6. Jesteś okropny

1.3K 98 16
                                    


Obejmuje Dąbkowską ramieniem i zamykam za nami drzwi. Poprawia bieliznę z której ten skurwiel chciał ją rozebrać. Po jej policzkach spływają pojedyncze słone łzy. Zatrzymuje ją i zaczynam ocierać je kciukiem. Sam nie wiem czemu to robię.

— Nie płacz. Ten skurwiel już cie nie dotknie. Obiecuje. - próbuje ją pocieszyć. Ola smutno się uśmiecha ,lecz po jej policzku spływa coraz to więcej łez.

Przytulam ją do siebie i obejmuje ramieniem. Nie wiem czemu ,ale czuje że tak zrobiłby każdy na moim miejscu. Dąbkowska niepewnie zarzuca ręce na mój kark cicho szlochając w moją bluzę. Czuje jak mokra plama na moim ramieniu staje się coraz większa. Nie przeszkadza mi to w ogóle.

Słyszę dźwięk mojego telefonu. Urywa się co oznacza ,że otrzymałem wiadomość tekstową. Wyciągam telefon nie przestając tulić do siebie dziewczyny.

Od: Klient (amfetamina)
Nie wiedziałem ,że gustujesz w takich szmatach Bugajczyk...

— Kurwa. - klnę cicho przez co dziewczyna spina swoje drobne ciało na chwile.

— Co się stało? - opanowuje łzy.

— Ciii... Nic, wszystko dobrze... - kładę swoją rękę na jej głowie i ponieważ dziewczyna jest sporo niższa lekko przyciskam do swojej klatki piersiowej. Ta posłusznie wtula się w mój tors próbując się uspokoić. — Ciii... - uciszam ją i kiwam nami delikatnie na boki pocierając ręka jej plecy.

Wyciągam telefon. Pisze wiadomość.

Do: Klient (amfetamina)
A więc to ten słynny anonimowy klient...
Nie pogrążają się dzieciaku.

Od: Klient (amfetamina)
Zniszczę cie. Zapamiętasz moje nazwisko na całe życie.

Do: Klient (amfetamina)
Spierdalaj. Ode mnie i od niej.

Od: Klient (amfetamina)
A co zależy Ci na niej, co?

Do: Klient (amfetamina)
Nie. Po prostu chce mieć święty spokój choć przez chwile, a żaden smarkaty bachor nie będzie mi groził.

Od: Klient (amfetamina)
Do zobaczenia. Nie umieraj za szybko. Chce jeszcze zobaczyć te pyskatą mordę.

Do: Klient (amfetamina)
Nigdzie się nie wybieram.

Przełykam ślinę i chowam telefon z powrotem do kieszeni. Prowadzę dziewczynę do salonu i sadzam na sofie. Postanawiam nie mówić jej o wiadomościach. Już i tak dość jej wrażeń jak na jeden dzień. Będzie miała nauczkę ,że trzeba uważać na towarzystwo.

Podaje jej chusteczki i idę zrobić jej herbatę. Znajduje tylko zieloną ,więc taką też zaparzam.

Siadam obok niej, przykrywam ją kocem i podaje jej do rąk kubek z gorąca cieczą.

— Jeśli czujesz potrzebę... Słuchaj, możemy po prostu porozmawiać. Jeśli chcesz. - daje jej znać.

Dąbkowska bierze łyk gorącej herbaty i patrzy na mnie błądząc wzrokiem po mojej twarzy.

— Dzięki za to wszystko i w ogóle ,ale czemu dalej jesteś taki... miły? - pyta nie ukrywając zdziwienia. W sumie sam nie wiem. Może dziś po prostu mam ochotę być miły. W każdej chwili może mi się to odmienić. Zaciskam lekko szczękę żeby nie powiedzieć czegoś wrednego albo moim - dobrze już jej znanym - aroganckim tonem.

schizy. retoWhere stories live. Discover now