszę jedną brew.

— Nie! - krzyczy. — Znaczy....Pff, jak chcesz. - dodaje w ułamku sekundy i przewraca oczami. Udaje, że ma to w dupie, choć i ja, i ona wiemy, że jest zupełnie na odwrót. Jest słodka kiedy się denerwuje.

— Spokojnie, specjalnie dla ciebie zostanę roznegliżowany. - odwracam się do niej twarzą i dyskretnie puszczam jej oczko, na co lekko unoszą się jej konciki ust, jednak w tym samym czasie wywraca oczami.

— Pierdol się z tymi twoimi tekstami. - mruczy, już odwrócona do mnie tyłem.

— Szkoda, że nie mogę z czymś innym. - mówię sam do siebie, chwile później wzdycham. Gdy orientuje się co ja właśnie pierdolnąłem zatykam sobie usta dłonią i spoglądam na dziewczynę.

Nie wierze, ale...-


Na szczęście już zdążyła zasnąć.












an!
Witam państwa.
Otóż tak. Nie wiem jak ja wyrobie z ta książka, bo aktualnie wyjeżdżam za granice do ciepłego kraju martini i majeranku.
Będę próbowała coś naskrobać w czasie tych moich „wakacji", ale nie obiecuje jakiejś szybkiej mobilizacji w tym kierunku.

schizy. retoजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें